Na Kresach być Polakiem to być katolikiem. To Kościół – który przetrzymał komunizm i trwa – daje siłę i moc. Czy zdarzyło się państwu dostawać życzenia z okazji święta 3 maja lub 11 listopada? Mnie tak – były to życzenia od Polaków z Kresów - z Cezarym Jurkiewiczem, prezesem Fundacji „Kresy w Potrzebie – Polacy Polakom”, rozmawia Jarosław Wróblewski.
Jak znajduje Pan czas – jako ojciec ósemki dzieci – by zaangażować się w pomoc Polakom na Kresach?
Mam do spłacenia rodzinny dług tradycji. Pamiętam od dziecka obraz Matki Bożej Częstochowskiej, który wisiał w mieszkaniu moich dziadków w Płońsku. Ten obraz był świadkiem ich ucieczki w 1939 r. z Płońska na Kresy, a potem pozostał jedynym skarbem rodzinnym uratowanym po powrocie przez zieloną granicę w 1939 r. w okresie między Bożym Narodzeniem a sylwestrem. Ten obraz był przypomnieniem dobra, którego doświadczyli moi przodkowie od ludzi mieszkających na Kresach. W grudniu 2006 r. mój najstarszy syn Wojciech, harcerz ZHR, wrócił z Kresów po akcji „Paczka” do domu. Zainspirował mnie tą działalnością i dlatego rok później zwróciłem się z prośbą o możliwość uczestnictwa w tym wyjeździe i akcji. Dzięki spotkaniu z ludźmi mieszkającymi na Kresach zrozumiałem, że najlepszym wyjściem, by podtrzymać więzi z Polakami mieszkającymi na Kresach jest nie tyle organizowanie dla nich pomocy, ile nawiązanie z nimi współpracy. Początkowo – jako wsparcie harcerzy z ZHR – powołaliśmy Grupę Inicjatywną „Kresy w potrzebie – Wawer Kresom”, która następnie zajęła się organizacją akcji współpracy z polskimi szkołami na Białorusi. Kolejnym krokiem stało się powołanie Koła Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” w stołecznym Wawrze. W jego ramach udział w akcji wzięli mieszkańcy Wawra, Rembertowa, Sulejówka i Józefowa. Jednak chcieliśmy rozszerzyć działalność, dlatego teraz działamy jako Fundacja „Kresy w potrzebie – Polacy Polakom”, co daje nam możliwość działania samodzielnego i niezależnego. Jest nas w fundacji wielu. Sam nie zrobiłbym nic. Warto doprecyzować, że nasza fundacja działa ponad granicami, jej wolontariuszami są także osoby na Kresach.
Czym konkretnie zajmuje się fundacja?
Jesteśmy koordynatorem akcji „Paczka” na Białorusi. Polega ona na tym, że niesiemy Polakom na Kresach pomoc materialną i nie tylko taką. Dotychczas udało się nam odwiedzić ponad 2000 rodzin w ich domach. Były to bardzo wzruszające spotkania, w ich trakcie działy się rzeczy wielkie, widziałem prawie umierającego mężczyznę, który wstał ze swojego łóżka, aby pocałować biało-czerwoną naszywkę na mundurze harcerskim. Mężczyzna ten powiedział: „Teraz mogę umierać, bo zobaczyłem, że Polska o mnie pamięta”. W 2014 r. przed Bożym Narodzeniem byłem świadkiem, jak chory starszy człowiek ocknął się z kilkumiesięcznego milczenia… bo przyszli do niego Polacy. Byłem też w domu kobiety, która organizowała przez lata nauczanie języka polskiego. Na ścianie wisiał zegar, który chodził zgodnie z czasem polskim, a nie tym, który obowiązuje na Białorusi.
Jak wygląda życie tamtejszych Polaków?
Wszechobecna jest tęsknota za Polską. Ich tożsamość opiera się na silnej wierze w Boga i przywiązaniu do Kościoła rzymskokatolickiego. Widać to w kościele, do którego na msze i nabożeństwa przychodzą wielopokoleniowe rodziny, także dzieci i młodzież. Często ci młodzi ludzie przyjeżdżają do Polski na studia i… są rozczarowani. Mam wrażenie, że nigdzie nie czują się do końca u siebie. Tam często spotykają się z krytyką zachowywania swojej polskości, tu wielu uważa ich za „ruskich”. Liczne polskie cmentarze na Kresach są najlepszym wyrazem tego, jak żyją tam Polacy. Są zadbane, świadczą o wciąż żywej pamięci, ale niszczeją z powodu braku środków. Dotyczy to wielu miejsc – np. Grodna, Nowogródka czy Wołkowyska. Wszędzie rzuca się w oczy prostota i czystość, a jednocześnie brak środków finansowych.
Jak wygląda ich wiara w życiu codziennym?
Myślę, że na Kresach często bycie Polakiem oznacza bycie katolikiem. Tym, co daje siłę, jest Kościół, który przetrzymał komunizm i trwa. Czy zdarzyło się państwu dostawać życzenia z okazji 3 maja lub 11 listopada? Mnie tak i były to życzenia od Polaków z Kresów, np. SMS lub mejl od kogoś, kto pisze: „Niech żyje Najjaśniejsza”. Spotkania z tymi ludźmi umacniają mnie duchowo, to prawdziwe szczęście, to jeden z największych darów, jakie otrzymałem w życiu. Polaków na Kresach charakteryzuje heroizm codzienności. Porusza opieka dzieci nad rodzicami, troskliwość, jaką są otaczani najstarsi członkowie rodzin. Oni żyją w domach z rodzinami do końca swoich dni, a gdy umrą, pogrzeby znów stają się okazją, by zgromadzić nawet odległą rodzinę i razem trwać w bólu i pamięci. Przy ciałach czuwa się w domach. Utrzymana jest też tradycja modlitwy różańcowej. To właśnie jest normalność i zachowanie tradycji pokoleń, a co za tym idzie Polski tam, na Kresach! Poza tym ci ludzie są w naturalny sposób przywiązani do Kościoła, bez jakiejkolwiek dwulicowości. Gotowość do pracy dla Kościoła, bez kalkulowania, czy to mi coś da. W to wpisują się np. roraty w Grodnie z udziałem kilkuset dzieci czy tradycja przygotowania do mszy. W Sołach, 300 km od obecnej granicy, godzinę przed mszą św. kościół jest już pełen wiernych! A na ścianach prezbiterium, co warto zauważyć, są freski z Bitwą Warszawską i obroną Jasnej Góry.
Czego możemy się uczyć od Polaków ze Wschodu?
Wiary i determinacji, jakie cechują m.in. Wiktorię Chrawczenko, która walczy o Polaków z Donbasu.
Ma Pan swoje ulubione miejsce na Kresach?
Królewskie Grodno z nowym i starym zamkiem. Biblioteka Orzeszkowej z zaledwie kilkoma książkami po polsku. Kościoły w Grodnie z wytartymi od pocałunków krucyfiksami w kruchtach kościołów.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Jarosław Wróblewski