Miałem dwie kasety – każda wielkości szpulki nici. Aparatu oczywiście przy sobie nie miałem, bo Niemcy od razu by mnie zastrzelili. Klisze te przeniosłem przez obóz w Niemczech i po powrocie w maju 1945 roku wywołałem te zdjęcia. No i mam je do dzisiaj - wspomina w rozmowie z niezalezna.pl Zbigniew Grochowski, powstaniec warszawski.
Wojna zastała go w Brześciu, ale po pierwszych wywózkach Polaków na Syberię rodzice podjęli decyzję o ucieczce. Wybór padł na Warszawę, bo ojciec był zaangażowany w działalność konspiracyjną. Gdy wybuchło Powstanie, Zbigniew Grochowski miał niespełna 18 lat. Trafił do Szarych Szeregów, brał udział w akcjach małego sabotażu i fotografował miasto, uwieczniał też niemieckie zbrodnie i uliczne egzekucje. Rozmawiamy z nim na kilka dni przed 79. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego.
Aleksander Mimier, Niezalezna.pl: Jest Pan częścią kampanii BohaterON – włącz historię – akcji opowiadania młodzieży o losach Powstańców Warszawskich. Dlaczego to dla Pana tak ważne, by to młodym opowiadać o wydarzeniach z 1944 roku?
Zbigniew Grochowski, Powstaniec Warszawski (97 l.): Chcę, by zorientowali się, jak żyliśmy, jak pracowaliśmy przed osiemdziesięcioma latami. W czasie okupacji byłem 15/17-letnim chłopakiem, dokładnie takim, do jakich dziś docieram. Chcę przekazać wspomnienia, w jaki sposób się uczyliśmy, w jaki sposób sabotowaliśmy działania Niemców, jaka była działalność Szarych Szeregów w tym okresie, jak przebiegały przygotowania do Powstania Warszawskiego. Oczywiście wszystko opowiadam z własnej, subiektywnej perspektywy. Ale to też wartość.
Pokazuję, że jeden karabin był na trzech żołnierzy Armii Krajowej. Było przecież wtedy ok. trzydzieści tysięcy powstańców i dziesięć tysięcy karabinów. Obrazuję młodzieży wszystkie te trudności i przeciwności.
Takie konkretne obrazy zapewne najbardziej rozbudzają wyobraźnię młodych. O co jeszcze pytają? O czym Pan im wtedy opowiada?
O brawurze. W istocie byliśmy brawurowi. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak szybko można zginąć, mimo że dwa metry obok ktoś padał, trafiony kulą. 18-latek nie rozumie, że może zginąć, choć dookoła inni giną. To dziwne, ale prawdziwe.
Przez całą okupację działałem pod zmienionym nazwiskiem. Nazywałem się Stefan Zabłocki. W czasie Powstania, znajdowałem się na Starym Mieście. Brałem w nim udział przez 32 dni. Jednocześnie byłem też fotografem, jednym z fotoreporterów. Wykonałem setki zdjęć, spośród których dwieście znajduje się w Muzeum Powstania Warszawskiego. I poprzez te fotografie również pokazuje młodzieży, jak wyglądało Powstanie.
Skąd wziął się aparat w Pana życiu?
Aparat fotograficzny miałem już przed wojną, bo mój ojciec był dziennikarzem. Jako 10-letni chłopiec już potrafiłem fotografować. Z kolei w czasie okupacji działałem w harcerstwie, a mój zastępowy zlecał mi wykonywanie fotografii. Mam na przykład fotografie miejsc egzekucji ulicznych. Wszystko przekazywaliśmy do naszego rządu w Londynie.
Dziś to dla mnie pamiątka. Zwracam uwagę, że przez ponad czterdzieści lat PRL-u nie mogłem tego pokazać. Mimo, że miałem kontakt z młodzieżą, bo byłem nauczycielem przez 52 lata, to były tematy tabu. Dopiero od stosunkowo niedawna można o tym swobodnie mówić.
Dziś w podręczniku historii dla ósmej klasy szkoły podstawowej znajduje się rozdział o Powstaniu Warszawskim. Młodzież się tego uczy, ale myślę, że moje osobiste świadectwo jest ciekawym uzupełnieniem. Wciąż podkreślam, jak wielką wartością jest możliwość swobodnej edukacji.
Jak udało się zachować klisze?
Miałem dwie kasety – każda wielkości szpulki nici. Aparatu oczywiście przy sobie nie miałem, bo Niemcy od razu by mnie zastrzelili. Klisze te przeniosłem przez obóz w Niemczech i po powrocie w maju 1945 roku wywołałem te zdjęcia. No i mam je do dzisiaj.
Po powrocie z Niemiec wyszabrowałem przyzwoity aparat fotograficzny Leica, którym obfotografowałem całą Warszawę. Dosłownie całą – pomnik po pomniku, kościół po kościele, ruiny całego miasta. Te zdjęcia – wespół z fotografiami z Powstania Warszawskiego – tworzą unikalny zbiór około dwustu zdjęć, który można obejrzeć w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Jakiejś fotografii przypisuje Pan szczególną wartość?
Zrobiłem unikalne zdjęcie grobu lotników amerykańskich, strąconych nad Warszawą 16 sierpnia. To unikalne zdjęcie, bo świadczy o tym, że alianci pomagali powstańcom. Dokonywali zrzutów, choć prawdą jest też niestety, że większość dostawała się w ręce niemieckie albo nawet rosyjskie, bo zasobniki wiatr przenosił na przykład na Pragę.