Tak źle w polskiej edukacji jeszcze nie było. Dwa tygodnie po pierwszym dzwonku uczniowie wciąż nie mają książek, szumnie zapowiadane e-podręczniki są niedostępne. Dzieci z zerówek chodzą do szkoły na kilka zmian, a w przedszkolach nie ma miejsc.
Niestety, mieliśmy rację. „Codzienna” jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego alarmowała, że uczniowie, którzy w tym roku mieli dostać darmowe podręczniki, przyjdą na lekcje z pustymi tornistrami. Sprawa dotyczyła głównie gimnazjalistów. Minęły dwa tygodnie września, a w wielu szkołach wciąż brakuje książek. Są placówki, do których paczki z podręcznikami przyszły, ale czekają, aż zostaną wpisane do kartotek szkolnych bibliotek. – To żmudna praca. Zanim rozdamy książki uczniom, musimy nadać numery ewidencyjne kilkuset podręcznikom – wyjaśnia bibliotekarka w jednym z dużych stołecznych gimnazjów.
Ministerstwo Edukacji Narodowej zrzuca odpowiedzialność na samorządy i szkoły. „MEN nie dostarcza do szkół podręczników dla gimnazjalistów. Książki i ćwiczenia kupuje uczniom szkoła za pieniądze, które otrzymuje od ministerstwa” – napisała Justyna Sadlak z biura prasowego resortu w odpowiedzi na pytania „Codziennej”. Nie wspomina jednak, że za program odpowiada ministerstwo.
E-podręcznik to kolejny wielki projekt MEN‑u, który okazał się klapą. Od 1 września miały być dostępne w internecie materiały edukacyjne dla wszystkich klas. Na razie jednak na stronie internetowej www.podręczniki.pl jest 19 z 64 pozycji. Minister Joanna Kluzik-Rostkowska nie widzi w tym żadnego problemu. W jednym z wywiadów radiowych przekonuje, że podręczniki już są gotowe i mogłyby być opublikowane, ale „MEN chce je dopracować”!
Problem jednak nie ogranicza się do braku materiałów edukacyjnych. Szkoły nie są przygotowane do korzystania z nich. Brakuje odpowiedniej infrastruktury internetowej, nie mówiąc już o zwykłych komputerach. W większości placówek są one przestarzałe. A przecież Donald Tusk przed ośmioma laty zapowiadał, że każdy uczeń otrzyma laptopa.
Do dziś jednak nie udało się spełnić obietnic, a wielu uczniów nie tylko, że nie ma laptopów, ale nawet swojego miejsca w ławce. Jedna z matek opisuje na stronie Ratujmaluchy.pl, jak to przyszła 2 września z dzieckiem do zerówki i dowiedziała się, że w szkole nie ma klasy dla dzieci. Szkoła musiała wynająć salę w przedszkolu. Uczniów jest tak dużo, że dzieci są zmuszone do chodzenia na dwie zmiany. Problem nie dotyczy jedynie małych miejscowości. Podobnie sytuacja wygląda w Warszawie. W jednej ze stołecznych dzielnic władze przygotowały na chybcika miejsca dla przedszkolaków w… domu kombatanta.
O poprawę sytuacji w oświacie walczą nauczycielskie związki zawodowe. Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” 22 września zdecyduje o dalszej formie protestów. W grę wchodzi strajk. A minister Kluzik-Rostkowska tylko obraża nauczycieli. Mówi, że zależy im jedynie na pieniądzach, a jej zależy na dobru dzieci.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Leon Berger