Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Duda i Szydło, czyli przyjaciele wesołego diabła. Jak dojrzał obóz niepodległościowy

„Człowiek rośnie w grze o wielkie cele” – pisał niemiecki poeta Fryderyk Schiller.

Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska
Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska
„Człowiek rośnie w grze o wielkie cele” – pisał niemiecki poeta Fryderyk Schiller. Prezydent Andrzej Duda i premier Beata Szydło rosną dziś w oczach przyjaciół, ale i zyskują szacunek wrogów, lekceważąc pokrzykiwania postkomuny, że są marionetkami Jarosława Kaczyńskiego. A także pogróżki, iż czeka ich Trybunał Stanu. Dowodzą, że Polska ma wreszcie rasowych polityków w pokoleniu młodszym od Kaczyńskiego i Macierewicza. A obóz niepodległościowy dojrzał, by naprawdę zmienić Polskę - pisze Piotr Lisiewicz w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”.

Parę dni przed wyborami przeprowadzałem wywiad z przyszłą premier Beatą Szydło. Zadałem pytanie o rozgrywanie jej przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu. Zarysowałem pokrótce, jakie socjotechniki zostaną wobec niej użyte. Beata Szydło bez cienia zaskoczenia czy zmieszania odparła: ale my o tym wszystkim wiemy, jesteśmy na to przygotowani, wszystko mamy przećwiczone.

Diabeł z wyższej półki i zahukane marionetki

„Prezydent już do końca będzie chłopcem na posyłki. Kaczyński go zastraszył. Wiedział, że Duda jest uległy i nie ma żadnego oparcia w nikim, więc się ugnie”

– mówi w najnowszym „Newsweeku” Sławomir Sierakowski. Jest to zabawne o tyle, że to on sam, niegdyś bojowy, obrońca biednych, nie pozyskawszy poparcia bodaj jednego „prekariusza”, stał się chłopcem na posyłki oligarchów.

Reakcja prezydenta? Cisza. A publicyści tygodnika Tomasza Lisa nerwowo zagryzają wargi: jak to?! Czemu nie działa?

A przecież jeszcze 10 lat temu działało tak pięknie. Kryterium podziału na mężów stanu oraz marionetki bez charakteru było w mediach oligarchii bardzo czytelne. Mąż stanu to ten, kto zajmując ważne stanowiska, sprzeciwia się Kaczyńskiemu. Ten zaś, kto z Kaczyńskim współdziała, robi to z niskich pobudek. W grę wchodzą haki, które ma na niego prezes. Charakteryzuje go też strachliwość, niskie kwalifikacje intelektualne, brak asertywności.

W mediach owa marionetka Kaczyńskiego staje się jeszcze bardziej godna pogardy od niego samego. On, owszem, jest wcieleniem zła, wynikającego z jego licznych życiowych traum i kompleksów, ale jest to diabeł z wyższej półki, makiaweliczny, z rozmachem.

A marionetka to tylko jego popychadło, zahukane, bezrefleksyjne, działające na własną szkodę, które prezes wykorzysta, a potem wyrzuci na śmietnik.

Młodym wyda się to absurdalne, ale 10 lat temu to naprawdę działało. W owej konstrukcji wykluczona była tylko jedna możliwość: by ktokolwiek wstąpił do PiS dlatego, że się z Kaczyńskim… zgadza. To wykluczone, przecież poglądy Kaczyńskiego wynikają z jego kompleksów, a Beata Szydło jest mężatką, Andrzej Duda zaś ma żonę i córkę, a na dodatek jest wysoki, więc jego kompleksów mieć nie mogą.

Swawolny Kazio i bufonowaty Radek

Ileż razy w historii III RP rozgrywał się ten teatrzyk? Media plujące bez opamiętania na Jarosława Kaczyńskiego, straszyły, ale i jednocześnie kusiły innych liderów PiS. Straszyły tym, że zniszczą ich wizerunek. Kusiły zaś perspektywą, iż będą traktowani lepiej, a nawet mogą – z ich pomocą – zastąpić Kaczyńskiego.

I żałosny „Kazio” mrugał w rządowym samolocie okiem do dziennikarzy: tego, co chcecie, nie mogę powiedzieć, bo będę miał przerąbane, wiadomo u kogo. A bufon z Chobielina mrugał nie tylko do dziennikarzy, ale i do szefów WSI. Chyba najbardziej żałosną postacią był Marek Migalski – facet, którego Jarosław Kaczyński wyciągnął ze śmietnika i zrobił eurodeputowanym. Migalski odwdzięczył mu się przy pierwszej nadarzającej się okazji i został nonkonformistą. A definicja nonkonformisty w III RP jest bardzo prosta: to ktoś, kto wraz z wielkimi mediami pluje na Kaczyńskiego i jest za to wynagradzany.

Dodajmy, że „nonkonformiści” przestawali być potrzebni często już kilka miesięcy później. I media wymierzały niedoszłym mężom stanu soczystego kopa w tylną część ciała lub zmuszały do żebrania o ich łaskę.

Kariery kacyków postkolonialnej III RP

Co kierowało „nonkonformistami” z PiS? To było tak naprawdę przyjęcie przez nich mentalności, którą establishment III RP zaraziło środowisko Aleksandra Kwaśniewskiego z lat 80. Studenccy działacze komunistyczni olewali ideały, w tym także marksizm–leninizm, i robili kasiorę. A potem szli w ministry, ba, nawet w prezydenty.

Ów cynizm zaimponował niektórym ich rówieśnikom z NZS, którzy trafili do PO. Ideały dobre są do robienia motłochowi wody z mózgu, a my jesteśmy cyniczni i wiemy, że chodzi tylko o kasę. Z PO z kolei mentalność ta przeszła na owych działaczy PiS.

Co powiedziałby o nich zachodni politolog? Ano to, że tak, owszem, robi się kariery, ale kariery kacyków w krajach postkolonialnych. Natomiast mężowie stanu obok przebiegłości mają jeszcze takie cechy jak wierność kilku najważniejszym sprawom, twardy charakter i grubą skórę, niepopadanie w histerię w konfrontacji z atakami, ironię i dystans wobec siebie (przeciwieństwo bufonady).

Kaczyński i Macierewicz mają następców

„Bolało mnie od dawna, że w społeczeństwie polskim nie było szerokiego rozmachu, gniotła mnie małość życia i aspiracji, wynik niewoli” – pisał Józef Piłsudski. Mam wrażenie, że obóz niepodległościowy po 10 kwietnia 2010 r. dojrzał wreszcie, by odrzucić owo dziedzictwo niewoli. Zmężniał i sprofesjonalizował się nie tylko w tym sensie, że potrafi korzystać z umiejętności PR-owców, lecz także – to było widać w kampanii Andrzeja Dudy, którą kierowała Beata Szydło – że to politycy wyznaczali PR-owcom zadania, a nie PR-owcy kazali zmieniać poglądy politykom.

Prezydent Duda i premier Szydło zachowując się dziś „jak trzeba”, pokazują, że nie sprawdziły się obawy, iż obóz niepodległościowy nie ma następców Kaczyńskiego i Macierewicza. Właśnie w tej chwili dowodzą, że to nieprawda.

A poza tym gdy wygramy, żadnych „ichnich” trybunałów nie będzie. Jak śpiewali bojowcy PPS:

„Krew naszą długo leją katy, wciąż płyną ludu gorzkie łzy. Nadejdzie jednak dzień zapłaty, sędziami wówczas będziem my”.

 



Źródło: Gazeta Polska

Piotr Lisiewicz