Zawiązanie się Komitetu Obrony Demokracji nie powstrzymało Prawa i Sprawiedliwości. Oto w ubiegły wtorek późnym wieczorem doszło do kolejnego zamachu na demokrację i kolejnego aktu zawłaszczania państwa, (jeśli oczywiście trzymać się będziemy nomenklatury proponowanej przez nielicznych, lecz zatroskanych aktywistów).
Opisując zdarzenia językiem bliższym prawdy, powiedzielibyśmy o naprawianiu szkód poczynionych przez posłów Platformy. Jak bardzo patologiczna jest to sytuacja, pokazał krótki film „Nocna zmiana 2015”, (poznaliśmy go dzięki posłowi Dominikowi Tarczyńskiemu), na którym widać konsultacje Andrzeja Rzeplińskiego, prezesa rzekomo apolitycznego Trybunału Konstytucyjnego z gromadką posłów PO i Nowoczesnej. Tej nocy sporo się działo. Po kilku wystąpieniach, które duchem, językiem i sposobem artykulacji przypominały lata 60. ubiegłego wieku (jakkolwiek zarazem pełne były nagłego antykomunizmu!), posłowie Platformy opuścili ławy sejmowe. Jakiś czas postali na sejmowych schodach, po czym skupili się na rozmowach z dziennikarzami. Tymczasem na placu boju pozostali posłowie i posłanki Nowoczesnej, którzy przyjęli na siebie rolę jedynej obdarzonej językiem opozycji.
Micha zamiast wolności
Sondaże w Polsce mówią nam wiele rzeczy, nie mówią tylko, jaki będzie wynik wyborów. Ostatni sondaż Estymatora pokazuje, że o ile zwolennikom prawicy podoba się najwyraźniej to, jak Prawo i Sprawiedliwość traktuje fundamenty III Rzeczypospolitej, o tyle stronnicy „obozu kontynuacji” niezbyt cenią sobie nieskuteczną histeryczność działań Platformy. I dlatego PiS zdobywa coraz większe poparcie. Zwracam przy tym uwagę, że jest to powód nie tyle do entuzjazmu i zbytniej pewności siebie, ile do zyskania świadomości, że większość wyborców docenia próby naprawienia państwa. Ludzie czekają również na spełnienie obietnic ekonomicznych, które dotyczą spraw o wiele bliższych niż abstrakcyjne trybunały. Ta prosta prawda budzi zresztą wzburzenie nakręcających się w pogardzie elit. Wzburzenie streszczające się w słowach, że „ludzie znów wybrali michę zamiast wolności”, jaką ponoć zapewniała im Polska Platformy.
O tym, że wolność w świecie narastającego wyzysku, nierówności społecznych i upadku infrastruktury jest rzeczą dość dyskusyjną, postkolonialne elity pamiętać już nie chcą. To, że dotychczasowa stabilizacja życiowa była dla wielu jedynie ułudą, umyka im również. Bo wolność była dotąd dobrem reglamentowanym. I o ile niewątpliwie korzystał z niej zaprzyjaźniony z władzą biznesmen czy samorządowy kacyk, o tyle już niekoniecznie przeciętny wyborca, rozpaczliwie próbujący dogonić lansowany przez media obraz życia w „bogacącej się Polsce cudu gospodarczego”. Dopóki nie dotrze to do dzisiejszej opozycji, będzie ona skazana na narastającą marginalizację.
Platforma poza Sejmem
Nie przeceniałbym faktu, że w sondażu przeprowadzanym na prawie cztery lata przed kolejnymi wyborami, Platforma Obywatelska spada na trzecie miejsce i daje się wyprzedzić pożerającej ją Nowoczesnej. Słaba kondycja PO pokazuje jednak, że jej dotychczasowi wyborcy nie rozumieją przyjętej w ostatnim czasie taktyki, polegającej na wznoszeniu głośnych haseł tuż przed nieskoordynowaną ucieczką.
Obecność posłów tej partii na sali plenarnej nie zmieniłaby wyników głosowania, gorzej jednak wyglądają puste ławy i proporcje 270 do 40, niż 270 do 170. PO zdecydowała się na pokaz własnej bezsilności. Mikroprotesty przed Sejmem i mocne słowa w mediach, wreszcie czytanie konstytucji w kawiarniach „Agory” pokazują dalsze stawianie na mobilizację małej grupy odbiorców. Wszystko bez nadziei i pomysłu na porwanie tłumów.
Chociaż Komitet Obrony Demokracji odcina się od spotkań przed Sejmem, jest z nimi kojarzony nie mniej niż Platforma, której działacze trzymają smętne tabliczki i wierzą, że są tłumem. Tymczasem Nowoczesna postanowiła zostać w Sejmie i wystąpieniami swoich początkujących posłów zdobyła serca rozczarowanych wyborców PO, przywiązanych do idei III RP. Ponieważ jednak ogólnie kurczy się popyt na partie tego typu, nie wróżę Ryszardowi Petru powtórzenia sukcesów Donalda Tuska sprzed kilku lat. Po dokonaniach tego ostatniego nie znajdzie się już chyba nawet żadne stanowisko w Brukseli, zresztą, co miało być za awans byłego premiera kupione, już kupione zostało, o czym napisała ostatnio jedna z niemieckich gazet.
Krytyka z Meklemburgii
Dziś gazety za naszą zachodnią granicą martwią się, że nowy rząd nie będzie już tak przychylny Berlinowi. Każdy taki głos „Gazeta Wyborcza” natychmiast przekazuje swoim czytelnikom, choćby ten głos nawet pojawił się w ratuszu niewielkiej miejscowości lub lokalnym, trzeciorzędnym dzienniku. Niemcy, których polityka wobec uchodźców codziennie wykazuje swoje bankructwo, których solidarność kończy się tam, gdzie zaczynają się rury prowadzące do Rosji, mają jednak coraz słabszy dar przekonywania. Podobnie zresztą ma się sprawa z całą Unią Europejską, która również traci swój potencjał do ingerencji w nasze sprawy wewnętrzne. Zagraniczni zwolennicy zablokowania zmian w Polsce są dziś o wiele słabsi niż w czasach poprzednich rządów Prawa i Sprawiedliwości. Jedynie w świecie równoległym naszego mainstreamu słowa niemieckiego burmistrza są ważniejsze niż wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Chinach.
I ten ostatni temat wart jest odnotowania. Wizyta w Chinach została prawie całkowicie schowana przed opinią publiczną. Podróż, którą można odbierać jako zapowiedź zmiany polskiej polityki zagranicznej na wielowektorową, sprowadzono do kilku anegdot i kilkunastosekundowych migawek. Dla potężnych Chin zdaje się ona o wiele ważniejszym wydarzeniem niż dla zorientowanych na Niemcy, a czasem po prostu niemieckich mediów znad Wisły. Dziś „zaprzyjaźnione media” i „zaprzyjaźnieni politycy” zdają się tkwić w świecie z roku 2007, w apogeum czasów świętego oburzenia, jednolitego frontu mediów i „wojen o Gombrowicza”. Tymczasem dookoła zmieniło się wszystko: sytuacja międzynarodowa, struktura na rynku mediów, wreszcie nastroje i potrzeby społeczne. Nie widząc tego, dzisiejsi „obrońcy demokracji” skazują się na smutny, lecz zasłużony los największych przegranych swojej transformacji ustrojowej.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Krzysztof Karnkowski