Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

​Co dalej z czarnym protestem

Wycofanie się władz z prac nad projektem Instytutu „Ordo Iuris” miało zakończyć spór wokół ustawy antyaborcyjnej.

Wycofanie się władz z prac nad projektem Instytutu „Ordo Iuris” miało zakończyć spór wokół ustawy antyaborcyjnej. Tak jakby głównym organizatorom protestów chodziło o jakikolwiek kompromis – czy to aborcyjny, czy też polityczny. Celem jest jednak podgrzewanie starego konfliktu ideologicznego, w którym osoby o bardziej umiarkowanych przekonaniach są zakładnikami i zakładniczkami radykałów spod sztandarów feminizmu i antyklerykalizmu.

Wyznawcami umiarkowanych poglądów chętnie posługują się osoby bez konkretnych przekonań politycznych, których głównym założeniem jest odsunięcie od władzy Prawa i Sprawiedliwości i przywrócenie w Polsce stanu rzeczy sprzed jesieni 2015 r. Jeśli ktoś miał co do tego jakiekolwiek wątpliwości, rozwiać powinien je protest, który zorganizowano 13 października przed domem prezesa PiS-u Jarosława Kaczyńskiego. Wystarczyły zmanipulowana wypowiedź o wspieraniu (lecz nie narzucaniu, co zostało natychmiast dopisane i nagłośnione) rodzenia, chrztu i pochówku dzieci, już w łonie matki skazanych na śmierć z przyczyn zdrowotnych. I całkowicie wyrachowana histeria kilku dziennikarek, by zdeterminowani przeciwnicy rządu ruszyli demonstrować pod prywatnym domem nieobecnego w środku polityka. Wizytówką „oburzonych” stał się afirmowany przez licznych internetowych zwolenników KOD-u transparent z hasłem „Kota se ochrzcij”.

Czy to obrona, czy jednak atak?

Tym, co cechuje ostatnie protesty, są arogancja, pogarda i agresja wobec człowieka i wiary. Gdy na początku października niewielka grupa obrońców życia pod warszawską kolumną Zygmunta stanęła w kontrze do czarnego protestu – „jaja, butelki, pieczywo, pomarańcze, jogurty, tampony i wiele innych przedmiotów posypało się w kierunku obrońców życia” – pisali uczestnicy wydarzeń na Facebooku. „Przy tej okazji kobiety stające w obronie dzieci nienarodzonych zostały obrzucone np. 1,5-l butelkami z wodą, a na deser usłyszały hasła: »Wyp…lać spod pomnika«”. Niemal każdy z uczestników „kobiecej” demonstracji czuł się w obowiązku pokazać drugiej stronie środkowy palec, jeśli zaś miał więcej energii, wykrzyczeć w ich stronę groźbę lub przekleństwo. Takie sceny widzieliśmy już sześć lat temu. Wyzwiska, opluwanie, obrzucanie rozmaitymi przedmiotami i polewanie wodą. Obrazy sprzed Pałacu Prezydenckiego, z pikiety Dominika Tarasa i gorących nocy na Krakowskim Przedmieściu.

Te zdarzenia łączy niestety jeszcze jedna rzecz. W 2010 r. nie brakowało na Krakowskim Przedmieściu osób, które w szybko przeradzających się w pyskówki rozmowach deklarowały wiarę katolicką, nie mając równocześnie nic przeciwko atakowaniu „fanatyków”, którzy „przesadzają”. W czarnym proteście nie brakowało wierzących, którzy, nie znając zapewne nawet projektu kontrowersyjnej według nich ustawy, protestowali przeciwko „nieludzkim rozwiązaniom” i w obronie dotychczasowego kompromisu aborcyjnego. Czy dalej będzie im po drodze z osobami, dla których zarówno chrzest, jak i zabicie dziecka są tematem do beztroskich, bezrefleksyjnych żartów?

Eugenika na sztandarach

Medialne rzeczniczki protestu dalekie są od jakichkolwiek kompromisów. „Jeżeli to się odpuści, to będzie kupa kalek, bękartów, dzieci z wadami. Kupa samobójstw i zabójstw. Jeśli ktoś tego nie rozumie, bardzo mu współczuję” – mówi Hanna Bakuła, a choć jej wypowiedź krytykowana jest bardzo szeroko, nie spotkałem się z żadną reakcją jej maszerujących koleżanek. Jeszcze przed poniedziałkowymi pochodami (poza Warszawą odbyły się one w bardzo wielu miastach Polski) Dorota Wellman, prezenterka TVN-u i twarz niemieckiej sieci handlowej, błysnęła emocjonalną wypowiedzią: „Ktoś chce decydować o naszym życiu, zdrowiu i o naszej prokreacji. My, kobiety, nie jesteśmy głupimi krowami, żeby ktoś za nas decydował”. Te słowa wzburzyły tyle samo osób, co później jawnie eugeniczne słowa Bakuły, pojawiły się nawet żądania zerwania współpracy sieci Lidl z prezenterką. Protesty konsumentów nie zainteresowały jednak handlowców, sama Wellman zaś, co z miejsca zostało zauważone, wbrew swojemu apelowi, w dniu „strajku” rano jak zwykle pojawiła się na antenie macierzystej stacji.

Jak się wybić

W pierwszą fazę protestu włączyło się kilkadziesiąt warszawskich lokali, w większości mało znanych, dla których, być może, protest był szansą na reklamę. Niektóre tylko skróciły godziny pracy, dorzuciły pracy męskiemu personelowi lub… zamknęły na jeden dzień te filie, które przynoszą mniejsze dochody. W pęd wpisały się niektóre urzędy, uczelniane sekretariaty (w których zresztą, co wie każdy, kto miał okazję studiować, strajkowa atmosfera trwa prawie zawsze, gdy tylko przyjdzie się tam coś załatwić), a w niektórych szkołach w akcję włączyły się całe klasy, tak przynajmniej wynikało ze zdjęć i wpisów w portalach społecznościowych. Pojawiły się informacje, że często z dyskretnym lub jawnym wręcz wsparciem nauczycieli, co według rodziców miało miejsce w warszawskim Liceum im. Słowackiego.

Licealiści zawsze chętnie wplączą się w podobną awanturę, co również wiemy jeszcze z 2010 r., jednak ciekawszym i zarazem ohydniejszym aspektem medialnej operacji było rozhuśtanie emocji ich młodszych koleżanek i kolegów z gimnazjów. To z tej grupy wiekowej pochodziło chyba najwięcej twitterowych wpisów, których merytoryczny poziom pokazuje wpis użytkowniczki „Kot w wianuszku”: „Bracia, chrońcie siostry swe, bo zły PiS chce zabić je”. Gdyby ktoś miał wątpliwości, czy nie mamy do czynienia z klasycznym trollingiem, rozwieje je reakcja „Kota” na krytyczne wpisy.

Bardziej dramatyczny wymiar miało odwołanie w jednym z poznańskich szpitali zabiegów na wydziale kardiochirurgicznym. Zdjęcie ubranych na czarno położnych (!) z innej poznańskiej placówki zrobiło w internecie furorę. Przekładane wizyty lekarskie to bardziej przyziemny, lecz przecież nie mniej skandaliczny wymiar tej sytuacji. Dziś, po zakończeniu prac nad ustawą, nadal lansuje się hasło „strajku kobiet”, uzupełnione jeszcze o „strajk wszystkich”. Czy jednak chodzi tu w ogóle o kobiety?

Kobieta jako przedmiot

Pogarda werbalna, która przejawia się w wypowiedziach cytowanych wyżej i skandalicznych zachowaniach części uczestników, lecz również zupełnie namacalna – wobec pacjentów, przypadkowych ofiar sytuacji, petentów, którzy nie załatwili tego dnia swoich spraw, wreszcie inaczej myślących osób obu płci. Ciekawym aspektem jest uparte stosowanie domyślnego kwantyfikatora „wszystkie”, gdy pisze się o kobietach. Protest jest przecież w imieniu kobiet, w obronie kobiet, jest wreszcie głosem czy nawet krzykiem kobiet. Tego, że mogą istnieć i istnieją kobiety, którym z organizatorkami demonstracji i ich wulgarnym przekazem nie musi być po drodze, z przyczyn etycznych, naukowych, zwyczajnie ludzkich, nikt z tamtej strony nie przyjmuje do wiadomości. Jeśli zaś pojawiają się względy religijne, wraca wykluczający argument fanatyzmu, fundamentalizmu. Czarne postacie z niecenzuralnymi hasłami, plujące na kontrdemonstrantów i życzące przeciwniczkom gwałtu, śmierci bądź urodzenia kalekich dzieci, w swoim mniemaniu z fanatyzmem nie mają nic wspólnego. Na wznoszącą się od miesięcy falę pogardliwych wypowiedzi o rodzinach korzystających ze wsparcia w ramach 500+ nałożyły się tandetny antyklerykalizm i agresywna retoryka, chętnie sięgająca po symbolikę religijną i patriotyczną, wtłaczaną w obraźliwe grafiki i wpisywaną w symboliczne przedstawienia macic. Macic, do których, wbrew hasłom o walce z uprzedmiotowieniem, sprowadzają kobiety organizatorzy protestów.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#czarny protest

Krzysztof Karnkowski