10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Gorzkie słowa Polaków z Mariupola. "Poprzedni rząd wpadał na godzinę i chciał załatwić problem"

-  Nocne ostrzeliwania, po których nie wiadomo czy nie ucierpiał ktoś bliski, ciągłe oczekiwanie na to, czy coś się nie wydarzy.

FB
FB
-  Nocne ostrzeliwania, po których nie wiadomo czy nie ucierpiał ktoś bliski, ciągłe oczekiwanie na to, czy coś się nie wydarzy. Nie czuliśmy się bezpiecznie także z tego powodu, że bardzo negatywnie odnosili się do nas aktywiści Donieckiej Republiki Ludowej, którzy nie uważali nas za „swoich” -  z Andrzejem Iwaszko z Polsko-Ukraińskiego Stowarzyszenia Kulturalnego rozmawiała Magdalena Piejko.
 

Jak Pan sądzi, dlaczego sprowadzanie Polaków z Mariupola i Doniecka trwało tak długo, pierwszy apel do władz polskich wystosowaliście przecież już w lutym?
- To trwało tak długo, bo poprzedni rząd nie rozumiał, że aby określić sytuację w jakiej znajdują się Polacy na Wchodzie nie wystarczy przyjechać na godzinę. Żeby wiedzieć co tam się dzieje trzeba w tym tkwić, trzeba rozmawiać z ludźmi. To, co tam się działo było dla nas bardzo trudne. Nocne ostrzeliwania po których nie wiadomo czy nie ucierpiał ktoś bliski, ciągłe oczekiwanie na to, czy coś się tam nie wydarzy. Nie czuliśmy się bezpiecznie także z tego powodu, że bardzo negatywnie odnosili się do nas aktywiści Donieckiej Republiki Ludowej, którzy nie uważali nas za „swoich”. Sam za swoje prozachodnie poglądy otrzymywałem różne groźby, zostałem właściwie zmuszony do przeprowadzki. To był ostatni moment na ucieczkę. Jedynie aktywiści stowarzyszenia Wolność i Demokracja Michała Dworczyka rozumieli naszą sytuację i to dzięki nim udało nam się uciec.

Kogo wczoraj ewakuowano? 
To nie są przypadkowi ludzie. W rodzinie każdego z nich płynie polska krew. To bardzo zróżnicowana grupa - są wśród niej członkowie środowisk polonijnych, wielu z nich poznaliśmy dopiero teraz, podczas przygotowań do ewakuacji. Nie znają języka polskiego, mieszkali w postsowieckiej strefie, ale rosyjska propaganda nie zmieniła ich nastawienia. Są wśród nich inżynierowie, młodzi mężczyźni, którzy pracowali w przemyśle, w kopalniach. Oni mają świadomość, że nic im z nieba nie spada, że będą musieli zapracować na swój byt.

Jak teraz im pomóc?
Teraz najważniejszą sprawą będzie zebranie informacji na ich temat. Dla nich najważniejsze będzie znalezienie pracy i nauka języka polskiego. To dla nich trudne, bo wielu z nich musiało zostawić tam całe swoje dotychczasowe życie, razem z pracą, która umożliwiała im utrzymanie rodziny. Jedna czwarta osób, które przyleciały to dzieci. Obiecuje, że ta inwestycja w ludzi że tak powiem „opłaci się” państwu polskiemu. 

 



Źródło: niezalezna.pl

MP