Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Życzenie śmierci

Kilka lat temu dwójka dziennikarzy „Dziennika” zapowiedziała ujawnienie tożsamości blogerki Kataryny, która znajdowała się w tamtym czasie w ostrym sporze z ówczesnym ministrem

Kilka lat temu dwójka dziennikarzy „Dziennika” zapowiedziała ujawnienie tożsamości blogerki Kataryny, która znajdowała się w tamtym czasie w ostrym sporze z ówczesnym ministrem sprawiedliwości Andrzejem Czumą oraz jego synem Krzysztofem. Dziennikarze dużych ogólnopolskich mediów rozpoczęli wówczas atak na blogerkę, dokładniej zaś na jej anonimowość.

„Dziennik” zamieścił informacje pozwalające na jej identyfikację, czym naraził się prawie całemu środowisku internetowych komentatorów. Zapewne w chwili, kiedy redakcja zorientowała się, że na całej sprawie traci wizerunkowo, nagle zmieniono akcenty kolejnych publikacji tak, by udowodnić, że chodzi o walkę z chamstwem anonimowych autorów w internecie. Pojawiły się więc głosy celebrytów, którzy skarżyli się na złośliwe i wulgarne komentarze, o meritum sprawy zaś dość szybko zapomniano, w czym pomogła zapewne również utrata znaczenia stojącego za nią tytułu.

Daleko idąca nienawiść

Przypominam dziś o tym, ponieważ mam wrażenie, że równolegle z próbą zamiecenia pod dywan sprawy internetowych ataków na prezydenta Andrzeja Dudę, jakie pojawiły się natychmiast po wypadku jego samochodu na autostradzie, czeka nas podobne odwrócenie kota ogonem przez środowisko dziennikarskie. Prześledźmy dynamikę wydarzeń – w piątek po południu pojawiła się informacja, że w prezydenckim samochodzie pękła opona, która pęknąć nie miała prawa, auto wpadło w poślizg, zaś prezydenta uratowała czujność i umiejętności kierowcy. Polskie doświadczenia ostatnich lat nakazują daleko idącą nieufność wobec tego typu zdarzeń, jeśli zaś ktoś nie czuje sympatii dla głowy państwa, może ograniczyć się do wzruszenia ramionami, zamiast razem ze zwolennikami prezydenta dziękować Bogu za w miarę łagodny przebieg kolizji lub szukać przyczyn zdarzenia. Niestety, część użytkowników portali społecznościowych, lokujących swoje sympatie w Komitecie Obrony Demokracji i partiach opozycyjnych uznała, że to dobra okazja, by zademonstrować już nie tyle będący prawem każdego obywatela sprzeciw wobec władzy, ile zwykłą nienawiść do drugiego człowieka. Nienawiść, objawiającą się życzeniem śmierci lub przynajmniej kalectwa. To kolejna impreza w ramach trwającego co najmniej od 2005 r. festiwalu pogardy, po raz pierwszy jednak, w dużym stopniu dzięki stanowczemu żądaniu konserwatywnej części internautów, tak mocno (i krytycznie!) nagłośniona przez większe media. Materiał o przerażających wpisach ukazał się nie tylko w głównym wydaniu serwisu informacyjnego telewizji Republika, lecz także w „Wiadomościach” TVP. I chociaż w tej drugiej audycji zamazano nazwiska autorów wpisów, stały się one jawne dzięki stanowczej postawie internautów.

Siatka pisowskich nielegałów

Sprawa stała się na tyle głośna, by zmusić do zabrania głosu lidera KOD-u Mateusza Kijowskiego, który odcinając się od wpisów, stwierdził, że prawdopodobnie są one prowokacją ze strony władzy i jej sympatyków. Oczywiście zostało to podchwycone przez osoby wierzące w spiski – pod warunkiem że mogą z nimi powiązać nazwisko „Kaczyński” – problem w tym, że musiałaby to być piętrowa, zaplanowana na całe miesiące, a nawet lata operacja. W celu zamieszczenia komentarza na stronie zarejestrowanego właśnie ugrupowania Kijowskiego, w takiej sytuacji Prawo i Sprawiedliwość powinno dysponować siatką wyszkolonych na sowiecką modłę nielegałów, tworzących całą historię życia i politycznych wyborów: zdjęć z wakacji i demonstracji, grafik, na ogół antykościelnych i antypisowskich, choć czasem również (wbrew oficjalnemu stanowisku opozycji) antyislamskich, obrazków z psami, fotografii z dziećmi… Należy uznać to za oczywistą bzdurę, a może nawet zdobyć się na współczucie wobec osób tak łatwo poświęcanych przez swojego lidera w imię obrony jego własnego wizerunku.

Karkołomna linia obrony zaprezentowana przez Kijowskiego z miejsca zakwestionowana została przez osoby z jego własnego środowiska, które przegrały wewnętrzną walkę o rząd dusz z zadziwiająco autorytarnym, jak na obrońcę demokracji, liderem. Pokłócona z nim Anka Grzybowska zwróciła uwagę na fakt, że skandaliczne wpisy tolerowane były aż do czasu, kiedy o sprawie stało się głośno w mediach. Zostawiając jednak wewnętrzne spory w KOD-zie, zwróćmy uwagę na kolejny rodzaj reakcji, klasyczne odwracanie kota ogonem. Po zamordowaniu w Łodzi Marka Rosiaka, zaledwie kilkunastu minut było trzeba, by media podchwyciły narrację o politycznej odpowiedzialności PiS-u jako partii, która przyczyniła się do tak silnej brutalizacji polskiej polityki. Wcześniejsze obrazki z „błękitnego marszu” PO, takie jak papierowa torba z wizerunkiem Lecha Kaczyńskiego, na którego szyi zaciska się pętla, nie budziły żadnych refleksji. Od piątku czytam zaś, że przecież i „pisowscy” internauci potrafili formułować podobne złorzeczenia pod adresem poprzedniego obozu władzy. Można zresztą znaleźć ilustrujące to oskarżenie wpisy i komentarze, problem leży jednak gdzie indziej. Głosy osób wściekłych na polityków każdej frakcji, nieraz wykraczające poza granice dobrego smaku czy wręcz przyzwoitości, znajdziemy prawie wszędzie. Jeśli zaczniemy w wyszukiwarce szukać wizerunków Władimira Putina, bardzo szybko znajdziemy również obrazek z prezydentem Rosji ze świeżą dziurą po kuli w głowie. Natrafimy także na podobny portret Donalda Tuska. Rzecz jednak w tym, że podobne postawy nie znajdują poparcia wśród osób cieszących się autorytetem, kreatorów nastrojów społecznych. Chociaż próbuje się tworzyć fałszywą symetrię między wpisem, w którym życzy się Andrzejowi Dudzie śmierci w męczarniach, a formułowanymi ad hoc próbami wyjaśnienia piątkowego zdarzenia teoriami, zakładającymi celowe działanie (jak wpis Ryszarda Makowskiego, zawierający opinię o możliwym strzale snajpera w oponę prezydenckiego auta), to przecież żadnej analogii tu nie ma. Publicystom czy politykom konserwatywnym przytrafiała się ostra krytyka działań poprzednich władz, ich czytelnikom czy wyborcom zaś często zdarzało się mówić wprost o zdradzie, jednak czy ktoś wskazać potrafi wypowiedź publicysty kojarzonego z prawicą, życzącego śmierci Komorowskiemu, Tuskowi czy Kopacz?

Eksplozja pogardy

Tymczasem osoby, które wylewają wiadra swojej nienawiści na prezydenta Dudę, mogą powoływać się na przykład z góry. Mogą również cieszyć się aprobatą swoich środowiskowych autorytetów i przyjaciół. Sławomir Nowak pisze, że „przeprasza za autostradę”, czym rozbawia dziennikarkę Agnieszkę Burzyńską, co jednak nie przeszkadza tej ostatniej chwilę później skrytykować brutalniejsze wpisy. Ktoś chce stawiać pomnik opony, ktoś płacze, że „niestety wszystko skończyło się dobrze”, widzowie „Szkła Kontaktowego” zaś żartują z pękniętej gumy i „zapalenia opon mózgowych”. Co więcej, wszyscy cytowani użytkownicy Facebooka życzą drugiemu człowiekowi śmierci, bynajmniej nie chowając się za nic niemówiącymi nam nickami czy abstrakcyjnymi obrazkami. Piszą pod nazwiskami, imionami, obok wspomnianych zdjęć dzieci, psów, rodzin i choinek. Nie widzą w swoim zachowaniu niczego niestosownego. Jeśli zaś nie grożą ludziom ich krytykującym – jak ostrołęcki dziennikarz, piszący do internautki „W mordę możesz zarobić, pisowska kupo ścierwa” – to ubolewają nad ich brakiem poczucia humoru, jak działaczka (była?) Ruchu Palikota, organizująca wydarzenie „Pierwsza miesięcznica nieudanego zamachu na prezydenta”. Tylko dlaczego mają zastanawiać się nad swoim zachowaniem wychowani na tweetach Tomasza Lisa, blogowych wpisach Jacka Pałasińskiego czy wywiadach Moniki Olejnik, na swoim Facebooku umieszczającej zdjęcie przedstawiające Andrzeja Dudę jako Andersa Breivika? Na blogu Janusza Palikota i wypowiedziach Stefana Niesiołowskiego. Na wspomnianym już „Szkiełku”, którego prowadzący pozuje do zdjęć dla kobiecego pisma, bawiąc się na dywanie rozbitym modelem samolotu, wcześniej zaś przepytuje na antenie leśniczego, kiedy można strzelać do kaczek.

Weekendowa eksplozja pogardy wobec życia i zdrowia prezydenta, którą definiuje jeden z niewielu wpisów, nadających się, choć z obrzydzeniem, do publicznego zacytowania „Mógł zginąć, to nie mój prezydent”, to echo tego, co działo się po 10 kwietnia. Tamta fala była natomiast możliwa dzięki miesiącom wspólnego wysiłku osób wymienionych wyżej. Gotowe reakcje widzowie otrzymali przecież chociażby z telewizyjnych kabaretów, które jeszcze przed 10 kwietnia uczyniły sobie temat niesmacznych żartów z możliwego wypadku rządowego samolotu.

Bardzo dobrze, że przy okazji nagłaśniania wpisów hejterów, o których na ogół słyszymy pierwszy i ostatni raz, zwraca się też uwagę na to, co na szybko postanowili wylać z siebie dziennikarze, tacy jak Tomasz Lis, Beata Tadla czy politycy, jak przywołany wcześniej Sławomir Nowak. Jeśli za chwilę całą sprawę spróbują przekształcić w fałszywie brzmiącą jeremiadę nad nienawiścią w internecie, musimy pamiętać, że internetowa sfora po swojemu przetworzyła jedynie to, czym karmiono ją przez kilka czy nawet kilkanaście ostatnich lat.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski