10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Pożegnanie człowieka kulturalnego

Dla mnie, przedstawiciela pokolenia wychowanego w latach wybuchu i dogorywania ostatniej fali koncesjonowanej przez PRL muzyki rockowej i całej, istniejącej na jej obrzeżach subkultury, Bogusł

Dla mnie, przedstawiciela pokolenia wychowanego w latach wybuchu i dogorywania ostatniej fali koncesjonowanej przez PRL muzyki rockowej i całej, istniejącej na jej obrzeżach subkultury, Bogusław Kaczyński długo był przedstawicielem obcego świata. Świata, z którym raczej chcieliśmy walczyć, niż przyjmować go do wiadomości. Później stał się stałym elementem medialnego i kulturalnego krajobrazu, kimś, kto zawsze był i zawsze będzie.

Kiedy byłem dzieckiem, bawiło mnie przejęcie, z jakim opowiadał o sztuce mnie całkowicie obojętnej. Kiedy jednak po latach zobaczyłem i usłyszałem Bogusława Kaczyńskiego, dochodzącego do siebie po kolejnym ataku choroby, zapowiadającego w Sali Kongresowej „Skrzypka na dachu”, poczułem wzruszenie. Na przemyślenia związane z odrębnością Kaczyńskiego od środowiska naszych elit kulturalnych kolej przyszła później.

Szaleństwo okazało się możliwe

Bogusław Kaczyński już w czasach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej jawi się jako postać wyjątkowa, a w pewnym sensie chodzący (czy raczej – mówiący) paradoks. Niewątpliwie jest beneficjentem tamtego systemu. Prowadzi program telewizyjny w dobrym czasie antenowym, a przy braku bogatej oferty telewizyjnej przekłada się to na wielką oglądalność i rozpoznawalność. Ma wpływ na życie kulturalne kraju, organizuje festiwale, sprowadza i promuje wybitnych artystów – wykonawców i kompozytorów. A przy tym promuje kulturę wysoką, nie robotniczą, nie socrealistyczną. Przeciwnie – konserwatywną, burżuazyjną. A że socjalizm w ramach swoich zdobyczy pragnie zapewnić dostęp do dzieł kultury człowiekowi pracy, takie wymykające się jednoznacznej klasyfikacji szaleństwo okazuje się możliwe. Cieszy się wręcz poparciem komunistycznych elit. Dość powiedzieć, że jeszcze kilka lat temu, zresztą w rozmowie z postkomunistycznym tygodnikiem „Przegląd”, Bogusław Kaczyński mówił, że bardzo dobrze wspomina współpracę z ministrem Tejchmą, który „rozumiał potrzeby kultury i miał autentyczne osiągnięcia”. Przypomnijmy, że Józef Tejchma był ministrem kultury w rządach Jaroszewicza, Babiucha i Jaruzelskiego. Jednak wsparcia stanu wojennego na antenie telewizji Kaczyński odmówił.

Po 1989 r. Bogusław Kaczyński krytykował sposób, w jaki polskie przemiany potraktowały kulturę. W tym nie był odosobniony, jednak po latach okazało się, że nie uległ również politycznej poprawności, kształtującej wizerunek „człowieka kulturalnego” III RP jako czytelnika „Gazety Wyborczej” i wyborcy UW, a później PO. Przypomnijmy sobie budowane na fałszywych przesłankach poczucie jedności, każące inteligencji śpiewać w jednym chórze. To sprzeciw wobec lustracji w redakcjach i na uniwersytetach oraz zachwyt nad profesorem, piszącym na oświadczeniu lustracyjnym „Całujcie mnie w dupę, pajace”. To histeryczna reakcja na słowa Ludwika Dorna o wykształciuchach, oderwane od swojego rzeczywistego znaczenia. Zamiast Sołżenicynowej „obrazowanszcziny” jego desygnatem uczyniono każdego człowieka dysponującego wyższym wykształceniem. Łatwość, z jaką udało się to zrobić, wskazuje, jak wiele racji było w jego przywołaniu do opisu polskiej rzeczywistości. Kilku warszawskim redakcjom udało się w świadomości społecznej wykreować dychotomię – osoby z wyższym wykształceniem kontra wyborcy ­PiS-u. W formie stereotypu funkcjonowała w kolejnych sondażach i analizach wyników wyborów. Wielkie, wykształcone i aspirujące miasto kontra zaściankowa, zacofana wieś po podstawówce i małe miasteczka pełne bezrobocia i beznadziei. To wreszcie demonstracje w obronie obecności Gombrowicza w kanonie lektur i Piwnica pod Baranami nagrywająca śpiewaną wersję rozmowy Lipiński-Beger.

Nie mieścił się w schemacie

O przynależności do ludzi kulturalnych i wykształconych miały odtąd decydować nie kultura i wykształcenie, ale słuszne polityczne wybory. Gdy zaś przedstawiciele elit kompromitowali się kolejnymi skandalicznymi, nieraz zwyczajnie prostackimi wypowiedziami, nie budziło to sprzeciwu ani refleksji. Pisarze zajęli się kreowaniem wizerunku Polaka – zakompleksionego, nienawistnego alkoholika, prześladującego rodzinę. Filmowcy przenieśli go w przeszłość i kazali mu mordować Żydów. Aktorzy zaś zapisali się do odpowiednich komitetów poparcia, czasem ścigając się ze sobą na bzdury, wypowiadane w wywiadach. Marek Kondrat potępił patriotyzm, Krzysztof Pieczyński zaś chrześcijaństwo. Dorota Stalińska wepchnęła trzynastolatki do łóżek starszych panów (najchętniej – reżyserów filmowych), Krystyna Janda natomiast skoncentrowała się na kobiecości Krystyny Pawłowicz. To poziom elity III Rzeczypospolitej i jej kultura. Kultura, w której do rangi wydarzenia urasta publiczne odczytanie kilku stron pornografii, oczywiście umieszczonej w odpowiednim, antyreligijnym kontekście.

Bogusław Kaczyński okazał się jedną z niewielu osób, które nie mieściły się w tym schemacie politycznych i życiowych wyborów. W 2013 r. skrytykował Donalda Tuska za wydawanie publicznych pieniędzy na swoje ubrania i kreacje żony. Kiedy środowisko artystyczne skupiło się wokół Bronisława Komorowskiego, on poparł Andrzeja Dudę, widząc w nim szansę dla polskiej kultury. Zupełnie naturalna sprawa – ujawnienie sympatii politycznych – stało się sensacją, o której doniosły nawet tabloidy. Kaczyński tymczasem, za pośrednictwem swojej strony internetowej i profilu na Facebooku, mocno krytykował Ewę Kopacz za brak szacunku dla nowej głowy państwa, a po wyborach z wielką radością powitał zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości.

„Jestem znów niezwykle uradowany z powodu bezwzględnego zwycięstwa ­PiS-u, partii opozycyjnej, która była przez osiem lat na każdym kroku szykanowana i ośmieszana przez rządzących. Serdecznie gratuluję Pani Premier Beacie Szydło, wszystkim ministrom i oczywiście Panu Prezesowi Prawa i Sprawiedliwości Jarosławowi Kaczyńskiemu, wielkiemu strategowi, wizjonerowi i wielkiemu mężowi stanu. Cieszę się, że do końca nie dał się sprowokować byłej Premier Kopacz i ludziom tak gwałtownie tracącym bezwzględną władzę.

Do historii światowego parlamentaryzmu przeszły już słowa odchodzącej Premier, która ośmieliła się nazwać Prezydenta RP człowiekiem sterowanym przez pilota z tylnego siedzenia. W histerycznym uniesieniu krzyczała na nowy rząd i Premiera, zanim zaczęli urzędować i zagroziła bezwzględną walką oraz wygłosiła monolog na miarę Kasandry. Proszę nie straszyć, bo my się Pani słów nie boimy.

Nie słyszałem na kuli ziemskiej, aby ustępujący premier mógł tak zwymyślać nową władzę. To powiedzenie zapamiętamy na całe życie.

Pozdrawiam Państwa serdecznie i proszę pamiętać o konieczności troskliwej opieki nad więdnącą wysoką kulturą polską”.


Jak bardzo różniły się te słowa Bogusława Kaczyńskiego od wszystkich zapowiedzi emigracji, histerycznych wywiadów czy wysyłanych za granicę donosów. To list, ponieważ wszystkie wpisy ukazywały się w formie listów, z listopada ubiegłego roku. Później na stronie pojawiły się już tylko życzenia na Boże Narodzenie i, po miesięcznej przerwie, informacja o pogrzebie, który odbył się 28 stycznia. Po Bogusławie Kaczyńskim pozostało nie tylko olbrzymie dziedzictwo, lecz również wielkie nadzieje, które pokładał w prezydencie i nowym rządzie RP. Mam nadzieję, że wkrótce doczekamy ich spełnienia.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski