Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

System III RP ma z kim przegrać

Postkomunistyczne media z coraz większym trudem zaklinają rzeczywistość. Idzie ciężko. Z „Gazety Wyborczej”, radia TOK FM czy TVN po obchodach rocznicy katastrofy smoleńskiej można się dowiedzieć, że „ludzi jest coraz mniej”, „to już dogasa”, „było n

Igor Smirnow
Igor Smirnow
Postkomunistyczne media z coraz większym trudem zaklinają rzeczywistość. Idzie ciężko. Z „Gazety Wyborczej”, radia TOK FM czy TVN po obchodach rocznicy katastrofy smoleńskiej można się dowiedzieć, że „ludzi jest coraz mniej”, „to już dogasa”, „było najwyżej kilka tysięcy”. Cóż – język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie.

Medialni strażnicy systemu uznali, że wywołany tymi zaklęciami dysonans poznawczy u odbiorców jest mniejszym zagrożeniem niż to, gdyby miał do nich dotrzeć niezakłócony kłamstwem przekaz – że kolejny raz nieprzeliczone tłumy na Krakowskim Przedmieściu pokazały, iż nie tylko Tusk, ale i cały system III RP ma z kim przegrać.

Przerwany mur medialny

Nie wszystkie media unikały pokazywania tego, co działo się 10 kwietnia na Krakowskim Przedmieściu. Tradycyjnie niewiele można było się dowiedzieć z TVN, jednak relacje i transmisje na żywo z kolejnych godzin uroczystości nadawane przez Polsat News czy TVP info dawały Polakom pojęcie o skali tego, co działo się w Warszawie. Być może to zachowanie sprowokowała wiedza o starcie konkurencji. Telewizja Republika zrealizowała – jak zapowiadała – w internecie transmisję z Krakowskiego Przedmieścia, podobnie jak telewizja Trwam i kilka niezależnych portali. Polacy mogli więc, korzystając z różnych mediów, na własne oczy zobaczyć potężną demonstrację – rzekę ludzi ciągnącą się od pl. Zamkowego po Pałac Prezydencki i dalej.

Dlaczego więc Jacek Żakowski czy Marek Beylin mówią o kilku tysiącach osób? Kłamią, bo to leży w ich naturze? A może pomylili się z powodu słabego wzroku? Czy raczej kłamią, bo za wszelką ceną chcą wyznaczyć trendy w propagandzie, gdy otoczenie Tuska niewiele robi, przerażone tym, co zobaczyło? Odbiorcy prorządowych mediów stawiani są zatem w kłopotliwej pozycji – widzą tłumy, ale mają myśleć, że tłumów nie ma i nie było. Metoda wypiszwymaluj z dziennika telewizyjnego peerelowskiej telewizji. Wielokrotność powtarzanego komunikatu o „kilku tysiącach” nawiązuje oczywiście do starego przekonania mistrza totalitarnej propagandy – że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Tyle że – jak się wydaje – coraz mniej jest w mediach chętnych do powtarzania owego kłamstwa. Funkcjonariusze medialni stają się w kwestii Smoleńska coraz bardziej samotni.

Samotność o świcie

Podobnie samotny wydaje się być ten, którego późni uczniowie przekazu totalitarnego starają się chronić. Trudno o bardziej symboliczny obraz niż widok klęczącego w samotności Donalda Tuska na Powązkach przed zbiorowym grobem, gdzie pochowano skremowane, niezidentyfikowane szczątki ofiar katastrofy smoleńskiej. Klęczącego tak bladym świtem, by nikt nie mógł się na niego natknąć. Uciekając zaraz po tym do dalekiej Afryki, szef rządu nie tyle okazał lekceważący stosunku do rocznicy smoleńskiej, ile dowiódł, że nie jest w stanie udźwignąć ciężaru tej tragedii. Nie potrafił zmierzyć się z nim w kraju na jakiejkolwiek mszy czy uroczystości z udziałem rodaków.

Z otoczenia Donalda Tuska dochodzą głosy, że sprawa katastrofy smoleńskiej i oskarżenia kierowane pod jego adresem w tej kwestii wywołują u niego niezwykle emocjonalne reakcje. To wcale nie dziwi, zważywszy, jak poważne rzeczy są mu zarzucane i jak istotne przesłanki za nimi stoją. Na dodatek widać wyraźnie, że szef rządu nie ma żadnego pomysłu – prócz różnych form ucieczki od tego tematu – jak na zarzuty odpowiedzieć. Czy już wie, że – podobnie jak Ewa Kopacz czy Tomasz Arabski – nigdy się od nich nie uwolni?

Całość artykułu w tygodniku „Gazeta Polska”
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Joanna Lichocka