Na napaściach seksualnych w Sylwestra się nie skończyło. W ciągu ostatnich dni doszło do kolejnych ataków i gwałtów. Teraz do wyjaśnienia pozostaje najważniejsze pytanie: czy Angela Merkel utrzyma stanowisko kanclerza? Każdy dzień, a nawet każda godzina przynosi nowe spekulacje i chociaż na razie nikt oficjalnie nawet nie wspomina o możliwości jej rezygnacji, to powietrze wokół pani kanclerz robi się coraz gęstsze.
Sylwestrowe zajścia w Kolonii, Hamburgu i innych miastach to tylko wierzchołek góry lodowej. Napady islamskich uchodźców na kobiety trwały w Niemczech już od miesięcy, lecz były skutecznie skrywane przed opinią publiczną.
Ujawnione (co prawda dopiero po kilku dniach) zdarzenia sylwestrowe wcale nie odstraszyły uchodźców od popełniania kolejnych czynów kryminalnych.
Otóż już po nowym roku w Hamburgu ok. 40 imigrantów z Afryki zaatakowało w autobusie 24-letnią Niemkę, doszło do pobicia i gwałtu. 9 stycznia w Oldenburgu kilkunastu mężczyzn atakowało i molestowało seksualnie aż pięć kobiet. Na wyspie Fehman w miejscowości Puttgarten, gdzie także umieszczono uciekinierów, kilku Syryjczyków zaatakowało Żyda, który przyjechał do Niemiec z Francji. Jak tłumaczyli - zaatakowali, bo nosił on jarmułkę. Obrabowano go i pobito.
Do najbardziej bulwersującego zdarzenia doszło w dzielnicy hamburskiej Ohlstedt, gdzie 23-letni islamski uchodźca napadł na 10-letnią uczennicę. Mężczyzna zaczepił dziewczynkę na podwórku szkolnym, a potem czekał, aż skończy ona lekcje. Wtedy ją obezwładnił, związał i wykorzystał seksualnie.
Policja zamiatała sprawy pod dywan
Na jaw wychodzą fakty, które są dla wszystkich Niemców jednocześnie zdumiewające i zatrważające. Anonimowy policjant (dane jego posiada „Bild Zeitung”), który pełnił służbę w Sylwestra w okolicach dworca kolejowego w Kolonii, ale wcześniej pracował na punktach przyjmowania i kontroli uchodźców, ujawnił, że policjanci dostawali wiele oficjalnych rozkazów, aby przestępstwa uchodźców tuszować. Np. policja od początku doskonale wiedziała, że ponad połowa islamskich imigrantów miała nieważne lub sfabrykowane paszporty.
To wszystko sprawia, że wizerunek Angeli Merkel zaczyna słabnąć; prawie wszyscy politolodzy są zgodni – takich politycznych kłopotów jeszcze ona nie miała. Coraz większa część społeczeństwa przestaje ją wspierać i nie ma nic przeciwko szybkiej zmianie na stanowsku kanclerza kanclerza.
Niemiecka ulica zaczyna wrzeć. W miastach dochodzi do starć różnych grup, które miedzy sobą, ale także z policją, zaczynają prowadzić wojny. W Lipsku legalna demonstracja ludzi, którzy są przeciwni wpuszczaniu bez opamiętania do Niemiec uchodźców, przerodziła się w prawdziwą walkę uliczną. Nie ulega wątpliwości, że takie sytuacje są i będą wykorzystywane przez różne skrajne grupy, nawet zbliżone do neonazistów, ale także przez lewaków i ich bojówki. Tak było w Lipsku, gdzie zatrzymano kilkaset osób. Także w innych miastach ludzie wychodzą na ulice, bo mają dość okłamywania ich przez władze i przez media.
Szef MSW kłamie?
Kilka dni temu szef federalnego MSW Thoams de Maiziere zapewniał obywateli, że skala przestępczości wśród uchodźców i tzw. zwykłych obywateli jest porównywalna, co oznaczałoby, że statystyki nie odnotowały wzrostu przestępczości wśród przybyłych imigrantów. Po ujawnieniu prawdziwych danych już wiadomo, że to łgarstwo. Jak twierdzą policjanci - na terenach, gdzie przebywają uchodźcy notuje się w ostatnich miesiącach kilkudziesięcioprocentowy wzrost przestępczości. Jeden z funkcjonariuszy przypomniał, że przez pół roku tylko raz rejestrował sprawę karną przeciwko obywatelowi niemieckiemu; w reszcie przypadków sprawcami byli uchodźcy.
Po ostatnich wypowiedziach ministra de Maiziere i ujawnieniu prawdy na ten sam temat coraz odważniej padają głosy żądające jego dymisji. Co ciekawe, żąda tego m.in. szef SPD w Monachium Marcus Rinderspracher, a warto przypomnieć, że partia ta ciągle jest współkoalicjantem Merkel w obecnym rządzie.
Poprawność polityczna ważniejsza od prawdy
Nieprawidłowości i oszustwa dotyczące informowania o uchodźcach potwierdzają przedstawiciele związków zawodowych policji, którzy twierdzą, że poprawność polityczna w Niemczech była na tyle duża, że funkcjonariusze naciągali przepisy np. poprzez fałszowanie raportów, ale także umarzanie postępowań wobec kryminalistów z kręgów imigrantów. Wielu policjantów przyznaje, że dla świętego spokoju wolało puścić wolno uchodźcę złapanego na gorącym uczynku, bo późniejsze tłumaczenia się przed zwierzchnikami były wyjątkowo przykre. Jak twierdzą przedstawiciele związków zawodowych, właśnie takie było oczekiwanie i zapotrzebowanie szefostwa.
Inny policjant ujawnia, że zmieniano raporty dotyczące przestępstw dokonywanych przez uchodźców. Zamiast prób gwałtu wpisywano uszkodzenie ciała, zamiast prób zabójstwa – ciężkie pobicie, a wszystko to po to – twierdzi coraz większa część odważnych policjantów oraz związkowców - aby zaniżyć statystyki przestępczości wśród uchodźców.
Nikt nie chce wziąć winy na siebie
Politycy oczywiście odrzucają od siebie jakąkolwiek odpowiedzialność za zaistniałą sytuację, zrzucając winę za zbyt dużo przestępstw z udziałem uchodźców na policję. W jednym z programów telewizyjnych Hannelore Kraft, premier rządu Nadrenii Północnej-Westfalii, zapytała dość złośliwie pełnomocnika związkowców, dlaczego - skoro jest tak źle - do tej pory związki i policja milczały. Na to związkowiec odpowiedział bardzo rezolutnie, że gdyby wcześniej ktokolwiek się odezwał tylko słowem, już za godzinę nie miałby stanowiska.
Potwierdza to część niemieckich dziennikarzy, zapewniając, że mają dowody, iż rozkazy, aby tuszować sprawy związane z uchodźcami, szły z samej góry. Znany berliński i niezależny korespondent Dieter Wonka twierdzi, że polecenia o umarzaniu niektórych przestępstw, których dopuszczali się uchodźcy, szły z najwyższych kręgów politycznych.
„Zbyt wysoki poziom przestępczości wśród uchodźców nie pasował do wizerunku prowadzonej przez Berlin polityki imigracyjnej” – stwierdził Wonka, dodając, że zaleceniem polityków - mniej lub bardziej oficjalnym - było utrzymywanie powszechnej dobrej opinii o uchodźcach i pilnowanie, aby nie przypisywano im skłonności kryminalnych. Media poszły w tej materii na współpracę z rządem.
Źródło: niezalezna.pl
Waldemar Maszewski