Zabrzmi to sensacyjnie, ale byliśmy o krok od sławetnego złota Amber Gold. Nie żartuję. Tak przynajmniej zapewniał nas Marcin P., założyciel i główny oskarżony w aferze, która, miejmy nadzieję, znajdzie swój finał w wyniku prac sejmowej komisji śledczej.
Wraz z red. Dorotą Kanią byliśmy jednymi z nielicznych dziennikarzy, którzy osobiście poznali państwa P. To w czasie spotkania z nami opowiedzieli oni „Codziennej” m.in. o relacjach, jakie łączyły ich z Michałem Tuskiem, synem ówczesnego premiera. Zapowiedzieli również ujawnienie kolejnych rewelacji. Rzecz wydawała się pewna, a sam Marcin P. przed kolejnym spotkaniem deklarował, że „pokaże nam złoto”, które miało być zabezpieczeniem lokat spółki. Niestety, do obiecanego spotkania już nie doszło. Gdy byliśmy w drodze do Gdańska, do siedziby spółki wkroczyła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a sami państwo P. zostali aresztowani. Nie zdążyliśmy się przekonać, czy blefowali, czy nie. Dziwnym trafem aresztowano ich akurat w dniu, w którym deklarowali odkrycie kart. Podobnych przypadków w sprawie Amber Gold było więcej. Mam nadzieję, że i je wyjaśni sejmowa komisja śledcza.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Michał Tusk
#Amber Gold
Wojciech Mucha