W Boże Narodzenie 800 r. w bazylice św. Piotra w Rzymie król Franków Karol Wielki został przez papieża Leona III koronowany na cesarza rzymskiego. Dwór monarchy odkurzył dawno zapomniane słowo „Europa”, które miało pomóc określać tę część kontynentu, nad którą panował władca Franków. Dziś „Zachód”, zamiast z szacunkiem spoglądać na swą ponad tysiącletnią historię opartą na fundamencie chrześcijańskich wartości – dawnemu dziedzictwu zaprzecza i dąży do samounicestwienia.
Pięć naw bazyliki Świętego Piotra w Rzymie było w dniu 25 grudnia 800 r. wypełnione po brzegi rzymianami i Frankami, książęcymi dworami, rycerstwem, zakonnikami i urzędnikami, ludźmi wysokiego i średniego urodzenia. Panował gwar, wymieniano uwagi i rozmawiano w oczekiwaniu na nadejścia władcy Franków.
Sprytny papież
Do bram Rzymu Karol dotarł miesiąc wcześniej, 23 listopada, zatrzymując się w miejscowości Nomentanum. Na jego spotkanie wyjechał Papież Leon III, wiedząc, że toczy się rozgrywka, która może zagrozić pontyfikatowi – oto bowiem Ojcu Świętemu postawiono bardzo poważne zarzuty, w tym cudzołóstwa i krzywoprzysięstwa. Król Karol miał je rozpatrywać właśnie w Rzymie, na spotkaniu z możnowładztwem oraz duchowieństwem frankijskim i rzymskim. Stąd pokorne papieskie powitanie 14 kilometrów od Rzymu było zabiegiem jak najbardziej taktycznym. Co więcej, wiadomym było, iż monarcha Franków – wnuk Karola Młota, pogromcy Saracenów spod Poitiers – myśli o zostaniu nowym cesarzem rzymskim, lecz nie przez układ z Rzymem, ale sukcesję po cesarzu wschodniorzymskim. Nota bene to jeden z przyczynków, które skłaniają niektórych historyków do stawiania tezy mówiącej, iż koronacja na cesarza zachodniorzymskiego odbyła się z zaskoczenia i była aktem, który wytrącił Karolowi Wielkiemu z rąk możliwość zostania basileusem. Inni twierdzą, że ceremonia rozegrała się wręcz za świadomym przyzwoleniem Karola, a być może została przez niego w jakiejś mierze „wyreżyserowana”. Na ile? Tego nie wiadomo. Rzeczywiście wiele wskazuje na to, iż to Leon III sprytnie rozegrał całość tak, aby odnowienie dawnego zachodniego cesarstwa rzymskiego i utrzymanie podziałów w chrześcijańskim świecie stało się faktem dokonanym, zaś samo papiestwo odzyskało znaczenie. Bo odtąd to z rąk Namiestnika św. Piotra była nadawana cesarska godność i władza.
Barbarzyński obrońca Rzymu
Syn Pepina, zjednoczyciel ziem Franków i Germanów, pogromca Saksonów a przede wszystkim Lombardów, co prawda był ciągle w jakiejś mierze „barbarzyńskim” władcą północy, ale z drugiej strony w trakcie swoich rządów już kilkakrotnie siłą oręża wybawiał Państwo Papieskie z kłopotów, a nawet oddał mu spore tereny pod władanie, zapanowując nad toczącymi wojny z Papieżem Lombardami. Niektórzy Rzymianie pamiętali jeszcze jego pierwszą wizytę w Wiecznym Mieście w roku 774. Teraz jednak przyjeżdżał już jako potężny monarcha.
I oto 1 grudnia odbyło się w bazylice zgromadzenie, które miało rozpatrzyć zarzuty skierowane w stronę papieża. Ten bronił się powołując na casus papieża Symmacha i ówczesne oświadczenie synodu, iż następca św. Piotra nie może być sądzony przez sąd ludzki. Wreszcie, tuż przed Wigilią, Leon III złożył uroczystą przysięgę oczyszczającą na Ewangelię, że jest niewinny. Wobec takiego obrotu sprawy jego oskarżyciele zostali posądzeni o zdradę i próbę buntu. Skazano ich na karę śmierci, zamienioną potem na wygnanie. Zanim jednak to się stało Leon III, zrehabilitowany w oczach wiernych, możnowładców i duchowieństwa, dokonał aktu koronacji Karola.
Korona założona znienacka
Oto wracamy więc na uroczystą Mszę na Boże Narodzenie roku 800. Karol Wielki wchodzi do bazyliki, natychmiast cichną szmery i głosy. Tłum jak zahipnotyzowany patrzy na wysoką postać Karola (na marginesie Karol był naprawdę „wielki”, postawny, choć miał zaskakująco wysoki, niepasujący do postury głos), który zmierza pewnym krokiem w stronę grobu św. Piotra. Klęka przed confessio, zaczyna się modlić. Wtedy zbliża się do niego papież Leon III i znienacka zakłada mu na głowę koronę cesarską, wypowiadając po trzykroć słowa:
Karolo piismo augusto, a Deo coronato, magno et pacifico imperatore, vita et victoria!
Karolowi najpobożniejszemu i najjaśniejszemu, koronowanemu przez Boga, wielkiemu i przynoszącemu pokój cesarzowi, życie i zwycięstwo!
Rozlegają się wiwaty i okrzyki tłumu, chór zaczyna śpiewać litanię.
Cesarstwo Karola Wielkiego to było dzieło scalające i jednoczące Europę. Tytuł dawał władzę, która pochodziła od Boga. Taki też był wymiar podbojów władcy, który co prawda Ewangelię szerzył ogniem i mieczem, lecz jednocześnie z nauk Chrystusa uczynił podwaliny europejskiej wspólnoty Zachodu. Dzisiejsi „dziedzice” tamtej dawnej tradycji już dawno o tym zapomnieli. Przefarbowali się raczej na spadkobierców Rewolucji Francuskiej, odrzucając Boga jak najdalej od siebie. I tak – paradoksalnie – Zachód przestał być Zachodem. Stał się barbarzyńskim laikatem wracającym do wiecowych wartości Gallów czy Germanów. Polska natomiast kontynuuje najpiękniejsze tradycje Europy jednoczącej się wokół katedr, wznoszącej myśli ku Bogu i broniącej świat przed zdziczeniem. Wszystko to można zobaczyć, gdy spojrzy się chociażby na współczesną Francję, która chce zdejmować krzyż z pomnika św. Jana Pawła II. To Polacy podejmują się tam, na ziemi francuskiej, jego obrony. To my jesteśmy teraz dziedzicami dawnej Europy.