Gdy ostatni ruch pędzla Matejki na płótnie zwiastował zakończenie obrazu, od gabinetów uniwersyteckich po wiejskie parafie wybuchały dyskusje o historii i tożsamości narodowej. Być może te czasy powrócą – są w Polsce malarze, którzy przywracają rycerstwo, husarię i ułanów na płótno. Jednym z nich jest Dariusz Kaleta.
Można zacząć od kobiet, zmysłowych, nagich, czasem zamyślonych jak „Odpoczywający anioł”, a czasem wyuzdanych jak „Jawnogrzesznica (Ruda)”. Kobieta u Kalety jest często femme fatale, zwiastuje jakiś zamęt, zmianę, ale i bez tego męskie oko może spocząć na cielesnych wdziękach. I tak w obrazie „Parys i Helena”, jak często u tego twórcy, postacie i kontekst nie sypią się wraz z kurzem starych książek Parandowskiego czy Kubiaka, ale są bohaterami współczesnymi, w dzisiejszym ubraniu, wczorajszym makijażu i niedawno przystrzyżonych włosach. To jedna z recept Kalety na malarstwo – sztuka jego zdaniem ma dialogować ze współczesnością, mocno, ostro, czasem kontrowersyjnie. Gdy dochodzi do tego konserwatywny światopogląd autora, odkrywamy obrazy historyczne, patriotyczne, z nutą magii i mitologii.
Mój magiczny Lechistan
Jestem w tym totalnie zagrzebany, dla mnie to projekt szczególny, który pochłania mnie od półtora roku
– mówi malarz „Gazecie Polskiej”. Kaleta świadomie i z grzeszną – bo niepoprawną politycznie – premedytacją, nawiązuje do malarstwa narodowego. Cykl "Mój magiczny Lechistan" pokazuje sceny nieomal batalistyczne – bo uchwycone tuż przed bitwą, przed starciem. Na obrazie „Mobilizacja” widzimy na pierwszym planie średniowiecznego wojownika z „Lechistanu”, ale w tle, choć widnieją tam i szeregi wojów z tarczami, widać i helikopter i współczesnego żołnierza, jakby właśnie wrócił z misji w Afganistanie. Kto dziś tak wprost mówi o ciągłości służby wojskowej? Jest jeszcze ostrzej, gdy Kaleta odmalowuje geopolitykę.
W 2017 roku powstał obraz „Pojmanie Gorgony”, w którym mityczny stwór z wężowymi włosami chwytany i duszony jest nie przez Perseusza a przez… Polaków – wąsatego szlachcica w kołpaku z jednej i husarza w szyszaku z drugiej strony. Ale to jeszcze nic – tytuł obrazu uzupełnia imię Gorgony, bo dla Kalety uosabia ona Germanię!
Tak, nawiązuję do polityki. Zła nie można pokonać, można je tylko spętać na pewien okres, tak jak to się z Gorgoną, która co jakiś czas odradza się na nowo. Ale Lechistanu też nie da się pokonać
– przekonuje malarz. Zagranie antykiem, siedemnastowieczną polską szlachtą i współczesnym nazewnictwem robi wrażenie. Takie zadziorne obrazy potrafili wieszać w dawnej Polsce nasi dyplomaci i gościć obcych posłów podczas audiencji. Kiedyś Sobieski przyjmował posłów z Rosji pod obrazem pokazującym upokarzający hołd carów Szujskich u stóp polskiego króla Zygmunta III Wazy, dziś pewnie przed przybyciem ambasadora z Berlina kazałby wieszać Kaletę. Zwłaszcza że Mój magiczny Lechistan to interpretacja dziejów Polaków, którzy od zawsze walczyli z potworami.
Mało kto teraz czyta mitologię starożytną. W porównaniu do naszych przodków jesteśmy barbarzyńcami, którzy nie znają klasycznych dzieł własnej cywilizacji
– mówi Kaleta.
Ludzie teraz szybciej utożsamiają się ze światem fantasy Tolkiena i Sapkowskiego, oczekują nowych propozycji
– przekonuje.
Malarz zna dobrze wyobrażenia siedemnastowiecznych Polaków o sobie samych, o legendarnych Sarmatach, twierdzi, że wspólnota narodowa potrzebuje rozmachu w tworzeniu własnej mitologii. I tak oto na niektórych obrazach husarze walczą z orkami, które w świecie fantasy często reprezentują humanoidalną rasę rywalizującą z ludźmi o władzę nad światem.
Media o nas nie mówią, ale liczby odwiedzających nasze wystawy mówią same za siebie
– Kaleta wymienia kolejne miejscowości: 7 tys. osób oglądało wystawę w Sandomierzu, kolejne tysiące w Poznaniu i Szczecinie.
Autor jednym tchem wymienia swoje duchowe inspiracje: „Od dziecka wychowywałem się na Słowackim, Mickiewiczu, na malarstwie Matejki, Malczewskiego, Styki – chcę iść tą drogą”.
(…)
NIE PRZEGAP: Cały wywiad w najnowszym numerze „Gazety Polskiej” (42 z 17 października 2018 r.)