Jego twórczość zna każdy Polak, jego nazwisko znane jest niewielu. Karol Śliwka (1932–2018) przez 60 lat stworzył ponad 400 znaków graficznych, projektowanych dla wielu instytucji i firm. Słynne logo PKO Banku Polskiego, Biblioteki Narodowej w Warszawie, Instytutu Matki i Dziecka, ale też znaczki, płyty i plakaty – to grafiki, które wciąż kształtują ikonosferę przestrzeni publicznej. Do końca lipca można je oglądać na wystawie w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie.
Był niezwykle uzdolniony i równie uparty, a tej determinacji w dążeniu do celu może Śliwce pozazdrościć każdy z nas. W młodości stracił oko podczas rozbrajania miny, ale nie przeszkodziło mu to w rozwijaniu malarskiej pasji. Wychowując się na wsi, z dala od wielkiego świata, czerpał inspirację z gazet i niemieckich książek znalezionych na śmietniku. Ponieważ w domu brakowało pieniędzy na narzędzia, do pierwszych grafik wykorzystywał drut od parasola, a że nie stać go było na bilet, żeby dojechać do szkoły plastycznej w Bielsku-Białej, korzystał z wagonów towarowych. Na egzaminy do Akademii Sztuk Pięknych zarabiał reperowaniem garnków. Malował też święte obrazki. Wszystko po to, by spełniać swoje marzenia, rozwijać zdolności.
Talent Karola Śliwki dostrzeżono szybko. Pojechał na egzaminy na warszawską ASP. Z powodu braku funduszy na przeżycie trzech dni w wielkim mieście postanowił się wycofać. Jakież było jego zdumienie, kiedy otrzymał list, że mimo nieukończenia egzaminów został przyjęty na uczelnię. Po samej teczce prac profesorowie zauważyli, że mają do czynienia z kimś nieprzeciętnym. Śliwka dostał też stypendium i pokój w akademiku. Ubogi student, który przyjechał do stolicy w butach narciarskich (jedynych, jakie miał), mógł uczyć się tego, co kochał.
Miałem dwie miłości – grafikę użytkową i rodzinę
– mówił Śliwka w jednym z wywiadów.
Opowiadał też historię o tym, jak wygrał konkurs na projekt opakowania papierosów Syrena.
Miałem 262 zł stypendium i nagle wygrałem ogromną kwotę 25 tys. Nie wiedziałem, co z tymi pieniędzmi zrobić. Zaprosiłem kolegów do dobrej restauracji, w której razem świętowaliśmy. Resztę pieniędzy rozrzuciłem na rynku. Taki miałem gest
– mówił Śliwka.
Opowieści artysty można posłuchać na filmie, który jest emitowany na wystawie „Karol Śliwka. Polskie projekty, polscy projektanci”, prezentowanej do końca lipca w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie (ul. Świętojerska 5/7). To już trzecia odsłona tej znakomitej ekspozycji pod patronatem PKO Banku Polskiego. Dotychczas wystawę można było oglądać w Gdyni i Kielcach. Cieszyła się ona ogromnym zainteresowaniem, a jej najlepszą rekomendacją jest fakt, że zdobyła nagrodę w prestiżowym konkursie Wydarzenie Historyczne Roku 2018.
Ekspozycja jest swoistym hołdem oddanym Karolowi Śliwce. To największa do tej pory wystawa monograficzna poświęcona temu twórcy, obejmująca projekty, szkice, notatki, fotografie, obrazy i obiekty z prywatnego, nieudostępnianego do tej pory archiwum Karola Śliwki, uzupełnione o prace z instytucji i muzeów z całego kraju oraz przedmioty z kolekcji prywatnych. Ogrom tych prac uświadamia widzowi, z jak wybitnym artystą ma do czynienia. Z wystawy dowiadujemy się chociażby, że to właśnie Karol Śliwka był w Polsce prekursorem projektowania rozbudowanych systemów znaków. Niezwykle cenne są cytaty. W jednym z nich czytamy: „Znak graficzny, uważam, jest najtrudniejszy w grafice użytkowej. I najważniejszy w grafice użytkowej. Bez znaku firma jest goła, jest nic niewarta”. O poczuciu humoru artysty świadczy inny jego cytat: „Miałem taką sławną etykietę, która była na dżem śliwkowy. I ja się na tym z brzegu podpisałem: »Śliwka«, »K. Śliwka«. Pani sekretarz, taka miła starsza pani, mówi: »Ależ pan też tutaj się wygłupił. Po co pan pisze swoje nazwisko przy takiej etykiecie, dwie śliwki występują teraz«. A ja mówiłem tak: »Proszę pani, ja się chcę podpisywać na etykietach, na innych graficznych reklamach, żeby brać za to odpowiedzialność, po prostu«”. Poczucie humoru Karola Śliwki niejednokrotnie dostrzegalne było w jego pracach. Ot, choćby na plakatach „Chroń nogi” czy „Chroń ręce”, do którego wykorzystał rzeźbę Wenus z Milo.
Oglądając niektóre prace, można się cofnąć do przeszłości. Znane opakowania czekolad czy wspomnianych dżemów, wzory kosmetyków, okładki płyt (np. Andrzeja Rosiewicza czy Franka Kimono), pudełka na zapałki. Są typografie bardziej współczesne, z lat 90., np. Adamed czy identyfikacja Biblioteki Narodowej w Warszawie. Inne prace, choć powstały dawno, wciąż są obecne w przestrzeni wizualnej i uznaje się je za kultowe – nie ma chyba w Polsce osoby, która nie kojarzyłaby charakterystycznej, typograficznej skarbonki PKO Banku Polskiego. Znak ten powstał pół wieku temu i po raz pierwszy pojawił się na plakacie promującym hasło „Październik miesiącem oszczędzania”. Plakat zdobył złoty medal na Międzynarodowym Biennale Plakatu w Katowicach, a skarbonka na stałe zagościła na ulicach polskich miast. Prace Karola Śliwki często zwyciężały w konkursach. Jak opowiadał podczas wernisażu wystawy jej kurator Patryk Hardziej, niezwykłą umiejętnością Śliwki było łączenie kilku znaków w jedno.
Bywało, że na konkurs wysyłał kilka propozycji i koperty podpisywał w różnorodny sposób, żeby nikt nie zauważył, że wysyła tyle zgłoszeń. Okazywało się, że często wówczas jego prace wygrywały jednocześnie pierwsze, drugie, trzecie miejsce i wyróżnienia. Jego koledzy mawiali, że jak Śliwka bierze udział w konkursie, to oni już nie mają po co
- opowiadał Hardziej.
Wystawie w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego towarzyszą wykłady i oprowadzania kuratorskie.