Wiele wskazuje na to, że za kilka miesięcy na granicy Mołdawii z Naddniestrzem z powodu rosyjskiej inspiracji zapachnie prochem. Celem Moskwy nie jest zapewne konflikt na dużą skalę, ale zbrojne incydenty naddniestrzańsko-mołdawskie to scenariusz, z którym jak najbardziej należy się liczyć.
Naddniestrze wydaje się krainą odległą. Mało kto kojarzy, że to tu znajduje się historyczny Raszków, w którym Sienkiewiczowski Azja Tuhajbejowicz dokonał rzezi mieszkańców i zabił starego Nowowiejskiego, a potem za czyn ten nieopodal skonał na palu. To z drogi do tego miasta Basia Wołodyjowska uciekała do leżącego już na dzisiejszej Ukrainie Chreptiowa, a w pobliskim jarze powieściowa Horpyna miała więzić Helenę Kurcewiczównę.
Wojna o Naddniestrze
Rozpad ZSRS w 1991 r. dał Mołdawii niepodległość. Jej ceną była jednak zbrojna secesja Naddniestrza w 1992 r. i pięciomiesięczna wojna zbuntowanej przeciw Kiszyniowowi lokalnej sowieckiej nomenklatury, popartej przez rosyjską 14. Armię gen. Aleksandra Lebiedia. W chwili secesji Mołdawianie stanowili względną (ok. 40 proc.) większość ludności tej prowincji.
Samozwańcze
quasi-państwo naddniestrzańskie, uznawane, co znamienne, jedynie przez Abchazję i Osetię Płd., powstało na bazie obaw mieszkających tam mniejszości Rosjan i Ukraińców, przed którymi roztaczano wizję zjednoczenia Mołdawii z Rumunią.
Na tych emocjach skutecznie grały Moskwa i miejscowa nomenklatura – dyrektorzy sowieckich przedsiębiorstw skoncentrowanych w tej części kraju, niechcący dzielić się pozycją i dochodami z „prywatyzacji” z Kiszyniowem.
14. Armia „spontanicznie” wystąpiła w obronie „zagrożonej rosyjskojęzycznej ludności cywilnej”, po czym Kreml przyjął na siebie rolę siły stabilizującej i rosyjscy „mirotworcy” oficjalnie już „stanęli na straży pokoju” w regionie. Moskwa, wbrew zobowiązaniom przyjętym w 1999 r. na szczycie OBWE w Istambule, nie wycofała swoich wojsk z oderwanych od Mołdawii obszarów. Utrzymujące się głównie z działalności mafijnej Naddniestrze przekształcone zostało zaś w
de facto rosyjski protektorat, służący jako narzędzie blokowania prozachodnich tendencji w polityce zagranicznej Kiszyniowa.
Unia Europejska a Mołdawia
Z chwilą przystąpienia Rumunii do Unii Europejskiej w 2007 r. Mołdawia – najbiedniejszy kraj w Europie – stała się bezpośrednią sąsiadką UE. Rumunia, nie uznając, by ZSRS miał prawo rozstrzygać, kto jest, a kto nie jest jej obywatelem, prowadzi liberalną politykę przywracania obywatelstwa tym Mołdawianom, którzy o nie występują, a którzy posiadali je przed 1940 r. lub są potomkami rumuńskich obywateli. Obywatelstwo rumuńskie zaś jest obywatelstwem unijnym.
I choć kraj ten nie należy do strefy Schengen, trudno przecenić atrakcyjność rumuńskiego paszportu dla licznych Mołdawian.
W listopadzie 2005 r. UE wraz z Mołdawią i będącą świeżo po rewolucji Ukrainą powołała misję EUBAM do strzeżenia granicy naddniestrzańsko ukraińskiej opanowanej przez przemytników broni, kobiet i narkotyków. Nigdy nie słyszano o żadnych ofiarach wśród funkcjonariuszy tej misji – albo zatem mafia naddniestrzańska jest zbyt humanitarna, by ich atakować, albo też nie przeszkadzają oni jej na tyle, by musiała to robić.
Gdy wiosną 2009 r. Mołdawia przeżywała minirewolucję kruszącą dominację komunistów, doszło do starć przed parlamentem i częściowego spalenia budynku, w którym się mieścił. Komuniści oskarżali Rumunię o inspirowanie destabilizacji kraju. Demokratyczna opozycja nie mogła zaś doprosić się wizyty któregokolwiek z wyższych urzędników unijnych. Była akurat Wielkanoc i żaden z nich nie chciał przerwać urlopu. Kraj, nie bez przeszkód i zawirowań, obrał jednak odtąd kurs prozachodni. Jesienią br. na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie oczekiwane jest jego stowarzyszenie z Unią.
Moskwa mówi "niet"
Prezydent Naddniestrza Jewgienij Szewczuk 10 czerwca br. wydał dekret o granicy państwowej. Za terytorium swojego quasi-państwa uznał w nim także pozostającą po 1992 r. pod jurysdykcją Kiszyniowa miejscowość Varnita i kilka innych wiosek na prawym brzegu Dniestru. Prezydent Mołdawii Nicolae Timofti 17 czerwca oskarżył separatystów z Naddniestrza oraz „pewnych urzędników z krajów trzecich” o próbę destabilizacji Mołdawii. Intelektualiści mołdawscy zaś w publicznym oświadczeniu wprost
wskazali na Rosję jako na państwo usiłujące przez rozniecenie konfliktu zerwać proces integracji Mołdawii z UE.
Parlament mołdawski 21 czerwca potępił działania Tyraspola. Decyzja w sprawie stowarzyszenia Mołdawii z UE ma zapaść formalnie na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie (28–29 listopada). Moskwa sobie tej decyzji nie życzy. Przypomina to sytuację z roku 2008, gdy w kwietniu na szczycie NATO w Bukareszcie obiecano Gruzji i Ukrainie wrócić do dyskusji nad perspektywą ich członkostwa w Sojuszu na kolejnym tego typu spotkaniu w grudniu owego roku. Niemcy i Francja sprzeciwiały się otwarciu NATO na oba kraje. Berlin i Paryż ostrzegały, że
„Gruzja ma problemy graniczne z sąsiadami, które mogą być w ten sposób importowane do Sojuszu”. Odłożenie decyzji było jasnym, choć pewnie mimowolnym sygnałem wysłanym do Moskwy:
„Macie czas na kontrakcję do grudnia”. W sierpniu rosyjskie czołgi ruszyły na Tbilisi.
Sytuacja Mołdawii nie jest tak drastyczna jak Gruzji, ale Rosja jest ta sama.
Głównym towarem eksportowym Moskwy od lat wcale nie są gaz i ropa naftowa, lecz destabilizacja na świecie. Inspirowany przez nią Szewczuk zapewne podejmie próbę przesunięcia granicy Naddniestrza tak, by objąć nią zadekretowane przez siebie jako naddniestrzańskie, a niekontrolowane przez Tyraspol tereny. Istnieje zaś tylko jeden sposób przesuwania granic w Europie – wojna. Kiszyniów, nie stawiając oporu, godziłby się na krojenie kraju po plasterku. Mająca otwarte problemy graniczne Mołdawia tworzyłaby zagrożenie ich importu do UE, gdyby ta ostatnia nadała jej status państwa stowarzyszonego. Celem Moskwy nie jest zapewne konflikt na dużą skalę, ale zbrojne incydenty naddniestrzańsko-mołdawskie to scenariusz, z którym jak najbardziej należy się liczyć.
Być może z tego powodu 8 lipca w Odessie rozpoczęły się ukraińsko-amerykańskie manewry Sea Breeze 2013. Tego samego dnia wojska mołdawskie i ukraińskie rozpoczęły ćwiczenia Nord 2013, trenując „przygotowanie kontyngentu do operacji pokojowej”. Wizytę w Kiszyniowie 9 lipca złożyła szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton, udzielając wsparcia mołdawskim aspiracjom stowarzyszeniowym.
Warto przy okazji możliwego konfliktu zwrócić uwagę na zmiany, jakie zaszły w polskiej polityce zagranicznej. Gdy w 2008 r. wojska rosyjskie szły na Tbilisi, prezydent Lech Kaczyński zorganizował wspólną akcję Polski, Estonii, Łotwy, Litwy i Ukrainy, która walnie zmniejszyła polityczną zdolność Kremla do kontynuowania agresji.
Dziś taka koalicja byłaby niemożliwa. Rumunii i państw bałtyckich (poza sporami z Litwą) nie dostrzegamy, a na kierunku ukraińskim mamy zupełnie inne priorytety niż wspólne baczenie na poczynania Moskwy. Cóż, strawestuję Jacka Kaczmarskiego:
„Rozgrywka z nami to nie żadna polityka. To wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse”.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Przemysław Żurawski vel Grajewski