10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Terroryzm a giełda. Zamachy mają wpływ na gospodarkę

Ostatnie wydarzenia z Brukseli przypominają nam, że terroryzm to nie tylko zjawisko polityczne. Ma ogromny wpływ także na gospodarkę.

Marcin Jochimczyk/sxc.hu
Marcin Jochimczyk/sxc.hu
Ostatnie wydarzenia z Brukseli przypominają nam, że terroryzm to nie tylko zjawisko polityczne. Ma ogromny wpływ także na gospodarkę.

Akty terroru miały miejsce już w starożytności, ale z działaniami terrorystycznymi w rozumieniu dzisiejszym spotkaliśmy się dopiero w XIX w. To wtedy nastąpiła seria zabójstw ważnych postaci dokonywanych przez anarchistów – przykładem śmierć cesarzowej austriackiej Elżbiety w Genewie w 1898 r.

Oczywiście w ostatnich 20 latach nabrało to innego znaczenia. Do tragedii World Trade Center terroryzm uważano za zjawisko marginalne i niestanowiące realnego zagrożenia dla bogatego świata. Od września 2001 r. spojrzenie na to zjawisko się zmieniło. I jednym z powodów tej rozmowy jest czynnik ekonomiczny.

Terroryzm to nie tylko zabijanie niewinnych ludzi czy sianie paniki. To także – choć w mniejszym stopniu – tendencja do destabilizacji gospodarczej. Jest to widoczne bardzo mocno na rynkach walutowych czy papierów wartościowych. Przede wszystkim generuje znaczne spadki indeksów. Tak było po tragedii WTC, gdy drugi raz w historii sesji nie prowadzono sesji na Wall Street (przez siedem dni). Poprzednio taka sytuacja miała miejsce w 1914 r., gdy po wybuchu wojny przez kilka miesięcy nie handlowano na parkietach. To pokazuje skalę problemu, jakim jest terroryzm.

Uderzenia terrorystów to także okazja do sporego zarobku na rynku. W 2001 r., gdy spadki na rynkach były duże, wielu ekspertów odkryło, że grupy terrorystów mogły na tym zyskać. Owszem, akcje straciły, ale inaczej reagowały kontrakty terminowe. Gdy ktoś zajmie w nich właściwą pozycję i np. zagra na straty, to jego zyski mogą pójść w grube miliony. Prawdopodobnie wtedy też tak było, a inicjatorzy zamachów, wiedząc, co się wydarzy, otworzyli odpowiednie pozycje na rynku terminowym.

Terroryzm to próba wywarcia presji. Nie tylko politycznej, czasami też ekonomicznej. Nie jest przypadkiem, że elita terrorystów pochodzi z Bliskiego Wchodu. Regionu trudnego politycznie, rozpalonego konfliktami i w znacznym stopniu mającego cywilizacyjny kompleks Europy i przede wszystkim Ameryki.

Gdy spojrzy się na reakcję rynków na akty terroru, to jest ona zgodna z oczekiwaniami. Spada zaufanie do zastanej rzeczywistości, maleje przekonanie o bezpieczeństwie. W 2004 r., po zamachach w Madrycie, rynek gwałtownie nie zniżkował, choć wielu uważa, że zmiany polityczne w Hiszpanii (wybory po zamachu wygrała PSOE) spowodowały późniejszy spadek na madryckim rynku.

Rok później w Londynie w zamachu zginęły 52 osoby, odpowiedzialne za to było to samo środowisko. Rynek zareagował mocno, dzienne wahanie indeksu FTSE przekraczało 4 proc. Ci, którzy organizują zamachy, nie są ludźmi żyjącymi w izolacji. Mają potężnych mocodawców, którzy dobrze wiedzą, że to okazja nie tylko do generowania strachu, lecz także zysku.

Kolejny przykład to linie lotnicze i towarzystwa ubezpieczeniowe. Zamachy bardzo mocno uderzają w jedne i drugie. Ataki na lotniska powodują, że mniej ludzi chce latać. Towarzystwa zaś wypłacają ubezpieczonym niemałe odszkodowania, taka nagła konieczność wypłaty sporej kwoty rozregulowuje je finansowo. Ponadto zdarzają się ataki na samoloty – zestrzelony przez separatystów nad Ukrainą malezyjski samolot jest tego przykładem.

Cały tekst w "Gazecie Polskiej Codziennie"
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Rafał Grodowski