Stosunek do tego, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej, jest papierkiem lakmusowym kondycji Polaków. Jeśli ponad 30 proc. podpisuje się pod haniebną wypowiedzią Władysława Frasyniuka na temat polskich żołnierzy, a ponad 40 proc. uważa, że grupka „imigrantów”, którzy są bronią demograficzną Putina i Łukaszenki, powinna zostać wpuszczona do Polski, to dowodzi (a przecież nie są to dowody jedyne), iż duża część obywateli naszego kraju została już ogłupiona lub zdemoralizowana, lub wynarodowiona, lub wręcz trawi ją – jak twierdzi Jerzy Targalski – gen samozagłady.
A tymczasem to właśnie ta część społeczeństwa ma bardzo dobre mniemanie o sobie, demonstrując wyższość moralną – wrażliwość na biedę innych osób, troskę o nich itp. – nad pozostałą jego częścią i delektując się nią. Max Scheler postawę koncentracji na swojej dobroci i delektowanie się nią nazywa faryzeizmem. Co jednak jest ważniejsze dla człowieka naprawdę dobrego: własne dobre samopoczucie moralne czy realna troska i odpowiedzialność przede wszystkim za swoją wspólnotę? I czy na pewno przejawem dobroci jest pycha, nienawiść, oszczerstwo i pogarda?