Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

TYLKO U NAS: Friszke naśladuje Wałęsę! Sławomir Cenckiewicz obala 21 kłamstw

Jestem dumny, że trwałem przy swoim zdaniu wbrew wszystkim dostojnikom i powagom Jestem dumny, że dzisiaj jeszcze ściga mnie za to „wczoraj” – nienawiść

FORTEPAN / Erdei Katalin; https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.en
FORTEPAN / Erdei Katalin; https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.en
Jestem dumny, że trwałem przy swoim zdaniu wbrew wszystkim dostojnikom i powagom
Jestem dumny, że dzisiaj jeszcze ściga mnie za to „wczoraj” – nienawiść
płk Ignacy Matuszewski (1891–1946)


Specjalizujący się w analizie „dobrej zmiany” portal internetowy OKO.press (towarzysko powiązany z „Gazetą Wyborczą”) opublikował tekst prof. Andrzeja Friszke szumnie zatytułowany: „Friszke rozbija 14 mitów Cenckiewicza o Wałęsie: to oszczerstwa, insynuacje i manipulacje”. Starałem się przebić przez gąszcz powtarzanych wielokrotnych obelg, niekulturalnych form i „psychologicznych” analiz mojego umysłu, próbując wyłuskać z chaotycznego i emocjonalnego przekazu Friszkego jakieś nadające się do dyskusji argumenty. Niestety, moje usilne poszukiwania zakończyły się niepowodzeniem. Ponieważ jednak rzecz dotyczy „naszego dobra publicznego” - jak o Lechu Wałęsie mówił Donald Tusk, a, co ważniejsze, wielu skądinąd przyzwoitych ludzi nadal tak uważa - więc uznałem za swój obowiązek skreślić choćby krótkie podsumowanie elukubracji człowieka, który poświęcił ćwierć wieku pracowitego życia na lakierowanie „okrągłego stołu” i układu postkomunistycznego, który tam się uformował.

Przejdźmy więc ad rem:

Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska1. Friszke tak przekręca moją analizę: „Cenckiewicz twierdzi, że Lech Wałęsa został wysłany przez władze (dostarczony motorówką), by kontrolować wydarzenia”
Odpowiedź Cenckiewicza: w moim tekście nie ma takiego twierdzenia! Wręcz przeciwnie - pisałem następująco:
„Sprzeczne wersje, „amnezja” i niejasne wypowiedzi Wałęsy na temat „skoku przez płot” przed długie lata wzmacniały hipotezy o „motorówce” Marynarki Wojennej, którą miał on przypłynąć do stoczni. Nie ma na ten temat żadnych dokumentów, trudno więc pokusić się w tej sprawie o jakiś jednoznaczny osąd...”.

2. „Powraca sprawa skoku Wałęsy przez płot (nie było) i jego domniemanej agenturalności”
Nigdy nie twierdziłem, że Wałęsa był w sierpniu 1980 r. agentem SB. Jako gdańszczanin i naoczny lustrator miejsc związanych z Sierpniem ’80 i Stocznią Gdańską, stanowczo twierdzę natomiast, że był „płot” (Friszke pisze, że go „nie było”!), ale też mur i ogrodzenie z blachy na różnych odcinkach okalające Stocznię Gdańską. Wymieniam je wszystkie w takiej kolejności, gdyż w zależności od nastroju Wałęsa opowiadał o ich sforsowaniu w dniu 14 sierpnia 1980 r. jednocześnie (w tym samym czasie) choć znajdują się w odległych od siebie miejscach.  


3. „Tymczasem, gdy strajk wybuchł 14 sierpnia 1980 r. Sekretarz KC Stanisław Kania informuje towarzyszy po rozmowie z kierownictwem PZPR w Gdańsku: „komitet strajkowy rozmawia z dyrektorem. Próbują wyłączyć z rozmów Wałęsę.” Wyłączyć, a nie włączyć”
Friszke uderza cytatem, że niby Kania bał się Wałęsy, ale pomija następne ważne zdanie: „Stocznia pracuje.”, które obnaża manipulację historyka (ale też ujawnia rolę Kani jako dezinformatora Biura Politycznego). Podczas posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR z 14 sierpnia 1980 r. Kania, który w tym czasie wspólnie z Jaruzelskim należał do „politycznych zabójców” przebywającego na Krymie Gierka (istnieje interpretacja, według której kierownictwo sowieckie specjalnie wyprowadziło I sekretarza z kraju, żeby ułatwić działanie swoim zaufanym ludziom), uspokajał zwolenników Gierka, że kierownictwo Stoczni panuje nad sytuacją i że działacze Wolnych Związków Zawodowych, którzy rozpoczęli strajk, nie dadzą rady opanować Stoczni. Poznawczo cytat z Kani jest tak samo wiarygodny, jak zawarte na wcześniejszej stronie protokołu zdanie, że Wałęsa jest „związany z grupą Kuronia” („Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981”, oprac. Z. Włodek, Londyn 1992, s. 24).

4. „Cenckiewicz powinien wiedzieć, że wicepremier od przemysłu maszynowego [Aleksander Kopeć] nie mógł mieć wiedzy tak tajnej, jak operacyjne dokumenty SB. A negocjacje prowadził ze strajkującymi na Śląsku (czego S.C. nie zauważa), więc tym bardziej nie było powodu, by znał takie tajemnice dotyczące Gdańska. Cały wywód Cenckiewicza oparty jest więc na niczym”
Powiem tak: Friszke „nie zauważa”, że Kopeć przybył do Gdańska 20 sierpnia 1980 r. A więc nieprawdą jest, że w sierpniu 1980 r. wicepremier Kopeć cały czas przebywał na Śląsku. Wywód Friszkego, że członek elity władzy, prowadzący negocjacje ze strajkującymi w najważniejszym regionie Polski, które są koordynowane w skali całego kraju, nie ma dostępu do informacji SB, to opinie - moim zdaniem - nieuprawnione.

5. „Najważniejszym dokumentem dotyczącym przebiegu sierpniowego strajku i roli w nim Wałęsy jest stenogram negocjacji z dyrektorem Stoczni, opublikowany przez Andrzeja Drzycimskiego i Tadeusza Skutnika w książce pt. „Gdańsk. Sierpień ’80. Rozmowy” (Editions Spotkania, Paryż 1986, Gdańsk 1990)”
We wszystkich swoich książkach poświęconych Sierpniowi ’80 odwołuję się do tego fundamentalnego źródła. Jednak wiem, o czym jest mowa we wstępie do tej książki, że zapis nie obejmuje najważniejszej fazy rozmów z 16 sierpnia 1980 r., kiedy to Wałęsa wbrew stanowisku działaczy Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża „położył” strajk. Jeśli Friszke - konsultant historyczny filmu Wajdy - przywołuje to źródło w kontekście wydarzeń z popołudnia 16 sierpnia 1980 r. to należy zaznaczyć, że opublikowany zapis rozmów z tego dnia dotyczy jedynie godzin porannych (po godz. 7.30)!   

6. „Dlaczego Wałęsa ogłosił koniec strajku? Bo wynegocjował porozumienie we wszystkich punktach. Dopiero wówczas [16 sierpnia] [Wałęsa] dowiedział się, że trwania strajku żądają też inne zakłady Trójmiasta”
To słowa tak kompromitujące historyka, że trudno je pozostawić bez komentarza! Z dostępnych dokumentów gdańskiej PZPR, ale i publikacji (np. A. Paczkowski, Strajki, bunty, manifestacje jako „polska droga” przez socjalizm, Poznań 2003, s. 110) wiemy, że już po pierwszym dniu strajku w stoczni do protestu dołączały kolejne zakłady pracy Trójmiasta. 15 sierpnia 1980 r. na Wybrzeżu Gdańskim strajkowało ponad 50 tys. pracowników, zaś w samym tylko Gdańsku strajkowały aż 54 zakłady pracy, w tym stocznie, port, komunikacja miejska i rafineria. Zadziałał efekt „kuli śniegowej”, o którym marzyli organizatorzy strajku, a o sytuacji w Trójmieście Wałęsa był na bieżąco informowany.  Zresztą Friszke odważnie poprawia samego Wałęsę, który w „Drodze nadziei” (Kraków 1990, s. 132) pisał zgodnie z prawdą, że „od drugiego dnia strajku stanęła komunikacja miejska. (...) Pod bramy przybywało coraz więcej ludzi. Gdańsk przyszedł pod stocznię zobaczyć na własne oczy, co sie tam dzieje. Stanęły porty...”.

Ignorując takie świadectwa Friszke może wkrótce stwierdzić, iż w 48 godzin po zatrzymaniu całej komunikacji Wałęsa nadal widział, jak „Hienia Łamistrajka” zajeżdża tramwajem nr 5 pod stoczniową Bramę Nr 2.

>7. „W żadnym z dokumentów nie ma sugestii, że Wałęsa to „nasz człowiek””
Być może, ale Wałęsa mógł być wówczas traktowany (stąd późniejsza propozycja rozmów z SB w Pruszczu Gdańskim) jako potencjalne narzędzie służb nadzorowanych przez Kanię, o czym Kania nie miał interesu się chwalić wobec słuchających go zwolenników/obrońców Gierka. Należy w tym kontekście zaznaczyć, że spóźnienie się Wałęsy na strajk 14 sierpnia 1980 r. oraz późniejszy sygnał, by jak najszybciej wszedł na teren stoczni, przekazany mu przez znajomego - Jerzego Kozłowskiego czyli czynnego (aż do końca istnienia SB) tajnego współpracownika ps. „Kolega” (z akt agenturalnych Wałęsy wiemy, że to „Bolek” ułatwił SB werbunek Kozłowskiego w 1971 r.) mógł być kombinacyjną grą SB.  Z jakichś powodów Wałęsa czekał („był czekany”) na rozwój sytuacji na zewnątrz na wysokości ulicy Jana z Kolna i dopiero gdy działacze WZZ już zwołali wiec i przystąpili do wyboru komitetu strajkowego, zdecydował się wejść do Stoczni i nagle biegiem ruszył pod Bramę Nr 2. O tym spóźnionym wejściu Wałęsy na teren stoczni, pomimo opanowanych już wówczas bram wejściowych przez strajkujących, pisał Jerzy Kozłowski, b. TW „Kolega”, w swoich wspomnieniach - „Byłem stoczniowcem” (Warszawa-Wejherowo 2010, s. 41). Pewnie dlatego w maju 1992 r. prezydent Wałęsa wyróżnił TW „Kolegę” tytułem „Zasłużony dla Zdrowia Narodu”.  Inną ciekawostką relacji Kozłowski jest informacja, że w przerzucie Wałęsy pomagał nawet Alfons Suszek... na którego z kolei Wałęsa donosił jako TW „Bolek” (Kozłowski twierdzi też, że własnoręczny opis tych wydarzeń już wiele lat temu przekazał … Adamowi Michnikowi, ale widać ten nie uznał za właściwe wtajemniczyć w sprawę Friszkego – redakcyjnego i dyżurnego historyka „Wyborczej”).

8.  „Sławomir Cenckiewicz jak sensację opowiada czytelnikom o konflikcie Wałęsy z Jackiem Kuroniem i innymi korowcami jesienią 1980 r. Powtarza tezę, że Kuroń przyjechał do Gdańska „z gotowym projektem politycznym, który zakładał podporządkowanie związków zawodowych radom zakładowym…” Zapomina tylko dodać, że autorem tego projektu, już wypracowanego w Gdańsku był Lech Kaczyński, co obszernie uzasadniam w swojej książce”.
Nieprawda! Lech Kaczyński był autorem kilku trafnych poprawek. Opracował punkty dotyczące zasad rekompensowania wzrostu cen, układów zbiorowych jako narzędzia obrony interesów pracowniczych oraz zmian w prawie pracy (punkty 1–2 i 4–5). Szeroko opisuję zamach Kuronia i treść programu rodzących się związków zawodowych, w tym udział Lecha Kaczyńskiego w książce mojego współautorstwa „Lech Kaczyński. Biografia polityczna 1949-2005” (Poznań 2014, s. 209 i nast.). Zresztą, co ciekawe, pisząc o rzekomym autorstwie Kaczyńskiego, Friszke zapomniał, że w swojej książce, do której tak nachalnie mnie odsyła („Rewolucja Solidarności 1980-1981”, Kraków 2014, s. 84) wyraźnie napisał, że Kaczyński jedynie „współpracował” z Kuroniem przy pisaniu „Aktualnego programu działania Niezależnych Związków zawodowych”. Friszke musi więc ustalić wersję, ale sam z sobą. Ale to i tak postęp, bo w czasie platformerskiej burzy medialnej z przełomu sierpnia i września 2010 r., której celem było wymazanie Lecha Kaczyńskiego z kart Sierpnia ’80 przy jednoczesnym wywyższeniu Henryki Krzywonos, nasz rozczytany Friszke napisał skandaliczny tekst w postkomunistycznej „Polityce”, w którym orzekł kategorycznie: „nic nie wiadomo o udziale w tych działaniach [podczas strajku w Sierpniu ‘80] Lecha Kaczyńskiego”! (A. Friszke, „Myśmy tu przyjechali dwaj”, „Polityka”, 11 IX 2010).   

9. „[Cenckiewicz] Twierdzi też, że Kuroń chciał oskarżyć Wałęsę o to, że jest agentem SB i usunąć ze stanowiska przewodniczącego powstającego Związku. Te rewelacje pochodzą od Krzysztofa Wyszkowskiego, który o niecnych zamiarach Kuronia informował agenta SB o pseudonimie „Ronson”, czyli dziennikarza Jerzego Brodzkiego, formalnie pracującego dla Amerykanów, w istocie dla SB”
Znów nieprawda! Próbę pozbawienia Wałęsy przywództwa w MKZ NSZZ „Solidarność” we wrześniu 1980 r. szeroko opisywałem w kilku książkach z podaniem sporej ilości źródeł („SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”, Gdańsk-Warszawa-Kraków 2008, s. 107-108; „Lech Kaczyński. Biografia...”, s. 200-201 i inne; Anna Solidarność. Życie i działalność Anny Walentynowicz na tle epoki (1929–2010), Poznań 2010, s. 175-176 i inne).

Z dokumentów MSW wynika, że po raz pierwszy SB odnotowała, że Kuroń dąży do pozbawienia L. Wałęsy funkcji przewodniczącego MKZ już 6 września 1980 r. (data meldunku wskazuje, że wiadomość została powzięta wcześniej, co jest potwierdzeniem relacji m.in. Błażeja i Krzysztofa Wyszkowskich, że propozycje zostały zgłoszone przez Kuronia w nocy z 3 na 4 września 1980 r.). W Informacji dotyczącej aktualnej sytuacji w kraju wg meldunków nadesłanych w dniu 5 września 1980 r. czytamy: „J. Kuroń – zdaniem red. T. Mazowieckiego – może doprowadzić do nieobliczalnych nieszczęść, gdyż usiłuje usunąć L. Wałęsę z [funkcji] przewodniczącego gdańskiego MKS-u. Nowym przewodniczącym ma zostać inż. A. Gwiazda. Zmiana ta może nastąpić już na najbliższym posiedzeniu MKS w dn. 6 bm.” (IPN BU 0365/1, t. 1, k. 31). W informacji z 16 września 1980 r. znajdujemy potwierdzenie tej diagnozy: „Z operacyjnej informacji wynika, że Kuroń i Borusewicz oraz współpracownicy KSS KOR z Gdańska podejmują działania zmierzające do pozbawiania Wałęsy dotychczasowej funkcji” (IPN BU 0365/1, t. 2, k. 90). Podobnych informacji jest więcej.

Nieprawdą jest, że Wyszkowski jest jedynym relacjonodawcą historii dotyczącej próby obalenia pozycji Wałęsy przez Kuronia. Wyszkowski informował o nich najpierw Tadeusza Kowalika, żeby ten przekazał je nieobecnemu wówczas w Gdańsku Tadeuszowi Mazowieckiemu. Wspomniana rozmowa Wyszkowskiego z TW „Ronson” - korespondentem Associated Press miała miejsce później, a wyrażenie „Krzysztof Wyszkowski... informował agenta SB” potwierdza zasadność porównania stosowanych przez Friszkego metod obmow do stylu Wałęsy. Ślady tamtej sytuacji znajdujemy zresztą w książce opracowanej przez... Friszke. Otóż w publikowanym wywiadzie Mazowiecki wspominał rozgrywkę z września 1980 r.: „Kiedy ja byłem chory, przyjechał tam (do Gdańska – S.C.) Kuroń. Zaczęło to być jakby pod innym wpływem. Zaczęły się konkurencje i zaczęła się niezwykle trudna sytuacja właśnie Wałęsy w tym Prezydium. Niezwykle trudna sytuacja Wałęsy” (J. Jankowska, Portrety niedokończone. Rozmowy z twórcami „Solidarności” 1980–1981, wstęp, kalendarium i przypisy oprac. A. Friszke, Warszawa 2003, s. 150). Należy zaglądać i czytać czasem też własne książki!

Tak oczytany Friszke powinien też zajrzeć do wspomnień Andrzeja Kołodzieja, bo i on opisał próbę wyrzucenia Wałęsy we wrześniu 1980 r. (Gdyńscy komunardzi. Sierpień 1980 w Stoczni Gdynia, Gdynia 2008, s. 11). Ale można pominąć Andrzeja Kołodzieja, Lecha Kaczyńskiego czy nawet Tadeusza Mazowieckiego, ale relacji samego Wałęsy Friszkemu pomijać się nie godzi i tego robić nie powinien! W końcu staje przecież w jego obronie! Wałęsa:

„Próba odsunięcia mnie miała miejsce już po strajku, 3 września, na spotkaniu u Jacka Taylora, w którym uczestniczyli Gwiazdowie, Wyszkowski, Borusewicz i Kuroń. Ktoś powiedział tak: sierżanci wygrali wojnę, teraz jest czas generałów. Sierżant to znaczy Lech Wałęsa. Ma odejść. A ja więc pomyślałem sobie: Aha! Znowu wracają do starej historii z 70. lat. Wraca moja rzekoma agentura” („Lech Wałęsa: Jak chcieli zrobić ze mnie esbeka”, z L. Wałęsą rozmawiali M. Wąs i M. Sterlingow, „Gazeta Wyborcza”, 23 II 2005).

I tu pojawia się ciekawostka ukazująca żonglerkę cytatami i źródłami ze strony Friszkego! We własnej książce („Rewolucja Solidarności”, s. 81), którą tak usilnie mi wpycha w objęcia Friszke twierdząc, że w niej wszystko opisał, cytat z Wałęsy został tak okrojony, by nie potwierdzał on spisku Kuronia i ogłoszenia Wałęsy agentem SB…  

10. „Kuroniowi nie można zarzucić, że był głupcem pozbawionym wyobraźni, a musiałby nim być, gdyby chciał wyrzucić robotnika Wałęsę i zasiąść na jego fotelu”
Kuroń nie był głupcem i dlatego na fotelu lidera MKZ chciał posadzić kogoś innego, chcąc  tym sposobem uzyskać faktyczną władzę nad MKZ. Siebie umocował formalnie jako członka zespołu doradców pod kierownictwem prof.  Edwarda Lipińskiego (który o niczym nie wiedział). Oficjalną władzę miał sprawować Bogdan Borusewicz jako dyrektor biura MKZ (członkowie Prezydium MKZ mieli wrócić do pracy zawodowej). Sprawa została już obszernie opisana w kilku książkach.

11. „Bezpieka odnotowywała niemal każdą dyskusję oponentów Wałęsy”, ale nic nie wiadomo o tym, by Wałęsę o tym informowano”
Nie byłbym tego aż tak pewny. Cytat z Wałęsy: „Próba odsunięcia mnie miała miejsce już po strajku, 3 września (…) A ja więc pomyślałem sobie” trudno rozumieć inaczej, niż bycie poinformowanym natychmiast. Inny dowód: już wiele lat temu, w książce „SB a Lech Wałęsa...” opisałem z Piotrem Gontarczykiem m. in. rozgrywkę z jesieni 1981 r. i niepokój SB o pozycję Wałęsy w „Solidarności”:

„Niepokój o L. Wałęsę dobrze koresponduje z treścią szyfrogramów, jakie trafiały na biurka gen. A. Krzysztoporskiego i dyrektora Departamentu III „A” gen. Władysława Ciastonia. Już w pierwszym meldunku na temat zjazdu szef gdańskiej SB płk Sylwester Paszkiewicz zapewniał wiceministra i dyrektora Departamentu III „A” MSW, że jeszcze przed zjazdem w sposób operacyjny – m.in. za pośrednictwem KO ps. „Delegat” [ks. H. Jankowskiego] – przekazano L. Wałęsie „zestaw informacji i danych obrazujących prowadzoną przeciwko niemu działalność opozycyjną przez niektórych działaczy związku, a dających mu możliwość uargumentowania przeciwstawienia się tej kampanii”. Po otrzymaniu informacji na temat „spiskowców” Wałęsa odbył spotkanie z delegatami ze Słupska, których poinformował, że J. Kuroń, Z. Bujak i J. Rulewski organizują przeciwko niemu „rozróbki”. Mówił jednak, że się ich nie obawia i „wierzy w mądrość delegatów, którzy nie dadzą się nabrać” tej grupie” („SB a Lech Wałęsa...”, s. 124).


12. „Ofiarą tych nacisków [Kościoła] padła Anna Walentynowicz, którą odsunięto, ale i tego Cenckiewicz konsekwentnie nie zauważa, mimo opublikowanych źródeł, winę składając wyłącznie na zły charakter Wałęsy”
To jedna z bardziej absurdalnych tez Friszkego! Nie nowa, bo po raz pierwszy została w zakłamany sposób wyłożona na łamach „Więzi”, a później w „Rewolucji Solidarności...” (s. 209-219). W biografii Anny Walentynowicz w obszerny sposób opisałem cały mechanizm wykluczenia jej z „Solidarności” przez Wałęsę i jego stronników do spółki z bezpieką opierając się na aktach związkowych, partyjnych i SB-eckich oraz pamiętnikach (także tych szczególnie wiarygodnych dla Friszkego). Zwalanie tej zorganizowanej akcji przeciwko Walentynowicz na Kościół jest haniebne!  Proces ten zaczął się już we wrześniu 1980 r. i trwał do 13 grudnia 1981 r. (ale i później, trwa zresztą do dzisiaj!). Wałęsa zaprzysiągł zniszczenie Walentynowicz a swoim współpracownikom powiązanym z SB jeszcze w 1980 r. mówił, że „skorzysta z okazji, aby rozprawić się z tą babą” (por. G. Majchrzak, Kontakt operacyjny „Delegat” vel „Libella”, Warszawa 2009, s. 33). Fakt, że pierwszy sygnał o walce Wałęsy z Walentynowicz przekazał bezpiece ks. Jankowski nie stanowi dowodu, że stał za tym Kościół! „Wałęsa, mimo że publicznie bronił ją, faktycznie chciał się jej pozbyć z MKZ” – te ważne słowa napisali ppor. Adam Żaczek i ppor. Eugeniusz Opala z Departamentu III „A” MSW (IPN BU 0364/127, t. 1, k. 125). Wałęsa stał za usunięciem Walentynowicz z Prezydium MKZ, pozbawił ją etatu w gdańskiej „Solidarności”, usunął z władz krajowych „Solidarności”, pozbawił mandatu na zjazd regionalny i krajowy a nawet wpływał na politykę urlopową stoczni, ażeby uniemożliwić Walentynowicz podróżowanie po kraju. Próbował ingerować w prace specjalnej komisji powołanej dla rozsądzenia sprawy Walentynowicz (w archiwum Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” zachowała się pełna dokumentacja tej sprawy!). Jego wysłannicy z gdańskiej „Solidarności” prowadzili w tej sprawie rozmowy SB, które również zostały już opisane. Wreszcie w 1982 r. Wałęsa rozwieje w tej kwestii wszelkie wątpliwości podczas rozmowy z oficerami wojska i SB:

„W Gdańsku wyrzuciłem wszystkich, którzy wam się mogli nie podobać — [Bogdana] Borusewicza, [Annę] Walentynowicz. [płk Hipolit Starszak]: — Wiemy, dlaczego Walentynowicz. [L. Wałęsa]: — Dlaczego? Dlatego, że za bardzo się mieszała, a jednocześnie bardzo mi przeszkadzała. Przyznaję się do tego” („SB a Lech Wałęsa...”, s. 361).

Ale o tym w książce Friszke nie znajdziemy ani słowa! Więc który z nas ignoruje ustalenia innych historyków?

Ukoronowaniem operacji wykluczania Anny Walentynowicz była kombinacja SB z października 1981 r. W Departamencie III „A” MSW w porozumieniu z Wydziałem III „A” KW MO w Radomiu przygotowano plan kombinacji operacyjnej, która polegać miała na podtruciu Walentynowicz, aby w ten sposób przeszkodzić jej w planowanych spotkaniach z załogami zakładów pracy Radomia. Zadanie to miała wykonać znajoma Walentynowicz - Ewa Soból, współpracowniczka KSS KOR w Radomiu, działaczka i etatowy pracownik NSZZ „Solidarność” Ziemi Radomskiej, która od maja 1977 r. aż do 1990 r. zarejestrowana była przez SB jako tajny współpracownik o pseudonimach „Cesarz”, „Andrzej”, „Zbyszek”, „Karol”, „Motyl”. Co ciekawe, później Soból została funkcjonariuszem SB na etacie niejawnym. Czy i tę próbę eliminacji Walentynowicz Friszke przypisze zaleceniom Kościoła?

FORTEPAN / Erdei Katalin; https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.en13. „Wałęsa zapłacił wtedy [w czasie kryzysu bydgoskiego] wysoką cenę za upór i zdecydowanie, za konflikt z wieloma działaczami, którzy chcieli przesądzić walkę wzorem Sierpnia. Wtedy właśnie zaczęto walczyć z nim oskarżeniami o konszachty z bezpieką, odpowiednie wypowiedzi Cenckiewicz przywołuje. Wraz z doradcami Wałęsa uratował jednak trwanie „Solidarności” na dalszych 9 miesięcy”
Oskarżenia o „konszachty” Wałęsy z bezpieką pojawiły się wcześniej, nawet przed twierdzeniami Kuronia i Borusewicza z 3 września 1980 r., że Wałęsa „jest” agentem SB, zaś po tzw. kryzysie bydgoskim jedynie się nasiliły. Teza o uratowaniu „Solidarności” „na dalsze 9 miesięcy” jest jedynie publicystycznym poglądem, który nie wytrzymuje krytyki, tak samo jak  ocena zachowania Wałęsy w czasie kryzysu oraz interpretacja przywołanej wypowiedzi marszałka Kulikowa. Ta ostatnia miała zresztą charakter uspakajający NRD-owskich wasali, z drugiej zaś strony była jednym z tysiąca gestów obliczonych na „polskie kierownictwo”, by wreszcie zdecydowało się zaprowadzić porządek. Nikt przy zdrowych zmysłach w Warszawie czy w Moskwie w okresie wrzenia społecznego i solidarnościowego stanu gotowości do walki, jaki spowodował kryzys bydgoski, nie mógł chcieć wyprowadzać wojska na ulice! Stąd zresztą w lutym i w marcu, czego zupełnie nie pojmuje i lekceważy Friszke, bezpieka wdrożyła swoje plany osłonowe związane z uratowaniem pozycji Wałęsy w kierownictwie „Solidarności”! Jakże celnie przybliżał tę sytuację Amerykanom Kukliński w jednym ze swoich raportów poświęconych rozgrywce z 1981 r.:

„Jaruzelski zwlekał z wprowadzeniem do akcji wojska, czekając na bardziej sprzyjające warunki, kierownictwo sowieckie uznało go za niezdolnego do działania i podjęło konkretne kroki w celu zastąpienia jego i Kani ludźmi bardziej zdecydowanymi” (zob. P. Gontarczyk, Zwyczajny dyktator. Opracowanie płk. Ryszarda Kuklińskiego o Wojciechu Jaruzelskim, „Glaukopis” 2010, nr 19–20, s. 66–67, oryginał: http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/47/1983-01-01.pdf).

Podobnych świadectw i źródeł jest bez liku!

Zresztą w tym kontekście należy przywołać także notatkę z rozmów przeprowadzonych przez funkcjonariuszy czechosłowackiego MSW z dyrektorem Departamentu III „A” MSW gen. Władysławem Ciastoniem z marca 1981 r. Został on odnaleziony w Archiwum Służb Bezpieczeństwa (Archiv bezpečnostních složek) w Pradze i opublikowany później przeze mnie w „Arcanach” (Friszke nie chciał go nigdy zauważyć). Informacja o niektórych doniesieniach naczelnika Departamentu III »A« Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL pochodzi z marca 1981 r. Dokument trafnie opisuje stanowisko i pozycję Wałęsy w „Solidarności” na wiosnę 1981 r. Nieprzypadkowo w tym ważnym dokumencie pojawia się wątek agenturalnej przeszłości Wałęsy, który w rozmowach z towarzyszami czechosłowackimi miał być zapewne gwarancją sterowności sytuacji w „Solidarności” i PRL:

„W odniesieniu do Lecha Wałęsy [Ciastoń] przekazał, że boi się on [Wałęsa], aby nie doszło do pomocy wojskowej państw socjalistycznych w PRL. W związku z tym rozmawiał on [Wałęsa] z katolickim księdzem Orszulikem (fonetycznie), który jest jego łącznikiem w strukturach hierarchii kościoła rzymskokatolickiego. Skarżył się mu, że traci popularność, a w „Solidarności” zyskują na znaczeniu przedstawiciele K[omitetu] O[brony] R[obotników]: Jacek Kuroń i Adam Michnik. Ci według niego mogą swoimi działaniami „dać impuls do wkroczenia wojsk Układu Warszawskiego”. Co do współpracy Wałęsy z pracownikami polskiej Służby Bezpieczeństwa, Ciastoń oznajmił, że do pozyskania Wałęsy doszło w roku 1970 w czasie strajków na Wybrzeżu. Informacje podobno pisał własnoręcznie. Podpisywał też potwierdzenia odbioru kwot pieniężnych, które otrzymywał za współpracę. Ciastoń nie wie, kiedy skończyła się współpraca Wałęsy z SB, ale trwała jeszcze w roku 1976, gdy odszedł na inne stanowisko pracy” (Archiv bezpečnostních složek, fond Sekretariát ministra vnitra (neuspořádáno), Informace FMV k PLR, Akce Sever, karton 2, 1981/III, k. 4-5, mps, tłum. M. Wołejko).


14. „Czy Wałęsa spotkał się (raz?, dwa razy?) z gen. Adamem Krzysztoporskim, wiceministrem spraw wewnętrznych, szefem SB? Sprawę tę badał Grzegorz Majchrzak. Być może spotkał się, ale czy to świadczy o czymś niegodnym, że przewodniczący dziesięciomilionowego Związku odbył rozmowę z wiceministrem spraw wewnętrznych?”
Znamienna jest ewolucja Friszkego w kwestii poufnych relacji Wałęsy z przedstawicielami bezpieki po Sierpniu’80. Ostatnio Friszke pisał nawet, że będąc przywódcą „Solidarności”, Wałęsa „musiał mieć jakieś kontakty z MSW”! (A. Friszke, Delegalizacja Solidarności i uwolnienie Lecha Wałęsy, „Wolność i Solidarność”, nr 9/2016, s. 41). Takie stanowisko historyka mieniącego się obrońcą solidarnościowego etosu trzeba uznać za szokujące! Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że podczas jednej z rozmów gen. Krzysztoporski miał zaproponować Wałęsie, by ten za zgodą władz mógł posiadać osobistą broń palną. Znaczenie gestu wiceszefa bezpieki oferującego liderowi walki z komuną broń palną może nam wytłumaczyć jedynie Friszke. Wiemy bowiem doskonale, że kierownictwo „Solidarności” w latach 1980-1981 zakazywało jakichkolwiek indywidualnych i skrywanych przed związkiem rozmów z komunistami, nie mówiąc już o kierownictwie bezpieki. Była to zresztą jedna z osi sporu o Wałęsę, który potajemnie spotykał się z Kanią, Jaruzelskim, Cioskiem czy Rakowskim nie informując o przebiegu rozmów dosłownie nikogo (ciekawy opis jednej z takich rozmów znajduje się w książce:  K. Osiński, P. Rybarczyk, „Kryzys bydgoski 1981”, t 1, Bydgoszcz-Gdańsk-Warszawa 2013, s. 134). Pisałem o tym także i ja, chociażby w książce o Annie  Walentynowicz. Jakże ważne pod tym względem jest świadectwo Andrzeja Gwiazdy, który na kartach książki zredagowanej przez Friszke (sic!) mówił o żelaznych zasadach obowiązujących w „Solidarności”:

„Miałem propozycję rozmowy z Kanią i z innymi dygnitarzami. Jakąś pośrednią drogą, w przerwie oficjalnych rozmów, niższy dostojnik coś takiego rzucał, że np. sekretarz Kania chciałby ze mną porozmawiać. Wiadomo, że Kania by się również zjawił. Odpowiadałem wtedy, że chyba znają nasz statut, bo również wprowadzają kadencję stanowisk. Więc kiedy nie będziemy już na stanowiskach, to bardzo chętnie spotkam się z panami na kawce. Zapraszam do siebie. [J. Jankowska:] – Dlaczego odmawiałeś? Rozmowy bezpośrednie bywały skuteczne. [A. Gwiazda:] – I niebezpieczne. W takim spotkaniu nigdy się nie wie, na ile rozmówca jest szczery i mówi prawdę. Można popełnić fatalny błąd, jak to czynili eksperci i Wałęsa, którym wciskano: „uwierzcie nam, taka jest sytuacja”” (zob. J. Jankowska, Portrety niedokończone..., s. 111).

Dziękuję natomiast Friszkemu za odesłanie mnie do znanego mi i świetnego tekstu Grzegorza Majchrzaka „Krzysztoporskiego „romans” z Wałęsą” (idem, „Solidarność na celowniku”, Poznań 2016, s, 57-66), bo jego ponowna lektura uzmysłowiła mi jak skrajny i odosobniony pogląd w sprawie tajemnych relacji Wałęsa-Krzysztoporski reprezentuje Friszke.

15. „Interes władz, nadal jeszcze wahających się między wolą konfrontacji (beton wspierany przez Moskwę z Tadeuszem Grabskim i Stanisławem Kociołkiem, ale też stopniowo Kiszczak i Jaruzelski), a liczącymi jeszcze na wchłonięcie „Solidarności” przez system (Kania), nakazywał tym ostatnim stawiać na Wałęsę, a nie na radykałów, masowe wystąpienia i groźbę destabilizacji kraju”
Pełna zgoda! Z tą tylko różnicą, że władze stawiały na Wałęsę już od 1980 r. Można o tym pisać bez końca... Dał temu wyraz I sekretarz KC PZPR Stanisław Kania podczas narady partyjnej 15 listopada 1980 r.:

„Ja nie sądzę, żeby były jakiekolwiek obawy obalenia Wałęsy, jak to się u nas upowszechnia, postępujmy ostrożnie, bo go obalą. Żaden z doradców się tego nie odważy zrobić. Wałęsa jest potrzebny, nazwisko Wałęsy jest potrzebne, stał się już instytucją i parawanem, za którym można manipulować w Solidarności” (zob. „Protokoły z narady I sekretarzy KW PZPR i kierowników wydziałów KC PZPR w dniu 15 XI 1980 r., [w:] „Narady i telekonferencje kierownictwa PZPR w latach 1980–1981”, opracowanie, wybór i przygotowanie do druku M. Jabłonowski, W. Janowski i W. Władyka, Warszawa 2004, s. 410–411).


16. „Oszczerstwem jest zdanie: „Wałęsa nie znał dokładnego terminu wprowadzenia stanu wojennego”. To zdanie sugeruje, że wiedział, iż stan wojenny będzie wprowadzony, nie znał tylko – czego – dnia? godziny?”
Przedziwny to rozbiór logiczny skreślonych przeze mnie słów! Rozemocjonowany Friszke ponownie cenzuruje i poprawia swojego mistrza Wałęsy. Rozumiem, że kwestionuje jego słowa spisane przez bezpiekę z 14 listopada 1982 r.: „Jako jedyny wiedziałem, że tak to się skończy, chociaż mi nikt nie powiedział”. Ale pamiętnik Wałęsy powinien znać! Przecież w „Drodze nadziei” (s. 234) Wałęsa sam pisze, że po pacyfikacji Wyższej Szkoły Pożarnictwa „był na sto procent przekonany, że jest to ostatnia przymiarka do stanu wojennego”! Tak więc miał pewność, że stan wojenny będzie wprowadzony! I kto tu nie czyta…    

17. „Oczywistą bzdurą jest twierdzenie, że operacja „Renesans”, czyli stworzenia nowej „Solidarności” pod kontrolą SB, miała być ograniczona do Gdańska. Cenckiewicz, jak widać dobitnie, nie zna protokołów i notatek z posiedzeń kierownictwa MSW”
Udowadniać znajomości źródeł w tym względzie nie muszę, gdyż już w 2002 r. to właśnie ja znalazłem kluczowe dokumenty w tej sprawie i je opisałem w czasopiśmie IPN (zob. S. Cenckiewicz, Od „Klanu” do „Renesansu”. Operacje Służby Bezpieczeństwa wobec kierownictwa „Solidarności” w latach 1980–1982, „Biuletyn IPN”, nr 12 (23), grudzień 2002, s. 35–38). Uważam jednak, że tajne służby na przełomie grudnia 1981 i stycznia 1982 r. wypracowywały klasyczną „sytuację operacyjną”, która mogła stać się barometrem nastrojów społecznych i ewentualnym wsparciem dla decyzji politycznej władz PRL o „odwieszeniu” działalności „Solidarności”. Problem polega na tym, że plan związany z neo-„Solidarnością” nie wyszedł poza sferę projekcji, wariantowych sondaży i alternatywnych rozważań, w których główną siłą realizacyjną było MSW. Partia nie była do końca zdecydowana, stąd też o potrzebie zachowania szyldu „Solidarności” na forum Biura Politycznego KC PZPR w grudniu 1981 r. najgłośniej mówili partyjniacy w rodzaju Jana Łabędzkiego, który w obronę Wałęsy przez „ekstremą” (Walentynowicz i Gwiazda) angażował się już wiosną 1981 r., co opisywałem w biografii Walentynowicz.  

Odesłanie mnie do kolejnej wersji starego tekstu Grzegorza Majchrzaka („Solidarność na celowniku”, s. 133-155) jest nieporozumieniem. Z całym szacunkiem dla odkryć Majchrzaka (i niektórych historyków regionalnych) opis projekcji SB z pierwszych tygodni stanu wojennego w sterownym dla SB regionie pilskim „Solidarności”, czy rozwodzenie się na temat przygotowywanej zastępczej ekipy związkowej w Instytucie Badań Jądrowych, Fabryce Samochodów Osobowych czy Zakładach Radiowych im. Kasprzaka, ukazuje intensywność podejmowanych działań operacyjnych bezpieki na niskim bądź średnim szczeblu „Solidarności”. Było to istotne w grudniu 1981 r. i styczniu 1982 r. z punktu widzenia złamania przewidywanego oporu „Solidarności” przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego, ale kiedy się okazało, że ów opór jest znikomy, a po pacyfikacji górników „Wujka” w zasadzie gasł, działania „renesansowe” MSW prowadzono jakby siłą rozpędu, mimo, że starano się wysondować też niektórych członków władz krajowych „Solidarności” z 1981 r. Znamienny pod tym względem jest przebieg posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR z 22 grudnia 1981 r. Kiszczak orzekł wówczas, że struktura „Solidarności” „została rozbita” i „nie jest już zdolna zagrozić władzy ludowej” („Tajne dokumenty Biura Politycznego…”, s. 577). Kazimierz Cypryniak z kolei trafnie dowodził, że reaktywowanie „Solidarności” spowoduje, że „nie będzie już tak liczna” a „wielu działaczy odejdzie” (ibidem, s. 580). Po co więc było odtwarzać taką hybrydę?

To wszystko skłania mnie ku tezie, że tzw. grupy inicjatywne „odnowionej” „Solidarności” miały zostać wkrótce przekształcone wprost w reżimowe związki instalowane „na dole” a później „od dołu do góry”. Ówczesny stan nastrojów społecznych wprowadzał komunistów w przeświadczenie, że znaczenie „Solidarności” maleje tak bardzo, że w nieodległej perspektywie pozwoli na jej bezproblemową delegalizację i umożliwi powrót do leninowskiej formuły związków zawodowych, jako „transmisji partii do mas”. Prawdziwy „Renesans” zrealizowano natomiast kilka lat później. W 1986 r. Wałęsa ku uciesze władz PRL zaczął realizować koncepcję budowy zupełnie nowej „Solidarności” – „od góry w dół”, bez „tych głupich” i „ekstremy”, jak mówił kilka lat wcześniej w Otwocku i Arłamowie – według projekcji zgłaszanych przez siebie już w pierwszych dniach stanu wojennego, a rozważanych przez komunistów właśnie w ramach operacji „Renesans”. W ten sposób ludzie, którzy elitą związkową nie byli i nie posiadali formalnego umocowania w „Solidarności” stali się nagle jej elitą w wyniku decyzji Wałęsy.

18. „W internowaniu „Wałęsa nie uległ, nie poszedł na żaden kompromis”
Cóż, jest taka forma „bezkompromisowości”, którą w kulturze światowej reprezentuje Poloniusz w rozmowie z Hamletem o kształcie chmur, ale nie powiem kogo przypomina mi „czarna chmura wciąż otaczająca” moje prace na rzecz objaśnienia opinii publicznej tajemnic skrywanych przez historyków z „kasty okrągłego stołu”. W każdym razie od razu po 13 grudnia 1981 r. Wałęsa w rozmowach poparł stan wojenny, zaś jego wysłannicy pojawili się w stoczni, gdzie proklamowano strajk i powstał krajowy komitet strajkowy. Wachowski, Danuta Wałęsowa i ks. Jankowski zachęcali strajkujących do przerwania protestu, twierdząc, że są w kontakcie z Wałęsą, który „prowadzi rozmowy w Warszawie” i „wszystko będzie dobrze”, a kontynuowanie strajku „może utrudnić rozmowy”. Później w chwili, gdy podziemna „Solidarność” wezwała do strajku generalnego w proteście przeciwko delegalizacji związku ten, co „nigdy nie uległ i sam obalił komunizm” podpisał się jako „kapral Wałęsa” proponując generałowi Jaruzelskiemu rozmowy. Został wynagrodzony zwolnieniem, ale zanim go wypuszczono zdążył zapewnić, że chce „mieć bezpośredniego kuratora, z którym będę pewne rzeczy uzgadniał, aby nie wchodzić w konflikt”! Otrzymał do kontaktu telefon do szefów bezpieki w Gdańsku.

Wałęsa nie został stroną „kompromisu” (nie popełnił jawnej zdrady), bo to komuniści zrezygnowali z jego usług. Jest faktem, że był sprytniejszy niż lider rolniczej „Solidarności” Jan Kułaj, ale przecież przewyższał tamtego kompetencjami, cwaniactwem i doświadczeniem współpracy z komunistyczną policją polityczną! „Prosił, żebym nie robił mu krzywdy” – znamiennie relacjonował podczas posiedzenia Biura Politycznego swoją rozmowę z Wałęsą Kiszczak. Nadzwyczajny, nieprzewidywany przez organizatorów wojny jaruzelsko-polskiej sukces stanu wojennego spowodował, że zamiast tworzenia neo-„Solidarności” komuniści zdecydowali o jej delegalizacji. W tym momencie Wałęsa przestał być im potrzebny i został odwieziony spod Warszawy, gdzie czekał na przyznanie mu jakiejś roli, do „złotej klatki” w dalekim Arłamowie, gdzie strach przed przyszłością i własną marginalizacją, upajanie się w luksusach, dobrach spożywczych i alkoholu wpędziło go w stan jeszcze większej depresji (nie wspominając o kondycji fizycznej).

Taka bezkompromisowość czynów Wałęsy jest identyczna z bezkompromisowością opowieści Friszkego – obaj są „jednocześnie za i przeciw”, oraz „zawsze” i „nigdy”, a także wierni Matce Boskiej i naukom Jana Pawła II. Jeden nosi Ją w klapie, a drugi podpiera się autorytetem Kościoła (jako zadeklarowany niekatolik) i żongluje cytatami skrzętnie pomijając ducha cytowanych  liter.

19. „Przywołuje fakt odwiedzenia Wałęsy przez płk. Władysława Iwańca [jego dowódcy z wojska z lat 60.], ale nie obchodzą go raporty z tych rozmów, kierowane do Jaruzelskiego. A zostały omówione i przeze mnie, i przez Majchrzaka”
W podobnie swoisty sposób omówił je także Tomasz Kozłowski. W każdym razie lepiej czytać raporty  płk. Władysława Iwańca w całości, bez skrótów i wykładni Friszkego oraz jego akolitów. Zwłaszcza tam, gdzie Iwaniec skreśli portret psychologiczny Wałęsy i jego oceny w stosunku do Walentynowicz, Gwiazdy czy Rulewskiego... Manipulacje Friszkego zauważy każdy, kto to zrobi.

20. „Cenckiewicz nie rozumie najprostszych gier Wałęsy – półobietnic składanych po to, by sondować przeciwnika, ale zaraz się z nich wycofać”
Wiem ja i cały świat wie to już od lat, że umiejętność egzegezy słów Wałęsy posiadł jedynie Friszke i jego uczniowie! Od kiedy dawno temu Friszke zagwarantował Wałęsie wyjątkowy status Jedynej Postaci Historycznej, której każde słowo należy w nowatorski sposób interpretować przez pryzmat tego, co chciałby usłyszeć jej rozmówca. A zatem kiedy Wałęsa w 1971 r. donosi na Józefa Szylera, to robi tak jednie dlatego, że dokładnie to chciałby usłyszeć od niego kpt. Henryk Rapczyński! Kiedy Wałęsa mówi w 1980 r. „ja jestem zdechlak, nieciekawy człowiek”, to również dlatego, że działacze „Solidarności”  tego od niego oczekują. Kiedy Wałęsa w 1982 r. mówił, że Gdańsku wyrzucił wszystkich, którzy „wam się mogli nie podobać – Borusewicza, Walentynowicz”, to również chce się przypodobać. Ale że to, co mówił, realizował w rzeczywistości, to już zmartwienie jego ofiar, którym słowa zadośćuczynienia i szacunku się nie należy.

Tomasz Hamrat/Gazeta Polska21. „Cenckiewicz wsłuchany w notatki SB”
To jedna z lżejszych inwektyw rzuconych przez Friszke. No cóż. Od wydania książki „SB a Lech Wałęsa” minie niebawem dziewięć lat. W tym czasie byłem odsądzany od czci i wiary przez „autorytety” historyczne, moralne, polityczne, a nawet ścigany przez tajną policję polityczną i prokuraturę. Istotną rolę w tym swoistym przemyśle pogardy pełnił Andrzej Friszke, na opis czego przyjdzie jeszcze czas. Zaledwie kilka dni po ukazaniu się książki IPN w czerwcu 2008 r. przystąpił do ataku (zob. A. Friszke, „Zniszczyć Wałęsę”, „Gazeta Wyborcza”, 21–22 VI 2008). Dzisiaj poucza i nakazuje czytanie, zapominając, że na podstawie wybiórczej i pospiesznej lektury zrecenzował wówczas zaledwie 150 stron (książka liczy 751 stron) i orzekł tyleż kategorycznie, co kłamliwie, że nie zamieściliśmy w niej korzystnej dla Wałęsy analizy sprawy operacyjnego rozpracowania kryptonim „Bolek”: „Jest zdumiewające, że tak ważnego dokumentu, niezbędnego do wyrobienia sobie opinii o zakresie zainteresowania przez SB osobą Wałęsy, autorzy w aneksie nie zamieszczają”. Dokument ten został przez nas zarówno omówiony, jak i opublikowany w całości w aneksie źródłowym nr 55 (str. 457–468), co ukazało dobitnie jaki jest prawdziwy stosunek Friszkego do obowiązku przeczytania krytykowanej pracy. Innym jego koronnym argumentem miał być dokument, którego rzekomo również nie uwzględniliśmy w „SB a Lech Wałęsa” – chodzi o rozmowę oficera SB z zastępcą dyrektora stoczni Karolem Hajdugą z 17 grudnia 1971 r. Ten fragment „pierwszej naukowej recenzji” pióra Friszkego świadczy o nieuważnej lekturze naszej pracy, bowiem notatkę tę przywołujemy w książce (s. 57). Zarzucając nieznajomość tego źródła Friszke zapomniał też dodać, że opublikowałem ten dokument już w 2003 r. na łamach naukowego pisma IPN „Pamięć i Sprawiedliwość” (nr 3, str. 287–288).

Nigdy za wytoczenie fałszywych oskarżeń i przyrównywanie nas do SB-eków nas nie przeprosił! Został natomiast jednym z niewdzięcznych bohaterów interesującego studium naukowego autorstwa prof. Andrzeja Zybertowicza poświęconego strategii publicznego unieważnienia książki „SB a Lech Wałęsa”. Zybertowicz poddał analizie „recenzję” Friszkego wykazując m. in. „rażąco niedbałą lekturę, w tym zarzucanie autorom nieznajomości dokumentu, który został w części recenzowanej omówiony a także w całości zamieszczony w aneksie!”, „błędne interpretowanie kart rejestracyjnych TW”, niewykazanie, że „dowody [że Wałęsy brał pieniądze] są słabe”, „zarzucanie autorom nieopisania spraw, które książka przedstawia” i „emocjonalizację narracji („dzisiejsi oskarżyciele Wałęsy wykonują więc to, do czego podziemną »Solidarność « chciało sprowokować Biuro Studiów SB MSW”)” (zob. A. Zybertowicz, Strategie unieważniania prawdy na przykładzie książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o Lechu Wałęsie, [w:] „Oblicza przeszłości”, pod red. W. Wrzoska, Bydgoszcz 2011, s. 431-466).

Ale o wiele poważniejszym zagadnieniem jest kwestia stosunku Friszkego do prawdy historycznej. A sprawa agenturalności Wałęsy jest tutaj najlepszym przykładem. Nieprzypadkowo Wałęsa „wytapetował” swoją kolejną wersję autobiografii przepisanym osobliwym artykułem Friszke „Zniszczyć Wałęsę” z „Wyborczej”, w którym zostałem uznany za kontynuatora działań bezpieki. W kwietniu 2009 r. Friszke twierdził na łamach „Dziennika”, że gdyby za naukę w IPN odpowiadali Antoni Dudek i Paweł Machcewicz to książka „SB a Lech Wałęsa” „nie mogłaby wyjść”. Jeszcze w czerwcu 2011 r. grzmiał na łamach „Wyborczej” zapytany o Wałęsę, że dowody na współpracę Wałęsy z SB są „szalenie wątłe”, a fakt rejestracji jako TW nie może być „dowodem istnienia współpracy” z SB! Pisząc kolejne uaktualnione teksty w rodzaju sławetnego w „Newsweek Historia” w 2013 r. – „Człowiek z Grudnia”, opatrzone afiszem od redakcji: Wałęsa. Jak to było naprawdę, Friszke stara się wyznaczać w sprawie Wałęsy granicę i margines bezpiecznego formułowania wniosków. W jego wypowiedziach pojawia się cały zestaw bzdur: że Wałęsa był formalnie aresztowany 19 grudnia 1970 r., gdy w rzeczywistości był tylko zatrzymany i doprowadzony do komendy MO; że werbunek nastąpił na podstawie donosu Karla Hajdugi, że unikał donoszenia na konkretnych ludzi po 1972 r.; że po 1976 r. „nie miał żadnych niejawnych kontaktów z SB”. Friszke podsumowując znalezisko teczek „Bolka” u Kiszczaka, ale już po wszczęciu śledztwa IPN w sprawie rzekomych fałszywek SB, mówił w „Rzeczpospolitej”, że wprawdzie jego zdaniem Wałęsa współpracował z SB, ale „nie mamy jeszcze stuprocentowej pewności, że to jego podpis” widnieje pod zobowiązaniem i pokwitowaniami odbioru pieniędzy. W swojej fundamentalnej pracy „Rewolucja Solidarności” z 2014 r. napisał z kolei (s. 83), że opisywana współpraca Wałęsy z SB ma charakter poszlakowy, jest pełna „uogólnień i oskarżeń”, zaś dowodem na to, że Wałęsa nie współpracował z SB może być fakt, że w resortowych „biogramach Wałęsy nie ma żadnych wzmianek o dawnej współpracy z SB”! Konsekwencja w szaleństwie! 
 
Okazuje się zatem dzisiaj, że nawet ujawnienie oryginałów akt agenturalnych Wałęsy i analiza grafologiczna Instytutu Sehna, która w całości potwierdza zawarte w książce „SB a Lech Wałęsa” ustalenia, niczego nie zmienia, a nawet dowodzi, jak chce Jan Skórzyński, że akta „Bolka” świadczą o zwycięstwie Wałęsy nad SB! No dobrze, ale co z ofiarami donosów „Bolka”? Tak rodzi się nowe kłamstwo. Przynajmniej wśród ludzi elity III RP. Kłamali, kłamią i będą kłamać „do końca świata i jeden dzień dłużej”.
 
Kopiując artykuł Friszkego z OKO.press redakcja „Gazety Wyborczej” zilustrowała analogicznym do jego poziomu wiarygodności clipem funkcjonariuszki dezinformacji: „Historia pamięta Lecha Wałęsę, jego małych prześladowców - nie. Komentuje Aleksandra Klich”.

Friszke udaje dzisiaj pasterza, który tłumaczy owcom: „Wałęsa walczył bez wzywania do przemocy, do gwałtu, do rozlewu krwi. Taka była zasada działania całej „Solidarności”, także w stanie wojennym. Nie wzywał do nienawiści, ale – mimo szykan i represji – stale podkreślał potrzebę dialogu i kompromisu. Dzięki temu „Solidarność” była czym była i odegrała taką rolę w dziejach Polski i świata, jaką odegrała. Pan Cenckiewicz tego nie rozumie, jest ulepiony z innej gliny, zamiast dialogu i kompromisu stawia na ideologiczną krucjatę i niszczenie przeciwników. Niewiele rozumie z tamtych czasów”.

Chciałoby się powiedzieć – lekarzu, lecz się sam! Friszke – rzekomo uważny czytacz dokumentów – nie wie, że w Grudniu’70 to Wałęsa przez megafon krzyczał: „Idziemy uwolnić naszych kolegów!” Jest faktem, że nastroje wśród stoczniowców były jak beczka prochu, ale lont podpalił anonimowy dla stoczniowców, ale znany Służbie Bezpieczeństwa „chroniącej” Stocznię członek „aktywu młodzieżowego” ze Związku Młodzieży Wiejskiej.

Czy Friszkego interesuje dlaczego Wałęsa najpierw sprowokował, potem „dogonił i przegonił” kolegów idących pod Komendę Miejską MO, a w końcu ukrył się w niej? Jaka to niedostępna zwykłym robotnikom siła przeniosła go z okna dyrekcji do okna milicyjnej fortecy? Nie, profesor nie lubi pytać, bo woli rolę propagandysty atakującego tych, którzy nie zajmują się powielaniem kłamstw człowieka, który „nigdy niczego nie podpisał”. Dlatego tak trudno rozeznać się, kiedy zabiera głos „profesor Aleksandra Klich”, a kiedy „publicysta Wyborczej” Andrzej Friszke.

Ani Friszke, ani nawet Klich nie zawracaliby publiczności głowy swoimi manipulacjami, gdyby polski wymiar sprawiedliwości wypełniał swoje ustawowe obowiązki. Wówczas już, 21 lat temu w wyniku śledztwa warszawskiej prokuratury (sygnatura akt V Ds 177/96) Wałęsa i jego towarzysze zostaliby skazani za kradzież akt UOP. Zapewne Wałęsa zostałby uwolniony z odbywania kary więzienia, ale jako kryminalista nie mógłby już odgrywać tej złowrogiej roli, jaką wypełnia do dziś.

Zorientowałem się, że jest już bardzo późno, a ja zawracam sobie głowę odnoszeniem się do bajań Andrzeja Friszke zamiast zając się ważniejszymi sprawami. Na tych uwagach więc kończę, zachęcając Czytelników do osobistego zainteresowania się historią „Solidarności”, bo żadna papka przygotowana przez historyków-prestigitatorów podsuwających postkomunistyczną wersję najnowszej historii Polski nie zastąpi indywidualnego namysłu.  

 



Źródło: niezalezna.pl

#Solidarność #historia #IPN #TW Bolek #Sławomir Cenckiewicz #Lech Wałęsa

Sławomir Cenckiewicz