10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Pierwsza wojna o media

Od wielu miesięcy jesteśmy świadkami serialu pod tytułem „Wojna o media”. Głównym łupem i jednocześnie celem tego spektaklu jest Telewizja Polska.

Od wielu miesięcy jesteśmy świadkami serialu pod tytułem „Wojna o media”. Głównym łupem i jednocześnie celem tego spektaklu jest Telewizja Polska. W tle toczy się mniej nagłośniona, ale wcale nie mniej zacięta walka o wpływy w Polskim Radiu. Usuwani są (po raz kolejny zresztą) ludzie o nieprawidłowych, prawicowych poglądach. Przyczepia im się łatkę „pisowskich dziennikarzy”, zarzuca stronniczość, niewłaściwy dobór gości etc. To jednak nie pierwsza taka batalia o media, o ich kształt. Warto dziś przypomnieć inną, wcześniejszą o prawie trzy dekady walkę o kształt polskich mediów elektronicznych (jak je dzisiaj określamy) – czyli Polskiego Radia i Telewizji Polskiej.

Przez długi czas radio i telewizja pozostawały pod kontrolą wszechwładnej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Były jej główną tubą propagandową. Jednak przyszło lato 1980 r. Protesty robotnicze długo starano się przemilczeć, potem mówiono o lokalnych „przerwach w pracy”. Wszystko zmieniły jednak porozumienia sierpniowe.

Radio i telewizja po Sierpniu ’80

Okres między sierpniem 1980 r. a grudniem 1981 r. to czas niespotykanej wcześniej w Polsce Ludowej dyskusji na temat kształtu środków masowego przekazu. Problematyka mediów znalazła swój wyraz w porozumieniach zawartych między strajkującymi robotnikami Wybrzeża i władzami. Bardziej szczegółowe zapisy odnośnie do środków masowego przekazu zawarto w porozumieniu gdańskim, w którym stwierdzano: „Działalność radia i telewizji oraz prasy i wydawnictw winna służyć wyrażaniu różnorodności myśli, poglądów i sądów. Powinna ona podlegać społecznej kontroli”.

Po zgodzie na „mniejszo zło”, jakim dla władz było utworzenie niezależnych od władz związków zawodowych (notabene, kto dziś pamięta, iż autorem tego terminu był nie Wojciech Jaruzelski, lecz Edward Gierek i odnosił się on nie do grudnia 1981 r., lecz sierpnia 1980 r.?), na szczytach władzy przyszedł czas rozliczeń. Przywódcy PZPR uznali, że do kryzysu społecznego w znacznej mierze doprowadziła polityka propagandowa poprzedników (tzw. propaganda sukcesu). Pośrednio zatem winę zrzucono na środki masowego przekazu. Zaczęły się zmiany na szczytach Komitetu ds. Radia i Telewizji – przede wszystkim odszedł osławiony Maciej Szczepański (nazywany w środowisku „krwawym Maćkiem”), pewnym modyfikacjom uległ też sam program obu mediów.

O zmiany walczyła przede wszystkim „Solidarność”. Utworzona 25 października 1980 r. Krajowa Komisja Koordynacyjna Radia i Telewizji w pierwszej uchwale zapowiedziała kierowanie się zasadą „by radio i telewizja były autentycznymi wyrazicielami całej opinii publicznej, a nie tylko poglądów partii politycznych i rządu”. Na władzach została wymuszona nieznaczna liberalizacja działalności obu instytucji. Podjęte zostały tematy, które przez wiele lat stanowiły tabu. Dzięki temu na antenie radiowej znalazł się np. po 10 latach reportaż Krystyny Melion „Legitymacja partyjna” (inny reportaż tej samej autorki „Radom 1976” na emisję musiał czekać aż do 1990 r.), a radiowej Trójce udało się wyemitować sporo reportaży z okresu „Solidarności”. Nie było jednak oczywiście mowy o zasadniczej zmianie polityki informacyjnej, traktowanej przez władze jako element propagandy. Radio, a szczególnie telewizja miały nadal pozostać w służbie PZPR, a właściwie jej przywódców. Kierownictwo radia i telewizji pozostawało w rękach sprawdzonych towarzyszy. Wiernych zastępowano jeszcze wierniejszymi, pewnych jeszcze pewniejszymi. I tak np. w lipcu 1981 r. prezesem Radiokomitetu został Władysław Loranc, przez wielu uważany za symbol najbardziej dogmatycznego betonu partyjnego.

Podobnie jak w poprzednich latach partia opracowywała szczegółowe wytyczne dla środków masowego przekazu. Stosunkowo szybko postanowiono np. zastąpić propagandę sukcesu poprzedniej epoki tzw. propagandą klęski. Dziennikarzom nakazywano przygotowywać materiały na temat konfliktów i problemów będących wynikiem działalności „Solidarności”, podgrzewać atmosferę zagrożenia, głosić tezy o atmosferze niepewności i niestabilności, a nawet wręcz o anarchii w kraju. Było to tym łatwiejsze, że wciąż funkcjonowała cenzura zdejmująca z anteny oraz łam prasowych niewygodne dla władz programy czy teksty. Nic zatem dziwnego, że w programach informacyjnych czy publicystyce nadal bezczelnie manipulowano faktami.

Zbuntowani dziennikarze

Tendencyjność przekazu prowadziła do konfliktów między decydentami w radiu i telewizji a pracownikami tych instytucji. Już w listopadzie 1980 r. ponad 400 dziennikarzy PR i TVP niemal jednogłośnie przyjęło rezolucję, w której skrytykowano m.in. blokadę informacyjną czy „niepełne przedstawianie faktów”. Domagali się oni możliwości podawania szybkiej i pełnej informacji o wydarzeniach oraz stosowania zasady odpowiedzialności personalnej wobec osób dopuszczających się manipulacji faktami. Kilka miesięcy później głos w tej sprawie zabrała nawet... organizacja partyjna w Radiokomitecie. W uchwale z 23 maja 1981 r. skrytykowano dotychczasową praktykę, „polegającą na ingerencji aparatu partyjnego nie tylko w dobór i treść, ale nawet w sposób eksponowania publikacji”. Upominano się też o swobodny obieg opinii, poglądów i informacji. Domagano się poddania działalności PR i TV kontroli Sejmu oraz uczynienia z mediów „forum dyskusyjnego ścierania się poglądów dotyczących problemów szczególnie ważnych w życiu społecznym”.

Kilka miesięcy później atmosfera w Komitecie ds. Radia i Telewizji stała się jeszcze bardziej napięta. 10 sierpnia 1981 r. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich wydało oświadczenie w sprawie kampanii dezinformacyjnej prowadzonej przez środki masowego przekazu. Dzień później grono 60 dziennikarzy PR zdecydowało się na wystosowanie listu otwartego do słuchaczy, w którym stwierdzali m.in.: „program radia powrócił do stylu przedsierpniowego (...). Za naszymi plecami w nagrane audycje wmontowywane są komentarze, na których publikację nigdy byśmy się nie zgodzili, pozbawia nas się prawa do publikowania stanowiska wszystkich stron, nakazuje umieszczać komentarze, które – naszym zdaniem – nie służą społeczeństwu, usuwa informacje prawdziwe”. Oświadczenie SDP i list dziennikarzy PR spowodowały oczywiście natychmiastową reakcję władz w postaci ostrej kampanii propagandowej. W związku z listem dziennikarzy zwołano nawet nadzwyczajne posiedzenie Prezydium Radiokomitetu 19 sierpnia. Obok kierownictwa brali w nim udział również przedstawiciele „Solidarności” i SDP. Miało ono niezwykle burzliwy przebieg. Z jednej strony członkowie kierownictwa ostro skrytykowali sygnatariuszy listu, padła nawet propozycja zwolnienia ich z pracy... Do sprawy listu powrócono niespełna tydzień później – 25 sierpnia. Również to posiedzenie odbywało się w napiętej atmosferze. Tym bardziej że rozpoczęło się od ataku przedstawicieli kierownictwa Komitetu ds. Radia i Telewizji na A. Maciejowską, Elżbietę Saar (przedstawicielkę Komisji Zakładowej „Solidarności”) i Marię Flisowską (przewodniczącą Rady Zakładowej Federacyjnego Związku Zawodowego Pracowników Książki, Prasy, Radia i Telewizji). Zarzucono im nierzetelność i nielojalność, gdyż na podstawie swoich notatek upubliczniły przebieg posiedzenia z 19 sierpnia (co nie było oczywiście wcześniej praktykowane).

Chichot historii

Dwa miesiące później list otwarty do Sejmu PRL skierowała Komisja Porozumiewawcza Organizacji Społecznych i Politycznych w Komitecie ds. Radia i Telewizji. Sygnatariusze listu wyrażali w nim zaniepokojenie „niezgodną z Konstytucją PRL i niebezpieczną społecznie działalnością programową Polskiego Radia i Telewizji”, podkreślali swój brak wpływu na funkcjonowanie Radiokomitetu oraz domagali się rozpatrzenia sytuacji w swojej instytucji przez odpowiednią komisję sejmową, postulowali też rozpoczęcie przez parlament prac nad nową ustawą regulującą status radiofonii i telewizji w PRL.

25 listopada 1981 r. doszło do spotkania w siedzibie SDP między grupą posłów a przedstawicielami KPOSIP w Komitecie ds. Radia i Telewizji (bez udziału reprezentantów PZPR, ZSMP i ZBOWiD). Notabene w imieniu pracowników Radiokomitetu przemawiał Jacek Snopkiewicz (członek Komisji Zakładowej KZ PZPR i delegat na IX Nadzwyczajny Zjazd PZPR). Zwrócił się on do posłów o pilne uchwalenie nowych przepisów prawnych w celu bardziej demokratycznego zarządzania mediami. Uzyskano obietnicę zajęcia się tą kwestią w najbliższym czasie przez komisję sejmową. W połowie grudnia do Sejmu miał trafić społeczny projekt ustawy regulującej działalność Komitetu ds. Radia i Telewizji. Jednak z powodu wprowadzenia stanu wojennego kwestia ta została odłożona na lata, a okres po 13 grudnia należał do najczarniejszych kart w historii TVP i Polskiego Radia… Przeprowadzono weryfikację kadrową. Brutalne czystki, bo tym w rzeczywistości ona była, objęły nie tylko dziennikarzy (szczególnie tych związanych z „Solidarnością”), ale też pozostałych pracowników radia i telewizji. I jak się okazuje, nader trwała wpłynęła na kształt PR i TV. Pokolenie stanu wojennego zrobiło karierę i dziś w wielu przypadkach jest decydentem średniego szczebla w tych mediach. Zresztą niejednokrotnie po wyborach czerwcowych awansowani weryfikatorzy przyjmowali do pracy negatywnie przez siebie zweryfikowanych kolegów. A jeszcze niedawno występowali publicznie (jak dyrektor Programu III Polskiego Radia w stanie wojennym) przeciwko upolitycznianiu mediów… Ot taki chichot historii!

 



Źródło: