Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Flaszki z Magdalenki

W czwartkowy wieczór obejrzeliśmy w TVP kolejną ekranizację ostatnich scen „Folwarku zwierzęcego” George’a Orwella, tym razem w reżyserii Cezarego Gmyza i z komentarzem prof. Antoniego Dudka.

W czwartkowy wieczór obejrzeliśmy w TVP kolejną ekranizację ostatnich scen „Folwarku zwierzęcego” George’a Orwella, tym razem w reżyserii Cezarego Gmyza i z komentarzem prof. Antoniego Dudka. „Taśmy z Magdalenki” zostały ocenione przez dużą część komentatorów jako film nudny, słabo zrealizowany i niewiele wnoszący do tematu. Ten ostatni zarzut przyjął zresztą sam Antoni Dudek, deklarujący, że chodziło raczej o uporządkowanie dyskusji i przypomnienie faktów.

„Gazeta Wyborcza” podkreślała z upodobaniem wyeksponowanie wątków alkoholowych. Koncentracja na nich stała się dla wielu osób głównym zarzutem wobec Gmyza, który miał pokazać film o „obalaniu flaszki zamiast obalania komunizmu”. Chociaż głosów rozczarowania było sporo i nie ograniczyły się one do mających interes w deprecjonowaniu dokumentu, film obejrzało 3,2 mln widzów. Czy usłyszeli coś poza szczękiem sztućców, kieliszków i butelek?

Pili, by nie pamiętać?

Wbrew sprowadzającym Magdalenkę do libacji ujawnione taśmy pokazały całkiem sporo. Co więcej, nie wszystko już wiedzieliśmy, jeśli zaś wiedza ta znana była wspomnianym komentatorom, to dość oszczędnie się nią z nami dzielili. Nagrania z esbeckich kamer pokazały nam zachowanie obu grup rozmówców. Większość widzów zainteresowanych polską polityką wiedziało mniej więcej, o czym w Magdalence rozmawiano i co z tego wynikło. Jednak bardzo dużo mówią nam mowa ciała, ton głosu, zachowanie. Panowie pili szybko i dużo, można wręcz odnieść wrażenie, że „na zniszczenie”, aby jak najszybciej zrzucić z siebie opory i dyskomfort pierwszych minut rozmów z… Z kim właściwie – wrogiem, przeciwnikiem, partnerem, mocodawcą, trzymającym kwity? W zachowaniu części komunistów widać jeszcze pewną obawę, że druga strona dostrzeże swoją siłę i uzna porozumienia za taktyczne, krótkoterminowe i możliwe do zerwania, gdy tylko nadejdzie odpowiedni moment. Przypomnijmy, że takie stanowisko reprezentował obecny w Magdalence, co dziś chętnie przypomina się bez tego kontekstu, Lech Kaczyński. Trzeba więc rozmówcę upić, oswoić, opleść siecią przywilejów władzy. „Będziecie mieli ładne samochody” – mówi Ciosek. Ludzie reżimu chętnie podzielą się nie tylko wódką, lecz również korzyściami, współudziałem. Może pamiętają, że ten najważniejszy, symbol i bohater, tak łatwo dał się uwieść urokom wysokiej pozycji w latach 1980–1981, hotelom, sekretarkom, wiwatującym tłumom?

Nieformalny dwór Wałęsy

Z drugiej strony opozycjoniści. O wiele bardziej, niż nakazywałaby logika dziejów, wystraszeni. Choć czasem zdarza się im upomnieć o sprawy trudne, to jednak sprawiają wrażenie wystraszonych petentów, nie czują za sobą żadnej siły, żadnego poparcia. Mandatu społecznego milionów Polaków. To zresztą nie zmieni się i później, po czerwcu 1989 r., kiedy olbrzymi kredyt zaufania zostanie potwierdzony w maksymalny sposób w wyborach kontraktowych. Skalę odrzucenia dotychczasowego reżimu pokazuje fakt, że po pierwszej turze wyborów konieczna była zmiana ordynacji wyborczej, ponieważ według dotychczasowej komuniści wraz z partiami satelickimi nie zostaliby wybrani nawet na zagwarantowane im podczas wiosennych rozmów miejsca. A jednak strona – w dużym stopniu na wyrost określana jako „solidarnościowa” – rzuca partii linę, uznając, że pakta obowiązują. W pierwszym niekomunistycznym rządzie kluczowe stanowiska obejmują komuniści odpowiedzialni za zbrodnie na narodzie, które zostały wybaczone przy kolejnych toastach. A może o wiele wcześniej? Gdy na nowo odkrywamy Okrągły Stół i Magdalenkę, może uda się też na nowo spojrzeć na rok 1980 i rolę doradców, którzy pojawili się w stoczni, deklarując, że nie są stroną i którym w wielu wypadkach ktoś zafundował bilety. Bardzo wiele osób, podczas Sierpnia robiących wszystko, by złagodzić postulaty i polityczny wymiar robotniczego protestu, dziewięć lat później odpowiadało za kształt nowej Polski jako „konstruktywna opozycja”. Andrzej Celiński, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki – do Stoczni Gdańskiej przyjechali razem, żeby przez kolejne lata Polski zniewolonej, a potem ponoć wolnej bronić stanu posiadania elit komunistycznych i okrągłostołowych. Jak wspominają Joanna i Andrzej Gwiazdowie, kiedy doradcy zorientowali się, że strajkujący nie będą działali pod ich dyktando, szybko stali się częścią tworzącego się nieformalnego dworu Lecha Wałęsy. Kto zaś wówczas doradcom i Wałęsie nie ufał, wcześniej lub później wypychany był na margines. Dopiero po latach „historia przyznała im rację”, jak stwierdza tytuł rozmowy Gwiazdów z Remigiuszem Okraską. Anna Walentynowicz zaś groźna jest nawet po śmierci, dlatego pamięć o niej próbuje się w społecznej świadomości zastąpić wątpliwą legendą Henryki Krzywonos. Poznanie powiązań i relacji z czasów karnawału Solidarności wydaje mi się niezbędne, by do końca zrozumieć Magdalenkę i zachowanie dominującej części przedstawicieli opozycji przy Okrągłym Stole i w kolejnych latach, łącznie z „nocną zmianą” w czerwcu 1992 r. Czy to tylko strach, obawa przed szantażem, rozlewem krwi, polskim żywiołem, dla wielu z nich równie lub bardziej jeszcze niż dla komunistów groźnym – czy również przekonania?

Może coś rzucą

Tak więc mamy przyjacielskich komunistów i niepewnych siebie ludzi opozycji. Jedni piją i żartują, inni traktują to wszystko jako etap przejściowy i nie pchają się do uścisków i toastów. Jednak wspominać będziemy Magdalenkę przez pryzmat tych nawiązywanych bądź odświeżanych znajomości. Również – przez pryzmat biesiadny. Albowiem, chociaż tak bardzo wynudził zawodowych usypiaczy naszej czujności, jest on bardzo ważny. W tym samym czasie, w którym pod czujnym okiem towarzyszy z bezpieczeństwa trwa alkoholowa rozmowa i decydują się na kolejne lata nasze losy, gdzieś mordowani są kolejni księża – Niedzielak, Suchowolec, Zych… Czy chodzi o zastraszenie, czy tylko potwierdzenie przyszłej bezkarności? Cóż, „nasi” przedstawiciele są już zbyt blisko celu, by teraz się zatrzymać. Umowy zostają zawarte, a społeczeństwo nie wie jeszcze, że aspiracje uczestników zrywu „S” przepijane są wraz z kolejnymi toastami za rząd, w którym Wałęsa będzie premierem, a Kiszczak szefem MSW. Ale poza tą przykrą symboliką jest jeszcze sfera zwykła, przyziemna. Czy już nikt o niej nie pamięta?

Kiedy chciano zneutralizować aferę taśmową, ludzką uwagę skierowano nie na miliardowe przekręty, a na symboliczne ośmiorniczki. I przeliczono się, ponieważ zamiast kwot astronomicznych, więc i abstrakcyjnych, ludzie nagle zobaczyli marnowane, przejadane i przepijane pieniądze mniejsze, wyobrażalne. Takie, jakich wielu z nich brakuje – na ubranie, leki, szkołę czy wycieczkę dla dziecka. Gdy doszła do tego wypowiedź minister Bieńkowskiej o pracy za 6 tys., powstały emocje na tyle silne, by wygnać Tuska z jego ulubioną panią minister do Brukseli. To rok 2014. 25 lat wcześniej ludzie chodzili wściekli i głodni, odkrywając codziennie nowe uroki „urynkowienia cen”, jakie od sierpnia 1988 r. zafundował im Mieczysław F. Rakowski. To czas inflacji i niedoborów na rynku. Tu przywołać muszę własne, bardzo mocne wspomnienie z tamtych czasów. Nocny spacer z psem w okolicach północy. Pod jedną ze ścian podwórka na warszawskiej Ochocie rząd milczących osób. To nie cienie i nie duchy, a kolejka, która już ustawia się pod otwieranym rano sklepem mięsnym. Może coś rzucą? To ostatnie miesiące kartek na mięso i gospodarki niedoboru, a pierwsze – drożejącego codziennie chleba. Komuniści są tego głodu i tej wściekłości świadomi. Wiedzą, że od kilku lat nadciąga kryzys, który tym razem może zmieść ich z powierzchni ziemi. Dlatego chcą się podzielić odpowiedzialnością i wycofać na z góry upatrzone pozycje, zneutralizować potencjalny bunt. Udaje im się to znakomicie. Jeżeli jednak walczący o codzienne przetrwanie dorośli roku 1989 przypomną sobie swoją ówczesną sytuację, tym mocniej oburzy ich tamta biesiada, popijawa ludzi, w których wówczas widzieli katów i ofiary, a dziś raczej kompanów od kieliszka. To ośmiorniczki Mazowieckiego, Geremka i Wałęsy.

Mijający weekend to kolejne protesty samozwańczych obrońców demokracji, którzy tym razem na sztandary wzięli sobie Wałęsę czy wręcz dosłownie TW „Bolka”. I, nie oszukujmy się, bardzo do tych sztandarów Lech Wałęsa pasuje. W Warszawie wygwizdano przedstawicieli Zielonych, którzy obronę Wałęsy i kilka lewicowych antyrządowych haseł próbowali połączyć z krytyką rzeczywistości społecznej III RP. W Gdańsku klaskano Henryce Krzywonos nazywającej Andrzeja Gwiazdę „komunistycznym pomiotem”. Danuta Wałęsowa stwierdziła zaś, że choć rządy Platformy były złe, czuła się podczas nich bezpiecznie. Lepszego podsumowania aktywności KOD-u chyba się nie doczekamy.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski