Od tygodnia nowy nabytek Koalicji Obywatelskiej Roman Giertych forsuje tezy o fałszerstwach wyborczych, których miałyby się dopuścić osoby związane z opozycją. Okazuje się jednak, że nawet jego otoczenie nie traktuje tego poważnie.
Lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził, że... nikt poważny nie podnosi takich tez.
"Jeżeli obywatele zgłaszają nieprawidłowości w komisjach wyborczych, to rolą instytucji państwa jest ich skrupulatne wyjaśnienie. Polacy muszą mieć gwarancję, że każdy głos jest ważny i właściwie policzony – jednak tezy o sfałszowaniu wyborów są nieuzasadnione i nikt odpowiedzialny ich nie podnosi. Wszczynanie politycznej wojny w tym temacie osłabia Polskę"
- stwierdził lider PSL i szef MON.
Jednym z podnoszonych przez Giertycha przypadków jest sytuacja w obwodowej komisji wyborczej nr 95 przy ul. Stawowej w Krakowie, gdzie odwrotnie przypisano głosy oddane w drugiej turze wyborów prezydenckich na Karola Nawrockiego i Rafała Trzaskowskiego. Co ciekawe, nie było w niej przedstawiciela komitetu Karola Nawrockiego.
Członek Państwowej Komisji Wyborczej Ryszard Kalisz informował w weekend, że w poniedziałek ma się odbyć nadzwyczajne posiedzenie Komisji w sprawie rzekomych kontrowersji wyborczych. Informację tę jednak zdementował rzecznik Krajowego Biura Wyborczego Marcin Chmielnicki.
PKW podała, że w drugiej turze wyborów różnica pomiędzy obydwoma kandydatami na prezydenta wyniosła ponad 369 tysięcy głosów - zwyciężył Karol Nawrocki zdobywając 10 mln 606 tys. 877 głosów, a Rafał Trzaskowski - 10 mln 237 tys. 286.