Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Niech młodzi patrioci zmienią atmosferę w Polsce. Rozmowa z Beatą Szydło

Na co poszły w ostatnich latach unijne pieniądze w Polsce?

Marcin Pegaz/Gazeta Polska
Marcin Pegaz/Gazeta Polska
Na co poszły w ostatnich latach unijne pieniądze w Polsce? Gdy jeżdżę po kraju, widzę, że rewitalizacja małych miasteczek polega na tym, iż w każdym z nich jest wybetonowany rynek z fontanną na środku. A na tym rynku same banki i nic więcej. Dlatego chcemy wprowadzić podatek od hipermarketów, żeby dać oddech tym małym handlowcom, szansę na równe konkurowanie – mówi „Gazecie Polskiej” Beata Szydło, kandydatka PiS na premiera.

Czy od czasu, gdy została Pani kandydatem PiS na premiera, przybyło Pani przyjaciół?

Oczywiście (śmiech). Są telefony, SMS-y, e-maile, zgłaszają się doradcy. Z bardzo różnych pobudek. Chyba każdy polityk to przechodzi, gdy zaczyna mu dobrze iść. Prezydent Andrzej Duda przeżywał to przed drugą turą wyborów, bo wcześniej przecież niemal nikt nie dawał mu szans.

A jak przeżywa ostatnie miesiące Pani rodzina?
Rodzina bardzo mnie wspiera, mąż zapewne wiesza o tej porze moje plakaty i banery.

Profesor Andrzej Waśko powiedział w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”, że przyszła władza PiS „albo zintegruje oficjalną sferę polityczną w Polsce z tym nurtem konserwatywnej rewolucji młodego pokolenia, albo w ogóle nie zostanie władzą”. Jakie działania zamierza Pani podjąć w tej sprawie?
Minęło osiem lat od czasu, kiedy PiS był u władzy. To sporo, na scenę weszli młodzi ludzie, którzy wyjeżdżali, poznawali państwa Unii Europejskiej, są więc bardzo wymagający. Ale jednocześnie mieli okazję obserwować, czym skończyło się kompletne odejście od zasad i wartości w innych krajach.

Istnieje wiele stowarzyszeń patriotycznych, blogerów, grup młodych ludzi aktywnych w realu i w sieci, artystów, grup rekonstrukcyjnych itp. Jak ich aktywność powinno zagospodarować państwo?
Zacznijmy od rzeczy przyziemnych. Przede wszystkim muszą tu mieć pracę, perspektywę założenia rodziny. Dlatego tak zależy nam, żeby wprowadzić w życie program „Rodzina 500+”. Przygotowaliśmy Narodowy Program Zatrudnienia zwiększający ich szanse na znalezienie pracy, a więc na stabilizację. Gdy chodzi o tych zaangażowanych w sprawy patriotyczne, zrobimy wszystko, by to oni narzucali trendy zmian, byli w awangardzie polskiej kultury i sztuki. To, co dzieje się w kinie, w teatrze, powinno dziać się właśnie w tej atmosferze. Prezydent Andrzej Duda zadeklarował też, że powstanie forum młodzieżowe, które będzie działać w tych sprawach.

Pochodzi Pani z Brzeszcz, małego miasteczka, o którym głośno było w czasie górniczych protestów. Paweł Piekarczyk, który grał dla górników koncert pod ziemią, opowiadał, że tam wszystko kręci się wokół kopalni. Wiele małych miasteczek w Polsce pustoszeje, innym jakoś udaje się rozwijać. Jakie ma Pani pomysły dla nich?
To jest niestety bardzo częsty widok, gdy jeżdżę po Polsce, że prowincja – używam tego słowa w pozytywnym znaczeniu – umiera i pustoszeje. Byliśmy wiele razy w miasteczkach, w których w południe na ulicach jest pusto, ale nie dlatego, że wszyscy mieszkańcy są w pracy, lecz dlatego, że wyemigrowali w jej poszukiwaniu. Na spotkania przychodzili ludzie w bardzo zaawansowanym wieku i mówili: „Młodych stąd tu nie ma”. To efekt tzw. modelu polaryzacyjno-dyfuzyjnego, jaki przyjęła Platforma. Modelu, w którym środki i inwestycje są kierowane głównie do bogatych ośrodków. My chcemy modelu zrównoważonego rozwoju, w którym wszyscy powinni mieć jednakowe szanse.

Jak to zrobić?
Jeśli w takich miejscowościach nie będzie pracy, nie będzie ważnych instytucji, nie będzie jak tam dojechać, to ludzie po prostu będą wyjeżdżać. Dlatego opracowaliśmy Narodowy Program Zatrudnienia, skierowany właśnie do mieszkańców niewielkich miejscowości. Chodzi o to, by lokalne władze samorządowe i przedsiębiorcy dostali instrument do tworzenia miejsc pracy dla młodych ludzi. A także by mogły powstawać tam inicjatywy i projekty gwarantowane przez państwo, na które pójdą pieniądze unijne. Trzeba wykorzystać lokalne inicjatywy, pomysły. U mnie w okręgu, pod Oświęcimiem, jest miejscowość Zator, która słynie z doliny karpia. Burmistrzowi Zbigniewowi Biernatowi udało się tam stworzyć strefę inwestycyjną. Było tam ogromne bezrobocie. Ale powstały też różne parki rozrywki, ludzie się tam zjeżdżają i zaczyna to powoli się kręcić. Trzeba dać mieszkańcom możliwości, środki, narzędzia, nie dobijać ich podatkami.

Często jest tak, że w tych pustoszejących miasteczkach jedyne, co rzuca się w oczy, to dyskonty.
Na co poszły w ostatnich latach unijne pieniądze w Polsce? Gdy jeżdżę po kraju, widzę, że rewitalizacja małych miasteczek polega na tym, że w każdym z nich jest wybetonowany rynek z fontanną na środku. A na tym rynku same banki i nic więcej. Dlatego chcemy wprowadzić podatek od hipermarketów nie tylko po to, żeby załatwić pieniądze do budżetu, ale także żeby dać oddech tym małym handlowcom, szansę na równe konkurowanie. Oni sami mówią nam: my nie chcemy żadnych przywilejów, my chcemy tylko równej konkurencji.

Młodzi emigranci, których nie widać z perspektywy warszawskich salonów, mówią często: gdybym został w Polsce, to żeby utrzymać rodzinę, musiałbym kraść. Wyjechałem, bo nie chciałem zostać przestępcą. Co Pani im powie?
Że nie jest łatwo doprowadzić do sytuacji, w której płace w Polsce i na Wyspach będą porównywalne. Ale mamy pomysł, jak dzięki wprowadzeniu kilku zachęt, projektów i programów zbliżyć się do tego celu. Młodym rodzinom pomóc ma wspomniany już program „Rodzina 500+”. Mamy też dwa poważne programy mieszkaniowe, ułatwiające zakup mieszkania przez młodych. Kolejnym elementem w tej układance jest Narodowy Program Zatrudnienia. Następnym – CIT 15 procent dla małych przedsiębiorców. Chcemy wprowadzić takie ułatwienia w zakładaniu firm, które są w Wielkiej Brytanii. Te pomysły zebrane razem mogą być poważną zachętą dla młodych, by zostać w kraju.

Rządząca koalicja używała PR-u także do pacyfikowania protestów rodziców. Nie pomogła nawet ogromna liczba podpisów zebranych w sprawie 6-latków. Dlaczego nieupolitycznionym rodzicom, którym leży na sercu los swoich dzieci, opłaca się głosować na PiS?
Mogę obiecać, że jeśli wygramy, dzieci obowiązkowo będą szły do szkoły od 7. roku życia. Dajemy rodzicom prawo do wysłania do szkoły dziecka w wieku 6 lat, ale to będzie decyzja rodziców. Mamy już gotowy projekt w tej sprawie i będzie on wcielany w życie jako jeden z pierwszych. Chcemy też likwidacji gimnazjów i powrotu do ośmioletniej szkoły podstawowej oraz czteroletniego liceum. Stawiamy także na szkolnictwo zawodowe.

A co z biurokracją w szkole, na którą narzekają nauczyciele?
Narzekają i mają rację, trzeba ją radykalnie ograniczyć, bez dwóch zdań.

Całość wywiadu z Beatą Szydło w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”

 

 



Źródło: Gazeta Polska

Piotr Lisiewicz