Praca Ewy Kopacz na stanowisku marszałka Sejmu to wierna służba na rzecz premiera Tuska. Praktyka sprawowania przez nią tej funkcji pozwala ją nazwać „osobistym marszałkiem” szefa Platformy Obywatelskiej.
Gdy w 2007 r. Ewa Kopacz została ministrem zdrowia pierwszego rządu Donalda Tuska, część komentatorów nie kryła zaskoczenia. Na to stanowisko typowano bowiem dość długo Elżbietę Radziszewską, uchodzącą w poprzedniej kadencji Sejmu za główną specjalistkę Platformy w tej dziedzinie.
Tymczasem premier zdecydował się na powierzenie funkcji Ewie Kopacz, co wielu obserwatorów sceny politycznej tłumaczyło bliskimi relacjami premiera i świeżo upieczonej minister. Kopacz miała udzielać Tuskowi porad lekarskich i wspierać jego rodzinę podczas ciężkiej choroby matki lidera Platformy. Najwyraźniej okazało się to decydujące przy wyborze szefowej jednego z bardziej problematycznych resortów w Polsce.
Partactwo i hipokryzja
Ewa Kopacz jako minister rozpoczęła karierę od przedstawienia przyszłych reform. Przypisała sobie autorstwo pomysłów, dziwnym trafem obecnych już wcześniej w planach Zbigniewa Religi. Nie miało to jednak większego znaczenia, gdyż i zapowiedzi pozostały jedynie na papierze.
Firmowane przez nią idee ustaw przelane na papier jako projekty były tak słabe, że aby uniknąć blamażu, chowane były w sejmowej zamrażarce. Jako minister Kopacz w pamięci zapisała się nie jako wielka reformatorka polskiej służby zdrowia, ale jako negatywna bohaterka tzw. sprawy Agaty, gdy pomagała czternastolatce znaleźć szpital, w którym dziewczyna dokona aborcji. Wtedy Ewa Kopacz stała się dla katolickich mediów negatywną bohaterką, nie przeszkodziło jej to jednak w demonstrowaniu religijności, gdy było jej to potrzebne. Gdy nie było, podlegli jej urzędnicy potrafili nie dopuścić do poświęcenia śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Pomimo braku efektów pracy ministerialnej z jednej, zaś narastania kontrowersji z drugiej strony, kariera Kopacz pozostawała niezagrożona. Nadszedł wreszcie moment, w którym mogła ona potwierdzić opinie o swojej wielkiej lojalności wobec Donalda Tuska.
Kłamstwo smoleńskie
Wydaje się, że o późniejszym awansie na jedno z najważniejszych stanowisk w państwie zadecydowała postawa Kopacz tuż po katastrofie smoleńskiej. Do Rosji jeździła wówczas jako przejęty swoją rolą lekarz, do Polski wracała, by przekonywać społeczeństwo o tym, że wszystko jest w porządku, Rosjanie zaś dwoją i się troją, by wyjaśnić przyczyny katastrofy i ulżyć rodzinom ofiar. Sejmowe wystąpienie Ewy Kopacz z 29 kwietnia przejdzie do historii co najmniej z kilku powodów. Oto stojąc przed posłami, minister zdrowia mówiła:
„Najmniejszy skrawek, który został przebadany, najmniejszy szczątek, który został znaleziony na miejscu katastrofy – wtedy, kiedy przekopywano z całą starannością ziemię na miejscu tego wypadku na głębokości ponad 1 metra i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny – każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie”. Kilka miesięcy później jeden z użytkowników internetowego forum Rebelya zwrócił uwagę, że w sejmowym stenogramie znajduje się zapis zmieniony w stosunku do tego, co widzieli w dniu obrad telewidzowie. Na stronie Sejmu ze zdziwieniem czytaliśmy zupełnie inny tekst, który brzmiał:
„Gdy znaleziono najmniejszy szczątek na miejscu katastrofy, wtedy przekopywano z całą starannością ziemię na głębokości ponad 1 m i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny”. Kilka miesięcy później sprawa stała się głośna dzięki poruszeniu tematu w audycji Jana Pospieszalskiego. Wbrew temu w marcu 2012 r. Ewa Kopacz oburzała się, że cytowano jej słowa, które nigdy nie padły, mając na myśli oryginalne oświadczenie, i odsyłała do sfałszowanych stenogramów.
Co ciekawe, gdy pisząc ten artykuł, chciałem kolejny raz porównać obie wersje przemówienia, na stronie Sejmu znalazłem tekst oryginalny, w którym problematyczny fragment zaznaczony został kursywą i opatrzony przypisem o brzmieniu „Tekst z uwzględnieniem erraty”.
Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Karnkowski