Odchodzący właśnie z Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński to osobowość prawnicza i polityczna, która zapisze się na długo w polskiej historii. Zapisze się przede wszystkim jako czołowy, choć niezbyt wyważony, głos w rodzimym sporze pomiędzy sędziowskim aktywizmem a konserwatyzmem. Spór ten zasadza się zaś na filozoficznym wręcz pytaniu: czy prawo jest tylko interpretowane, czy też aktywnie współtworzone przez najwyższych sędziów w państwie?
Zawiłości kolejnych ustaw o TK, zmian i niejasności, jakie wokół nich powstały, nie sposób już dziś przedstawić w zwięzłym tekście publicystycznym. Istotą zdaje się jednak interpretacja słynnego już art. 197 konstytucji. Głosi on dość lakonicznie: „Organizację Trybunału Konstytucyjnego oraz tryb postępowania przed Trybunałem określa ustawa”. Odczytany dosłownie artykuł mówi więc, że TK jest ciałem do pewnego stopnia podległym władzy ustawodawczej. Nie jest jednak pewne, jak ma się to do art. 189 mówiącego, że Trybunał „rozstrzyga spory kompetencyjne pomiędzy centralnymi konstytucyjnymi organami państwa”.
Interpretacja sędziego Rzeplińskiego zasadzała się na stwierdzeniu, że Trybunał nie musi stosować się do ustaw, które go dotyczą, dopóki sam nie orzeknie o ich konstytucyjności. W praktyce oznacza to, że Trybunał w chwili orzekania o ich konstytucyjności swobodnie wybiera, czy stosuje do siebie nową, czy też starą ustawę. Problem polega na tym, że to wyjątkowe traktowanie ustaw o TK nie jest zapisane dosłownie w konstytucji. Można je raczej wywieść ze swoistej interpretacji „ducha” praw. Taka interpretacja jest zaś modelowym wręcz przykładem czegoś, co, interpretując analogiczne anglosaskie pojęcie, można nazwać „sędziowskim aktywizmem”, czyli tworzeniem praw przez sądy.
Sędzia Rzepliński traktował bowiem TK raczej jako coś na kształt Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych niż to, co austriacki teoretyk prawa Hans Kelsen (twórca koncepcji TK) uważał za modelowy sąd konstytucyjny. TK miał bowiem w zamyśle być tylko negatywnym prawodawcą, orzekać o konstytucyjności lub niekonstytucyjności ustaw. Nie tworzyłby prawa na zasadzie precedensów, tylko analizował istniejące i obowiązujące ustawy. W praktyce natomiast Trybunał Andrzeja Rzeplińskiego zaczął wybierać, jak i kiedy zastosować się do zmian prawnych. Na przykład do ustaw zmieniających tryb wyboru sędziów autorstwa PO przewodniczący dostosował się właściwie automatycznie, a do tych z kadencji PiS u tylko częściowo.
Nowo odkryty aktywizm zrodził też w sędzim Rzeplińskim dużą pewność siebie. Zapewne w połączeniu z osobistymi cechami charakteru doprowadziło to do dość ciekawych efektów i przerodziło się w ambicję niemal polityczną. Sędzia zaczął np. wyrażać chęć przedstawiania w mediach opinii o sprawie jeszcze przed wyrokiem oraz dość nonszalancko recenzować zachowania rozmaitych mediów i polityków. Sugerował też treść opinii, jakie na temat pracy jego i TK miały wyrażać ciała międzynarodowe. Poza wywiadami zaczął nawet pozować do sesji zdjęciowych i podpisywać autografy. Znacznie poszerzył też we własnym mniemaniu pole swojej wiedzy eksperckiej i fachowej. Ostatnio wypowiada się na przykład o stażu pracy sędzi Przyłębskiej bez zaglądania do jej akt pracowniczych. Ferował też wyroki z zakresu politologii porównawczej, stwierdzając w wywiadzie dla brytyjskiego „Guardiana”, że „Polska zmierza w kierunku autorytaryzmu”.
Reakcja dosyć konfrontacyjnie nastawionej władzy ustawodawczej była łatwa do przewidzenia. Zamiast pobłażliwego ignorowania niewygodnych orzeczeń, tak jak to miało miejsce za czasów Donalda Tuska, PiS postanowił z TK pójść na wojnę i zacząć mnożyć kolejne ustawy naprawcze. TK zaś ze swojej strony kolejne ustawy konsekwentnie podważał. O ile jednak można obecny rząd oskarżyć o manipulowanie Trybunałem, o tyle sama ta instytucja posuwała się do dalej idącej aktywności, dążyła bowiem do wypełnienia ewidentnej luki w konstytucji arbitralną treścią. Takie działanie zaś wymaga naprawdę dużej kreatywności, jeśli nie wręcz odwołania się do pewnej „kosmicznej sprawiedliwości”, jakby to określił Thomas Sowell.
Jean Jacques Rousseau sugerował w „Umowie społecznej”, że „trzeba by (…) bogów, aby nadawać ustawy ludziom”. W praktyce jednak prawa, a nawet konstytucje, są zwykle ułomnym dziełem rąk ludzkich. Stąd niedoprecyzowanie tego, w jakim dokładnie zakresie prace polskiego TK reguluje ustawa i czy Trybunał musi na takie zmiany się zgodzić zanim wejdą one w życie. Stając na gruncie konserwatyzmu sędziowskiego, Andrzej Rzepliński mógł jednak oprzeć się na dosłownym odczytaniu nawet słabego zapisu konstytucji i powstrzymać się od jego korygowania, a jedynie wykazać niejasność.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby zapewne pójście za propozycją ruchu Kukiza i uzupełnienie konstytucji. Nie widać jednak nawet na bardzo odległym horyzoncie mogącej to uczynić większości. Co gorsza tam, gdzie na razie brakowało tylko prawa, szybko zabrakło też zaufania, na którym opiera się przecież w ostatecznym rozrachunku każda funkcjonująca demokracja. Platforma Obywatelska, nie mając zaufania do PiS u, założyła, że musi się okopać w Trybunale. Pomógł jej zaś w tym Andrzej Rzepliński, który także już od dawna nie darzył zaufaniem partii Jarosława Kaczyńskiego. PiS z kolei wiedział, że ustawę z 25 czerwca 2015 r., która pozwalała PO wybrać swoich dodatkowych sędziów, najprawdopodobniej współtworzył sam prezes Rzepliński. Partia rządząca z góry więc założyła, że TK będzie wkładał jej kij w legislacyjne szprychy i, w zgodzie ze swoim konfrontacyjnym stylem, zanim TK zdążył to faktycznie zrobić, uderzyła w niego prewencyjnie własną ustawą. PiS wycofało przy tym swoją skargę do Trybunału na manipulacje poprzedników, nie dając tym samym sędziom specjalnej szansy na porozumienie się z nową władzą. Sędzia Rzepliński, nie zwlekając, stanął zaś szybko mocą całego swojego autorytetu po stronie opozycji.
Z politycznego punktu widzenia warto tu może podkreślić, że wszelkich pozorów upolitycznienia sądy konstytucyjne powinny unikać zwłaszcza w okresach przesilenia politycznego. Obecnie zaś mamy do czynienia z takim przesileniem w skali globalnej. Stare elity są coraz częściej rozliczane przez wyborców. Tradycyjny podział na lewicę i prawicę zastępuje zaś z wolna podział na globalizm i lokalizm. Ten pierwszy stawia ciała regulacyjne i prawo międzynarodowe ponad suwerennością narodową, ten drugi wręcz przeciwnie, chce państwo narodowe dowartościować. W takiej sytuacji najbezpieczniejszym wyjściem dla wybitnych prawników byłby prawny konserwatyzm. Wszelkie inne działania mogą być opacznie zrozumiane i tylko zwiększyć już istniejący chaos.
Elity, w tym elity prawne, mają jednak naturalną awersję do polityki masowej, którą określają często mianem populizmu. Taką awersję często reprezentował też sędzia Rzepliński. Warto jednak pamiętać, że uciekając od populizmu, łatwo jest stworzyć sytuację, w której legitymizację otrzymują rozwiązania jawnie niedemokratyczne. Niech za przykład posłuży tu postępowanie tajlandzkiego Trybunału Konstytucyjnego, który w 2014 r. odsunął od władzy premier Yingluck Shinawatrę, uważaną przez wielu za skorumpowaną demagożkę. W praktyce jednak zamieniono ułomne rządy demokratyczne na wojskową juntę, której dodatkowo nadano pozory legalności.
Człowiekowi tak pewnemu siebie, jak sędzia Rzepliński, nie było łatwo oczywiście zrozumieć konieczność zachowania pewnej politycznej powściągliwości. Trudno jednak też potem się dziwić działaniom władzy ustawodawczej i coraz bardziej podgrzanej atmosferze walki pomiędzy rządem a opozycją, która z czasem przerodziła się w ostry spór parlamentarny. Ciekawą puentę całej sytuacji napisało życie. Podczas niedawnej demonstracji w Zielonej Górze jeden z sympatyków KOD u wystąpił mianowicie ze zdjęciem Andrzeja Rzeplińskiego podpisanym „Dziękujemy ci, obywatelu Kane”. Autor zapewne odczytał słynny film Orsona Wellesa nieco opacznie i sam nie wiedział dobrze, co pisze. Myślę jednak, że w ostatecznym rozrachunku miał więcej racji, niż się zdaje. Sędzia Rzepliński istotnie przypomina Charlesa Fostera Kane’a, jest bowiem podobnie jak on niezwykle inteligentny i ambitny, ale równocześnie dumny i w swoich zachowaniach destrukcyjny. Co ciekawe, jest to zestaw cech często przypisywany przez przeciwników politycznych również prezesowi PiS u Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Autor jest politologiem z Uczelni Łazarskiego, publicystą „Nowej Konfederacji”.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Andrzej Rzepliński
#Trybunał Konstytucyjny
Michał Kuź