"Wbrew informacjom rozpowszechniamy przez niektóre media, nie doszło do żadnego ataku na minister Zalewską. Stanowczo zaprzeczamy, że była ona przez KOD-erów szarpana" - piszą w oświadczeniu.
Wiedzieliśmy, że coś złego może się wydarzyć, dlatego policja była niedaleko. Natomiast nie chcieliśmy sprawiać wrażenia, że jesteśmy obstawieni funkcjonariuszami. Gdy wychodziliśmy z budynku, rzucono się na nas. Na szczęście funkcjonariusze byli ubrani po cywilnemu, bo nie chcieli prowokacji i skutecznie pomogli pani minister przedostać się do auta. Gdyby nie ich obecność, nie wiem, co by się stało, bo była to fizyczna próba ataku.
Za chwilę także wychodziłam z budynku. Okazało się, że ci ludzie, którzy protestowali przeciwko Annie Zalewskiej, nie do końca wiedzieli, która z nas to Anna Zalewska! Zaczęli do mnie krzyczeć: „Zalewska demolka”. Mój asystent i funkcjonariusze przeprowadzili mnie do drugiego auta. Na zdjęciu widać, jak ktoś z tyłu próbuje mnie uderzyć. Na szczęście nic się nie stało. Ale zagrożenie uświadomiłam sobie, patrząc na filmik z tej szarpaniny
Na Facebooku zobaczyłam, że prowokatorzy byli bardzo zadowoleni z udanej prowokacji. Miałam wrażenie, że KOD-owcy chcieli, aby coś się stało. Gdybyśmy się bronili, oni by twierdzili, że zostali zaatakowali. Ta sytuacja mogła się naprawdę źle skończyć. Nie wyobrażam sobie żyć w takim zagrożeniu. Widziałam u tych ludzi nienawiść. Osoby te miały zrobić zadymę, doprowadzić do sytuacji komuś coś się stanie