10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Bezbronna Polska?

W czasie, gdy Rosja zwiększa swoje wydatki na zbrojenia i prowadzi ćwiczenia na wypadek konfliktów z Polską, nasz rząd obcina budżet MON. Z analizy dokumentów BBN wynika zaś, że głównym wrogiem Polski są… talibowie.

W czasie, gdy Rosja zwiększa swoje wydatki na zbrojenia i prowadzi ćwiczenia na wypadek konfliktów z Polską, nasz rząd obcina budżet MON. Z analizy dokumentów BBN wynika zaś, że głównym wrogiem Polski są… talibowie.

W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z czterema wydarzeniami związanymi ze stanem obronności Polski: deklaracją premiera Donalda Tuska o budowie polskiego systemu odstraszania, tzw. polskie kły (wygłoszoną w bazie lotnictwa w Łasku), opublikowaniem przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego (BBN) „Białej księgi bezpieczeństwa narodowego”, przedstawieniem przez BBN projektu „Reformy systemu kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi RP” oraz decyzją ministra Jacka Rostowskiego o obcięciu budżetu MON o 3 mld zł. Kontekst tych wydarzeń jest niezwykle ciekawy.

Talibowie – główny wróg Polski

Podczas gdy nasze państwo ogranicza budżet MON, Rosja w latach 2014–2016 planuje wzrost wydatków zbrojeniowych o 63 proc. W dniach 13–20 lipca miały miejsce największe od rozpadu ZSRS manewry armii rosyjskiej. Odbywały się one na Dalekim Wschodzie jednocześnie na 17 poligonach, zaangażowały ok. 160 tys. żołnierzy, 5 tys. pojazdów bojowych, 130 samolotów i śmigłowców oraz 70 okrętów. Ćwiczące wojska przemieszczały się na odległość do 3 tys. km. Kontynuowany jest także cykl niezapowiedzianych ćwiczeń sprawdzających gotowość bojową jednostek armii rosyjskiej, prowadzonych na całym obszarze Rosji (w lipcu br. m.in. w dywizjach strategicznych wojsk rakietowych i brygadach piechoty górskiej). Przygotowywane są też ćwiczenia w europejskiej części Federacji Rosyjskiej. We wrześniu w manewrach białorusko-rosyjskich Zapad 2013 weźmie udział 13 tys. żołnierzy. Poprzednio – w 2009 r. – trenowali oni tłumienie polskiego powstania na Grodzieńszczyźnie, przebijanie korytarza przez Litwę do Królewca i jądrowy atak na Warszawę. Założenia rosyjskich manewrów i to, że Moskwa oficjalnie uznaje NATO za swoje główne zagrożenie, uzmysławia nam, jakim nonsensem jest utrzymujący się w polskim planowaniu strategicznym obyczaj udawania, że głównym zagrożeniem dla bezpieczeństwa naszego kraju są terroryści albo jakieś bliżej nieokreślone siły, sytuacje i zjawiska. Zapewniam, że otwarte powiedzenie, iż jest nim Rosja, nie jest ujawnieniem głęboko skrywanej tajemnicy. Jeśli armia rosyjska oficjalnie trenuje atak jądrowy na Warszawę i „walkę z polską partyzantką na Białorusi”, to dokumenty koncepcyjne dotyczące obrony państwa polskiego powinny zawierać równie wyraźne określenie potencjalnych zagrożeń dla naszego państwa. Na tyle, na ile miałoby to znaczenie odstraszające, a nie zdradzające tajemnice, polska armia powinna też ogłaszać metody przeciwdziałania potencjalnym zagrożeniom. Wojsko Polskie powinno trenować powstrzymanie natarcia na osiach Królewiec-Warszawa oraz Grodno-Warszawa i obronę kraju przed rakietowymi i lotniczymi atakami z terytorium Rosji, Białorusi i z Morza Bałtyckiego, a nie łapanie talibów pod Hindukuszem, unikanie ich zasadzek i rozbrajanie improwizowanych ładunków wybuchowych.

Polska to nie USA

Trudno ocenić w trzech zdaniach „Białą księgę” i „Reformę dowodzenia” autorstwa BBN. Pierwszy z tych raportów pisany jest językiem dyplomatycznym, a jego autorzy słusznie unikają szczegółowego opisu trudności, z jakimi boryka się polski system obronny, w tym wojsko. Czynienie z tego zarzutu byłoby niepoważne. Urzędowy optymizm „Białej księgi” jest jednak zbyt daleko posunięty. Ograniczmy się do jednego przykładu. Jak najbardziej zasadne jest wskazanie na groźbę „uderzeń punktowych, selektywnych, o świadomie ograniczonej skali i zasięgu (często skrytych, tylko z domyślnym autorstwem), obliczone na szantażowanie państwa, […] zmuszenie do odpowiedniego kroku politycznego w warunkach izolacji, […] tworzenie sytuacji […], w których trudno byłoby o uzyskanie zgody wśród sojuszników co do sposobu i zakresu reakcji”. Wystarczy wspomnieć rosyjski atak cybernetyczny na Estonię w 2007 r. i najazd na Gruzję w 2008 r. oraz niechęć sojuszników tychże państw do angażowania się w te sytuacje. Sprzymierzeńcy są ważni. Politycy muszą opracowywać strategie, które zapewnią nam ich solidarność. Jednak jednocześnie nasi wojskowi powinni przygotowywać się na czarny scenariusz. Polsce nie grozi wielka wojna obronna tak długo, jak długo NATO (a faktycznie USA) zachowa wiarygodność jako gwarant jej bezpieczeństwa. Wojna z udziałem aliantów jest zatem mało prawdopodobna (na NATO nikt nie uderzy). Warunkiem otwartej agresji na Polskę jest rozpad sojuszu. Jeśli zatem konflikt taki wybuchnie, będzie to wojna toczona w osamotnieniu lub w towarzystwie podobnie zagrożonych państw regionu. Tej perspektywy w omawianych dokumentach brakuje. Główną słabością całej koncepcji zaprezentowanej w „Reformie dowodzenia” jest oparcie jej na schematach wypracowanych na potrzeby Stanów Zjednoczonych, ich potencjału, położenia geopolitycznego i natury wyzwań, przed jakimi stoi to państwo. Planowana struktura dowodzenia Wojskiem Polskim potwierdza wolę utrzymania ekspedycyjnego charakteru Sił Zbrojnych RP. Zaproponowana struktura może więc się sprawdzić w dowodzeniu małymi kontyngentami w odległych misjach międzysojuszniczych, kiedy to prawdopodobieństwo ataku wroga na centralne ośrodki dowodzenia i kierowania armią jest bliskie zeru. Jest zasadna w wypadku USA, których potęga militarna i położenie geograficzne chronią jej amerykański pierwowzór przed skutecznym atakiem.

Trzeba chcieć

Rosja ma ok. 85 brygad, w tym połowa to brygady ogólnowojskowe (pancerne lub zmechanizowane). Przeciw Polsce mogłaby użyć ok. 30 z nich. Wojsko Polskie formalnie dysponuje 15 brygadami tego typu. Jednak tylko 5 z nich ma obecnie zdolności operacyjne, a ich ukompletowanie waha się od 10 do 80 proc. stanów etatowych. Przywrócenie ich zdolności bojowych i zapewnienie im w razie wojny obronnej wsparcia ze strony obywateli mobilizowanych do obrony danego terytorium (obecnie w Polsce nie istnieją mechanizmy, które to umożliwiają) jest podstawowym warunkiem budowy zdolności obronnych Polski i wiarygodnego odstraszania. Naszym celem nie jest wszak parada zwycięstwa Wojska Polskiego w Moskwie, lecz uniemożliwienie takiejże parady armii rosyjskiej w Warszawie. Polski potencjał jest wystarczający, by osiągnąć ten cel. Chodzi więc teraz o to, by przekuć go w realną siłę. A do tego niezbędna jest wola – tak rządzących, jak i społeczeństwa. W estońskiej „Strategii obrony narodowej” z 2011 r. czytamy: „Podstawą narodowej obrony Estonii jest silna wola obrony swego kraju żywiona przez Estończyków, która z kolei oparta jest na samoświadomości narodowej, zaufaniu we własne siły i godności. Estonia będzie bronić się w każdych okolicznościach przeciw każdemu nieprzyjacielowi, bez względu na skalę jego przewagi. Gdyby Estonia czasowo utraciła kontrolę nad częścią swojego suwerennego terytorium, obywatele estońscy będą nadal zwalczali nieprzyjaciela na tym terytorium”. Jeśli chcemy, by Polska potrafiła się skutecznie bronić, musimy zrobić wszystko, by te słowa opisywały także naszą postawę wobec nieprzyjacielskiej agresji.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Przemysław Żurawski vel Grajewski