Jak trzeba będzie, będziemy ponosili konsekwencje, jak w stanie wojennym. Trzeba iść do więzienia? Pójdziemy do więzienia - mówi niezalezna.pl red. Tomasz Sakiewicz, pytany o proces, który wytoczył mu marszałek Senatu Tomasz Grodzki. Polityk - obok trwającego postępowania cywilnego - wkroczył też na drogę karną. Rozprawa odbyła się niemalże równoległe do tej, wytoczonej przez TVN w powództwie cywilnym. To zaś skutecznie utrudniło obronę pozwanego.
We wtorek w warszawskich sądach odbyły się dwie rozprawy, w których redaktor naczelny "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie" Tomasz Sakiewicz wystąpił w dwóch rolach - jako pozwany i oskarżony.
Pierwsza z nich to sprawa cywilna z powództwa telewizji TVN o zamieszczenie sprostowania dotyczącego okładki "Gazety Polskiej" z dnia 10 listopada 2020 roku - "Oni roznieśli zarazę i śmierć". W tej samej sprawie z red. Sakiewiczem procesował się poseł Platformy Obywatelskiej Borys Budka. Po rozstrzygnięciu pierwszej instancji, sprawą zajmie się Sąd Apelacyjny.
Sakiewicz nie był obecny na rozprawie. Reprezentował go pełnomocnik mec. Lew Mirski. Adwokat przypomina w rozmowie z naszym portalem, że pierwotnie stacja TVN żądała „retransmisji w Telewizji Republika „Kropki nad i” Moniki Olejnik oraz zapłaty stu tysięcy złotych”.
- W praktyce zaś stanęło na tym, że mamy zawrzeć ugodę
- mówi nam po zakończonej rozprawie.
Strony umówiły się, że „w ciągu tygodnia zawrą ugodę pozasądową i powiadomią o tym sąd”. - Ten wtedy cofnie powództwo - dodaje mec. Mirski.
[polecam:https://niezalezna.pl/423268-dwie-rozprawy-sakiewicza-godzina-po-godzinie-jedna-tvn-druga-grodzki-sad-uniemozliwia-obrone:]
Sprawa karna, którą wytoczył Sakiewiczowi marszałek Senatu, rozpoczęła się zaś o godz. 10. Przypomnijmy, że chodzi o wypowiedzi i publikacje dotyczące afery korupcyjnej, wciąż nierozstrzygniętej za sprawą blokowania wniosku o uchylenie immunitetu politykowi.
Tutaj postępowanie jest utajnione (marszałek Grodzki nie wyraża woli odtajnienia -red.). Po zakończonej rozprawie, pełnomocnik pozwanego mec. Sławomir Sawicki powiedział nam:
„kolejna rozprawa odbędzie się 1 marca o godz. 10:30 w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Woli w Warszawie, w sali 24. Będzie zeznawać sam pan marszałek Grodzki. Musi stawić się osobiście, nie jest to żadna telekonferencja. Jeśli się nie stawi, jego zeznania będą pominięte”.
- Sprawa jest tajna, dlatego nie mogę dzielić się szczegółami z dzisiejszej rozprawy
- uciął.
Po szeregu rozpraw, o komentarz poprosiliśmy też jednego z zainteresowanych - Tomasza Sakiewicza.
- Jest zupełnie zdumiewające, że marszałek Grodzki, który nie chce pojawić się przed prokuratorem, ani nawet poddać wniosku o zezwolenie na przesłuchanie go, tak chętnie pozywa dziennikarzy i świadków, żeby stawiali się przed sądem. W polskim prawie sprawa karna może nie być tajna, jeśli zgodzi się na to pozywający. Niestety, tak jak prokuratura stoi ze swoim wnioskiem przed Senatem, tak dziennikarze muszą stać z możliwością obejrzenia rozprawy przed drzwiami sądów. Marszałek nie chce, żeby ich wpuszczono - mówi nam.
- Moim zdaniem cała wiedza na temat tej sprawy powoduje, że marszałek Grodzki ma się czego obawiać - dodaje.
W terminie kolejnej rozprawy doszukuje się symboliki. - To, co jest symboliczne, to że kolejną sprawę wyznaczono na 1 marca - Święto Żołnierzy Wyklętych. Przypominam, że jedynym świadkiem, broniącym marszałka, był były oficer Urzędu Bezpieczeństwa, który twierdził, że to wszystko jest prowokacja. Marszałek Grodzki sam go cytował. Cytował człowieka, który jeszcze pamięta, jak mordowano żołnierzy wyklętych - podkreśla naczelny „GP”.
Pytany o praktykę pozywania dziennikarzy na drodze karnej, tłumaczy:
„marszałek Grodzki pozwał mnie też w trybie cywilnym. W trybie karnym zaś, nie z jednego artykułu, a z dwóch: zniesławienie i zniewaga. Ten drugi obecnie bardzo rzadko funkcjonuje. To są archaiczne przepisy, pochodzące rodem ze średniowiecza. Już dawno miały być usunięte z Kodeksu karnego. Marszałek Grodzki niezwykle chętnie korzysta z tych przepisów”.
- Jedynym powodem może być wyłącznie zastraszenie tych, którzy mają odwagę przypominać niekorzystne dla niego rzeczy, które działy się w szpitalu, którym kierował. My się zastraszyć nie damy. Jak trzeba będzie, będziemy ponosili konsekwencje, jak w stanie wojennym. Trzeba iść do więzienia? Pójdziemy do więzienia - konkluduje.