Władysław Kosiniak-Kamysz rozpoczął "reset" w polskiej armii i nie jest to przypadkowe określenie. Wracają postaci znane z czasów pierwszych rządów Donalda Tuska. - Prawdziwy „powiew świeżości” - komentuje były minister Mariusz Błaszczak.
Po objęciu władzy przez koalicję 13 grudnia nowy szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz rozpoczął czystki w armii. Wielu doświadczonych i zasłużonych wojskowych straciło swoje stanowiska.
W ostatnich tygodniach kierownictwo MON zwolniło m. in.: gen. Radomskiego, który odpowiadał z obronę granicy polsko-białoruskiej w kulminacyjnym momencie kryzysu; gen. Brysia, twórcę systemu rekrutacji do Wojska Polskiego; generałów Połucha i Jędrychowskiego, komendantów głównych Żandarmerii Wojskowej; płk Pietrzaka, przez lata twarz i współtwórcę sukcesu Wojsk Obrony Terytorialnej.
- W zamian za to zatrudniono m. in.: generała Majewskiego, uczestnika kursów w ZSRR oraz upolitycznionych ośmiogwiazdkowych generałów z PRLowskimi rodowodami: Gocuła i Drewniaka. Prawdziwy „powiew świeżości” - dodał Błaszczak.
Generał broni w stanie spoczynku, pilot Lech Majewski, został powołany Władysława Kosiniaka-Kamysza na pełnomocnika ministra obrony narodowej do spraw lotnictwa. - Ten absolwent sowieckiej uczelni w 2010 r., po katastrofie smoleńskiej, skompromitował się też złożeniem zawiadomienia do prokuratury na swoich żołnierzy: pilotów Jaka-40, który lądował w Smoleńsku - pisał na Niezalezna.pl Grzegorz Wierzchołowski.
Gen. Mieczysław Gocuł, za rządów PO i PSL szef sztabu generalnego, jeszcze niedawno krytykował plany rządu dotyczące zwiększenia liczebności polskiej armii. „Tylko szaleniec może powiedzieć, że armia w czasie pokoju ma liczyć 300 tys. żołnierzy" - mówił, nie zważając na rosyjskie zagrożenie. Teraz pokieruje Akademią Sztuki Wojennej.
Z kolei wymieniony przez Błaszczaka gen. Tomasz Drewniak został społecznym doradcą szefa MON ds. lotnictwa.