Zostało wprowadzonych dużo prospołecznych zmian. Takich, które odczuł przeciętny obywatel. Przeciętny, czyli taki, który zarabia średnią krajową albo nawet niżej. Ci Polacy otrzymali wsparcie ze strony państwa dzięki realizacji obietnic wyborczych – z Andrzejem Dudą, prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej, rozmawiają Tomasz Sakiewicz i Wojciech Mucha.
Panie Prezydencie, o co tak naprawdę chodzi w sporze, którego jesteśmy świadkami i uczestnikami? Mamy do czynienia z realnym kryzysem w państwie czy przeciwnie – z próbą jego wywołania?
W gruncie rzeczy opozycji najwyraźniej chodzi o wzniecanie niepokojów społecznych. Ludzie nie lubią stanu niepokoju, więc jeśli wywoła się takie wrażenie, to automatycznie następuje zniechęcenie do ludzi sprawujących władzę. Ludzie zniechęcają się do władzy w dwóch wypadkach. Albo władza musi rządzić źle – w sposób antyspołeczny, antyobywatelski, taki, że większość osób czuje się pokrzywdzona, zapomniana, lekceważona, albo… wszystko jest w porządku i wówczas opozycja na siłę przekonuje, że jest bałagan, niepokój, niebezpieczeństwo.
Teraz mamy ten drugi wypadek?
Zostało wprowadzonych dużo prospołecznych zmian. Takich, które odczuł przeciętny obywatel. Przeciętny, czyli taki, który zarabia średnią krajową albo nawet niżej. Ci Polacy otrzymali wsparcie ze strony państwa dzięki realizacji obietnic wyborczych – przeze mnie i przez większość parlamentarną. Więc argumentu o władzy, która „zapominała o obywatelach” użyć nie można.
Plan dobrej zmiany jest realizowany?
Tak. I ludzie to czują. Najbardziej wymiernym przykładem jest słynny już program Rodzina 500+. Niedawno pojawiły się dane, że to zmniejszyło biedę wśród dzieci o ponad 90 proc. Więc to pokazuje skalę potrzeby, jaka była w Polsce, aby taki program uruchomić. On trafił w sedno.
Jednak niepokoje się pojawiają.
Otóż to. Bo jeśli potrzeby są realizowane, jeśli jest podwyższana płaca minimalna, jeśli rzeczywiście jest obniżany wiek emerytalny, kiedy ludzie widzą, że w sposób namacalny władza działa na ich korzyść, odpowiada na ich oczekiwania i potrzeby – wtedy pozostaje tylko druga możliwość. Jeśli nie ma argumentu, że władza działa przeciw obywatelom, to trzeba niepokoje wzniecać. Stąd cały krzyk o „zagrożeniu demokracji” – jak i o rzekomym zagrożeniu wolności mediów. Tylko że decyzja marszałka Sejmu istotnie ograniczała uprawnienia dziennikarzy w parlamencie. Ale panowie wiedzą też, że żadnego aktu prawnego marszałka w tej sprawie nie było. Marszałek podjął temat, to prawda. To były jednak pewne założenia. Z tych propozycji zrobiono takie „halo”, jakby to było wydane zarządzenie, które zaczyna obowiązywać. Podczas gdy de facto było to na etapie konsultacji.
Być może popełniono błąd?
Nie mogę tego wykluczyć. Nie mówię, że to kwestia jednostronna. Mówię, że być może po tej stronie, z której padła propozycja, popełniono błędy komunikacyjne. Ale to również zostało zręcznie wykorzystane. Dano tym samym pretekst do awantury? Proszę zauważyć, w jakim obszarze powstał konflikt. Akurat w takim wrażliwym punkcie, jak dostęp mediów do prac parlamentarnych, czyli dostęp obywateli do informacji.
Idealny przekaz „na zewnątrz”.
Dokładnie. Chodziło o wywołanie wrażenia, że „nie wpuszcza się mediów do parlamentu, więc ograniczana jest wolność słowa”. A to jest fenomenalny komunikat, by puszczać go w świat i mówić: „Proszę zobaczyć, jaki w Polsce jest straszny reżim, który chce zniszczyć demokrację”. A ponieważ nie jest to pierwsza sytuacja, gdy stosuje się tę retorykę, łatwo zauważyć, że to element walki politycznej.
Całość ekskluzywnego wywiadu z prezydentem Andrzejem Dudą już jutro w tygodniku „Gazeta Polska”.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Sejm #polityka #media #prezydent #Adnrzej Duda
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Tomasz Sakiewicz,Wojciech Mucha