Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polityka

Bronisław Trzaskowski. Od bigosowania i kaszalotów do dupiarza i Prince Polo z Trumpem

Bronisław Komorowski miał za sobą trzy największe telewizje, pieniądze i świetne sondaże. Nie przegrał wyborów przez same koszmarne wpadki, lecz przez to, że do ich ukrywania użyto całej państwowej i medialnej machiny. I otwarcie dyskryminowano konkurentów. Najważniejszy obrazek obecnej kampanii? Na rynku w Końskich Telewizja Republika, której dzień wcześniej chciano zabrać koncesję, organizuje otwartą debatę, w czasie której każdy, w tym publiczność, może wykrzyczeć, co chce. Tymczasem komfortu Rafała Trzaskowskiego na zamkniętej sali oprócz telewizji publicznej strzegą ochroniarze z napisem „Cerber”, którzy szarpią się z dziennikarzami, by nie weszli i nie zadali mu niewygodnych pytań.

wg

Debata w Końskich stała się symbolem upadku kampanii Rafała Trzaskowskiego. Piotr Lisiewicz w najnowszym numerze „Gazety Polskiej” szczegółowo opisuje, jak kandydat Koalicji Obywatelskiej, otoczony medialnym parasolem i ochroniarzami z napisem „Cerber”, przegrał starcie na otwartym rynku, gdzie Telewizja Republika zorganizowała demokratyczną debatę z udziałem wszystkich kandydatów. „Na rynku w Końskich Telewizja Republika, której dzień wcześniej chciano zabrać koncesję, organizuje otwartą debatę, w czasie której każdy, w tym publiczność, może wykrzyczeć, co chce” – pisze Lisiewicz, kontrastując to z zamkniętą salą Trzaskowskiego, gdzie niektóre osoby siłą powstrzymywano przed wejściem do środka.  

Reklama

Autor porównuje obecną kampanię do porażki Bronisława Komorowskiego w 2015 roku, który mimo wsparcia mediów i sondaży przegrał przez wpadki i arogancję sztabu. Trzaskowski, podobnie jak Komorowski, miał wszystko – telewizje, pieniądze, sondaże – ale jego niekonsekwencja i chaos w Końskich, gdzie najpierw wykluczał konkurentów, a potem w panice ich dopuścił, zrujnowały misterny plan. „Zamiast dominować, kandydat Koalicji Obywatelskiej znalazł się w oblężonej twierdzy” – cytuje Lisiewicz Marcina Dumę, szefa IBRiS.

Wpadki Trzaskowskiego, jak viralowa wypowiedź: „Prezydencie Trump, mamy megamocne karty, jesteśmy gotowi do współpracy. Jedzmy razem Prince Polo, drodzy Państwo”, stają się pożywką dla memów i parodii, podobnie jak niegdyś suflerka Komorowskiego. Lisiewicz przypomina też inne kompromitacje: od „telekomunikacji miejskiej” po kosztowną toaletę w Parku Skaryszewskim czy zalewanie Wisły szambem z „Czajki”. Te historie, dotąd tłumione przez media, po Końskich mogą dotrzeć do szerszej publiczności. 

Autor wskazuje na próbę cenzury Telewizji Republika, której chciano odebrać koncesję, jako symbol manipulacji na rzecz Trzaskowskiego. „Sprawa decyzji upolitycznionej sędzi Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego o odebraniu Republice koncesji będzie się teraz ciągnąć za Trzaskowskim do końca kampanii” – podkreśla Lisiewicz. Krytykuje też agresywną ochronę kandydata, która siłą usuwała dziennikarzy, jak Michała Gwardyńskiego, i blokowała dostęp konkurentom.

Lisiewicz dostrzega w Trzaskowskim cechy Komorowskiego – obaj nieudolnie kłamią, co wywołuje śmiech, a nie oburzenie. „Komorowski i Trzaskowski kłamią tak, że widać” – pisze, sugerując, że ta nieautentyczność może przesądzić o porażce.

Całość analizy, pełnej celnych obserwacji Piotra Lisiewicza, znajdziesz w najnowszym numerze „Gazety Polskiej”. Kup tygodnik "Gazeta Polska" i dowiedz się, jak trwająca kampania obnaża słabości faworyta!
 

wg

Reklama