Nie nasi chłopcy
Zainaugurowana w piątek w Galerii Palowej Ratusza Głównego Miasta w Gdańsku wystawa prezentująca losy tysięcy mieszkańców Pomorza, którzy zostali wcieleni do Wermachtu wzbudziła oburzenie i krytykę wielu opiniotwórczych komentatorów i polityków, na czele z prezydentem Andrzejem Dudą. Podkreślano, że ekspozycja jest przykładem relatywizowania historii, a także próbą uwikłania Polaków we współudział w wywołanej przez Niemców hekatombie. Wskazywano także na prowokacyjny wydźwięk tytułu, którym opatrzono wystawę: „Nasi chłopcy”,
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Muzeum Gdańska próbowały uspokajać nastroje, twierdząc, że wystawa jedynie prezentuje losy „dziesiątków tysięcy Polaków”, którzy pod przymusem zostali wcieleni do Wermachtu. Co ciekawe, krytykę ekspozycji MKiDN nazwało „dezinformacją” przekonując, że „narracja wokół wystawy bywa wykorzystywana instrumentalnie dla doraźnych celów politycznych”.
Oswajanie Wermachtu
Pytany jak ocenia wystawę i jej kontekst, prof. Zdzisław Krasnodębski nie wykluczył, że jej twórcom mogło chodzić o pokazanie „jakichś bardziej skomplikowanych losów Polaków, szczególnie z tych terenów przyłączonych bezpośrednio do III Rzeszy”. - No i że to jest prawda, którą jak zwykle można pokazać na jednostkowych losach. To rzeczywiście jest takie jakby oswajanie Wermachtu, tego losu. Można było poświęcić wystawę tego rodzaju życiorysom czy losom, no ale też inaczej to nazwać – ocenił.
- Natomiast myślę, że ta wystawa jest tylko jednym z elementów takiej polityki nowej narracji historycznej, którą obecnie rządzący, też władze regionalne Gdańska, usiłują nam narzucić. I to niewątpliwie jest zerwanie z taką właśnie naszą polską opowieścią, pokazanie, że Wermacht i Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie to jest to samo. Łączy się z tym takie ukryte wartościowanie i oswajanie pewnego typu narracji, która skądinąd jest zawarta na przykład w polityce pamięci Unii Europejskiej. Można ją znaleźć w Domu Historii Europejskiej. To jest pokazanie, że ludzie mieli różne losy, nikt nie odpowiada za totalitaryzm, za zbrodnie. Byli jakoś tam uwikłani, potem się nawet zmieniali. Wiemy, że część tych żołnierzy, która się znalazła w Wermachcie, potem przeszła do armii Andersa, ale tak naprawdę służy to tej nowej narracji, która jest narracją przeciwko budowaniu silnej polskiej tożsamości narodowej
- tłumaczył.
Budowanie europejskiej narracji
Na pytanie o cel tego typu działań, nasz rozmówca zaznaczył, że są one „zwrócone przeciwko klasycznej polskiej narracji, narodowej” i „od lat są uprawiane w Niemczech”. - Był taki słynny serial „Nasze matki, nasi ojcowie”, gdzie pokazywano to też z takiej perspektywy. To jest w zasadzie powtórzenie pewnego wzoru. Oto młodzi ludzie, zaślepieni ideologicznie, ale też niewiedzący znajdują się w wojsku itd. Zresztą podobna ideologia widoczna była w początkowym zamyśle Muzeum II Wojny Światowej. I wszędzie jest takie reaktywowanie przeszłości niemieckiej, czy to Gdańska, czy to Wrocławia, czy innych miejsc – wyjaśnił.
- To jest takie skupienie się na losach zwykłych ludzi, którzy są uwikłani w historię. Ale to jest budowanie narracji, która ma się stać obowiązkowa w dzisiejszej Europie i służyć integracji europejskiej i temu, co się nazywa pojednaniem polsko-niemieckim. Mówi się, że byli Polacy, którzy znaleźli się w Wermachcie, ale przecież tam się nie mówi o zbrodniach Wermachtu
- podkreślił.
Mit „czystego” Wermachtu
Prof. Krasnodębski przywołał wystawę zorganizowaną w Niemczech w latach dziewięćdziesiątych, „gdzie właśnie walczono z mitem czystego Wermachtu, który był zwykłą armią”. - I to pokazuje jak ta historia się zmieniła. Tutaj można powiedzieć, że jest taka tendencja odwrotna trochę, żeby pokazać, że jest coś, co łączy tych Europejczyków. Że jeden był po jednej stronie, drugi po drugiej stronie tego konfliktu, no ale wszyscy są ludźmi uwikłanymi w historię. Przeżywają i musimy się z tymi naszymi chłopcami, którzy się tam znaleźli w tej sytuacji identyfikować – tłumaczył.
Zwrócił też uwagę na tendencję związaną z przemianowywaniem nazw ulic czy obiektów użyteczności publicznej na niemieckie. – Tu znowu mówi się nam, że to jest jakaś taka przeszłość, którą musimy zaakceptować i że ona jest taka paneuropejska – zaznaczył.
Świadome działanie
Zdaniem socjologa, „zdecydowanie oczywistym” jest, że mamy do czynienia ze „świadomym działaniem”. - I nie chodzi tutaj o to, żeby nie pisać o takich losach czy nie przedstawiać ich, tylko wszystko sprowadza się do tego w jakich ramach to robimy i z jakim celem – podkreślił.
- Niewątpliwie cel tych działań jest taki, żeby budować świadomość, która byłaby niezgodna z narracją typową dla państwa narodowego, czy w ogóle dla państw narodowych w Unii Europejskiej. Jak wiadomo, dzisiaj wszystko zmierza do tego, żeby właśnie rozbić państwa narodowe jako formę polityczną, ale też zmienić pamięć Europejczyków właśnie w tym duchu. I dotyczy to oczywiście również Polaków
– podsumował prof. Zdzisław Krasnodębski.