Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Osobno. Opozycja 2016

W 2007 r. Prawo i Sprawiedliwość miało przeciwko sobie całą opozycję.

W 2007 r. Prawo i Sprawiedliwość miało przeciwko sobie całą opozycję. Nie znając jeszcze prawdziwej roli Romana Giertycha, obserwatorzy mogli być zaskoczeni, widząc, że tak różne siły polityczne, jak „Gazeta Wyborcza” i Liga Polskich Rodzin, wspólnie przystępują do obalania rządu.

Już wtedy jednak mogliśmy zobaczyć, jak z dnia na dzień najgorszy wróg medialnego głównego nurtu mógł stać się bohaterem, osobą zatroskaną o stan demokracji i jakość życia publicznego, lub przynajmniej zostać fachowcem w swojej dziedzinie, jak zaczęto opisywać Andrzeja Leppera po jego skonfliktowaniu się z Jarosławem Kaczyńskim. Giertych stał się dla osób czytających „Gazetę Wyborczą” zupełnie innym człowiekiem, pozytywnym zaskoczeniem. Wcześniej jeszcze ulubieńcem mediów stał się Kazimierz Marcinkiewicz (zastanówmy się, czy porzucając żonę dla młodej kochanki, byłby równie mocno kreowany na niezależny autorytet w dziedzinie polityki, gdyby pozostał lojalnym działaczem Prawa i Sprawiedliwości?) i tylko wspomniany Lepper okazał się nie do przyjęcia. Jeszcze zanim w tajemniczy sposób stracił życie, doczekał się medialnego linczu w audycji Tomasza Sekielskiego i Andrzeja Morozowskiego. Niezależnie jednak od tego, w 2007 r. mieliśmy do czynienia z szeroką koalicją przeciwko PiS owi. Tworzyły ją zarówno wszystkie (poza PiS) partie polityczne, jak i media, z silnymi grupami internautów włącznie.

Kukiz za, a nawet przeciw

Wiosną 2016 r. sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej. Liczące się w mniejszym lub większym stopniu siły opozycyjne wobec rządu Prawa i Sprawiedliwości podzielić możemy na opozycję parlamentarną, związaną z układem III RP (Platforma Obywatelska, Nowoczesna i PSL), opozycję parlamentarną, niezwiązaną z układem III RP (Kukiz ’15), lewicową opozycję pozaparlamentarną, związaną z establishmentem III RP (SLD, Twój Ruch) lub go kwestionującą (Razem), wreszcie prawicową opozycję pozaparlamentarną – KORWiN i mającego spory potencjał społeczny Mariana Kowalskiego wraz z częścią narodowców. Oprócz tego mamy Komitet Obrony Demokracji, specyficzną „strukturę poziomą”, która rości sobie prawo do reprezentowania wszystkich związanych z elitami Trzeciej Rzeczpospolitej środowisk politycznych, w której mieszczą się też przedstawiciele wszystkich aprobujących porządek III RP partii i która wreszcie przypisuje sobie niejako monopol na protest społeczny przeciw rządowi Beaty Szydło i władzy prezydenta Andrzeja Dudy.

Jakkolwiek pierwsza i podstawowa linia podziału przebiega dziś oczywiście między sympatykami i politykami Prawa i Sprawiedliwości a wspierającymi protesty KOD u, nie wyczerpuje to przecież potencjału konfliktu A.D. 2016. W najciekawszej sytuacji, z racji swojego znaczenia, obecności w parlamencie i stałego poparcia społecznego na poziomie 10–15 proc., znajduje się dziś ugrupowanie Pawła Kukiza. W odróżnieniu od pozostałych opozycyjnych sił w parlamencie posłowie Kukiza nie stanowią bowiem opozycji totalnej, a w wielu sprawach bliżej jest im do rządu niż do pozostałych partii opozycyjnych. Trudno też się spodziewać, by elektorat Kukiza zasilił protesty KOD u, choć niekoniecznie wybierze się na marsz 10 kwietnia.

Marian glanuje kodowców

Środowiska, które dziś spotykają się na marszach Komitetu Obrony Demokracji, są wrogiem numer jeden dla pozaparlamentarnej prawicy. Marian Kowalski nawołuje do radykalnej rozprawy z protestującymi, mówiąc o antypolskich motywach ich działań i nie szczędząc ostrych słów na temat uczestników kolejnych demonstracji. „To zwykłe stado zdrajców, których trzeba fotografować, aby wiedzieć, kto wychodzi na ulice, bowiem tacy ludzie nie powinni być obecni w przestrzeni publicznej. […] zwykli kolaboranci sięgający najgorszych tradycji szmalcownictwa” – tłumaczy Kowalski w wywiadzie dla pisma „Polska Niepodległa” i można mieć pewność, że mówi to w imieniu grupy o wiele szerszej niż jego elektorat z wyborów prezydenckich. Kolejne wypowiedzi narodowca na YT oglądane są przez dziesiątki, a czasem setki tysięcy osób. Z kolei liczni w internecie zwolennicy partii KORWiN lub przynajmniej podzielający sporą część jej poglądów młodzi ludzie, z KOD u, od którego oddziela ich przepaść ideowa i pokoleniowa, najczęściej robią sobie po prostu żarty. Ich śmiech jest zaraźliwy, co dla Mateusza Kijowskiego jest coraz większym kłopotem. Im więcej bowiem napuszenia i patosu w słowach demonstrantów, tym trudniej brać ich poważnie. Po prawej stronie, która do wcześniejszych kwestii ideowych dołożyła głęboki wstręt do lat 2007–2015, trudno dziś wyobrazić sobie pojawienie się nowego Romana Giertycha, czyli kogoś, kto w momencie ostatecznego starcia wsparłby obóz kontynuacji.

Pełna mobilizacja już osiągnięta

Środowiska, które protestują przeciw rządowi Beaty Szydło, nie spotykają się, wbrew używanej przez siebie retoryce nawiązującej do PRL u i stanu wojennego, z policyjnymi szykanami. Mają jednak zupełnie inne zmartwienia. Chociaż, tradycyjnie, dane o frekwencji na ostatnich marszach KOD u są sprzeczne, trudno odnieść wrażenie, abyśmy mieli do czynienia z falą rosnącą. Wręcz przeciwnie, wygląda na to, że osiągnięto już pełną zdolność mobilizacyjną. Wskazywałyby też na to wyniki wyborów uzupełniających na Podlasiu. Choć zawsze czujne media próbowały przedstawić ich wynik jako porażkę PiS u, wysnuć można zupełnie inne wnioski. Oto w sytuacji pospolitego ruszenia, kiedy cały obóz III RP wystawił jednego wspólnego kandydata, a wszystko odbywało się przy wtórze propagandy rysującej obraz zagrożenia podstawowych swobód demokratycznych, opozycja nie powtórzyła wyśnionego „4 czerwca”. Jej kandydat przegrał, frekwencja zaś okazała się mizerna. Dla mieszkańców Podlasia, również tych, którzy z obecną władzą nie sympatyzują, poprzednia niedziela nie była wcale pojedynkiem o wszystko, wartym wyjścia z domu i oddania głosu. Przypomnijmy, że w 2007 r. Platforma wygrała z PiS em dzięki masowej mobilizacji nowych wyborców, w tym głosujących po raz pierwszy. Dziś trudno sobie wyobrazić, by takie osoby, nawet mocno rozczarowane rządami Prawa i Sprawiedliwości, poparły jakąkolwiek partię związaną z poprzednią ekipą rządową. Swoje sympatie skierują raczej ku Kukizowi i ugrupowaniom pozaparlamentarnym. Polityka wejdzie wówczas w fazę, która dla starszych uczestników KOD u może być już zwyczajnie niezrozumiała. Pamiętajmy, że otoczenie prezydenta Bronisława Komorowskiego nie było w stanie pojąć, iż osoby, które w spektakularny sposób zakłócały jego spotkania wyborcze, najczęściej nie były wcale sympatykami Prawa i Sprawiedliwości.

Razem z KOD-em? Nie tym razem

Tymczasem wśród samych zwolenników Komitetu Obrony Demokracji narasta niezadowolenie z autorytarnego stylu przywództwa, jaki narzuca ugrupowaniu Mateusz Kijowski. Z jednej strony pozwala on bowiem podczepiać się pod falę społecznej mobilizacji skompromitowanym politykom Platformy Obywatelskiej czy aspirującym do przywództwa opozycji działaczom Nowoczesnej, z drugiej – dba o to, żeby być jedyną nową osobą kojarzoną z protestami. Budzi to frustrację innych działaczy, coraz częściej widoczną chociażby w dyskusjach na facebookowej stronie lidera. Co jakiś czas wypływają kolejne listy i protesty szefów lokalnych struktur, konfliktujących się z wyjątkowo, jak na miłośnika demokracji, zamordystycznym liderem. Co więcej, Kijowski zdaje się uzurpować sobie prawo do wydawania koncesji na sprzeciw wobec działań rządu, o czym przekonali się przed kilkoma dniami działacze Partii Razem. Kiedy rozpoczęli swój własny protest przed KPRM, lider KOD u wyraził zdziwienie brakiem skonsultowania z nim tej inicjatywy.

Działacze Razem odcinają się od KOD u, a przede wszystkim od polityków PO, chcących ponownie wylansować się na antyrządowych protestach. Ta oś konfliktu, wynikająca z socjalnej krytyki Polski po 1989 r., bardzo wyraźnie dała o sobie znać już wcześniej. Pod koniec lutego gwizdami i skandowaniem „Lech Wałęsa” zagłuszono na warszawskim wiecu KOD u przemówienie przedstawicieli Zielonych. Ci bowiem, chociaż zadbali o odpowiednią dawkę krytyki PiS u i politycznej poprawności, pozwolili sobie na całkiem trzeźwą analizę sytuacji społecznej: „30 lat temu działaliśmy w NSZZ »Solidarność«. Walczyliśmy o wolność, o demokrację, o równość, i właśnie o solidarność. Po 10 latach wygraliśmy. Ale wielu z nas zapomniało, o co walczymy. […] Mamy piękne biurowce i znakomite autostrady. Ale Polska nie jest krajem szczęśliwych ludzi! »Sukces« transformacji odczuli tylko nieliczni, a miliony zostały zepchnięte w biedę i bezrobocie”. Zieloni z tym przekazem nie zostali docenieni jako sojusznik, Razem próbuje zaś, jak na ironię, działać osobno.

Opozycja jest więc dziś, inaczej niż 10 lat temu, podzielona w wielu fundamentalnych sprawach. Co więcej, nie można nawet powiedzieć, że łączy ją sprzeciw wobec PiS u, ponieważ, jak wykazałem wyżej, nie będzie to stwierdzenie zgodne z prawdą.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski