Szeregowcy i pułkownicy śpiącej przez osiem lat armii prawicy obudzili się. Gotowi uwiarygodnić każdą bzdurę i dać glejt każdemu, nawet najdziwniejszemu pomysłowi.
Obudzili się. Dzielni wojowie prawicy, śpiący rycerze Obozu Niepodległościowego. Walczą w mediach i na odcinkach politycznego frontu, powtarzając:
„To jest wojna!”. Większości nie znam, innych z widzenia. Część była zawsze gdzieś w tle, ukradkiem łypiąc albo wzywając do opamiętania, kiedy oszołomy z „Gazety Polskiej” mówiły to, co powtarzają od zawsze. Przewracali oczami na nasze chuligaństwo i bezkompromisowość. Mówili o potrzebie umiaru i piętnowali radykalizm. Inni, niczym Konrad Wallenrod, siedzieli po drugiej stronie barykady. Gdy okazało się, że bitwa została wygrana, powychodzili ze swoich ketmanów i w blasku reflektorów prezentują waleczne oblicza – publicyści, dziennikarze, naukowcy, działacze. Szeregowcy i pułkownicy śpiącej przez osiem lat armii prawicy. Gotowi uwiarygodnić każdą bzdurę i dać glejt każdemu, nawet najdziwniejszemu pomysłowi. Nie będę rzucał nazwiskami, bo przecież nie siedzę im w duszach. Może rzeczywiście uznali, że „dobra zmiana” naprawdę jest dobra i potrzebuje tarczy w postaci ich piersi wypiętych po ordery. Bardziej skłaniałbym się jednak ku temu, że przemyśleli racjonalnie swoje położenie i doszli do wniosku, że „mądrość etapu” nakazuje wciągnięcie na maszt sztandaru prawicy.
„Musisz mocniej dowalać, nie trzeba się pieścić” – mówią dziś, krytykując nasze wątpliwości. Bo przecież nie można mieć wątpliwości.
„To jest wojna” – powtarzają. Cóż, nie od dziś wiadomo, że najlepsze pieniądze zarabia się na wojnie. Dlatego wcale nie dziwmy się, że nie brakuje w wieczornych programach telewizyjnych i w sążnistych felietonach ludzi, których jeśli o coś byśmy podejrzewali, to bardziej o zamiłowanie do letniej wody w kranie niż brutalnej retoryki. Ta ostatnia jednak w warunkach wojny „polsko-polskiej” najlepiej się monetyzuje. Nagłe przebudzenie śpiących rycerzy można zbyć wzruszeniem ramion. Tyle że w sytuacji kryzysu można być pewnym, że znów zapadną w swój sen, a
„kolory sztandarów zmienią się jak las na horyzoncie”.
Źródło: Gazeta Polska
#śpiochy
Wojciech Mucha