Żałość bierze, gdy się patrzy na rozpaczliwe zabiegi harcowników i czynowników frontu propagandy: niedawnych mistrzów czarnego piaru, weteranów przemysłu pogardy, rządowych i partyjnych cyngli, a nade wszystko aktualnych strategów, mających doprowadzić PO przynajmniej do „remisu, ze wskazaniem”.
Wszelkie sprawdzone latami metody zawodowych naganiaczy, szczwaczy i prowokatorów rozbijają się o spokój Andrzeja Dudy, wsparty o majestat pełnionej funkcji. Sfora kundli natomiast zachowuje się tak, jakby nie pojęła, że zmienił się zwierz, na którego próbują polować. Duda to przecież postać jak ze spełnionego snu wykształciucha:
młody, przystojny, wykształcony, z wielkiego ośrodka. Włada językami obcymi, komputer nie ma dla niego tajemnic i potrafi odwinąć się w sieci. Nie gra w piłkę, ale jeździ na nartach, w dodatku ma żonę i córkę jakby stworzone do pism ilustrowanych. Rozpacz! (Przy okazji – zła wiadomość dla wszelkiej kanalii: czuję, że mimo kulturalnych manier okaże się stanowczy i bardziej twardy niż trochę staroświecki i miłosierny śp. Lech).
W dodatku im mocniejszy jest atak na ślepo, tym większe straty wizerunkowe spadają na tych, którzy go prowadzą. Strach i nienawiść odbierają im zdolność działań logicznych, bilansowania zysków i strat. W sprawie referendum nie ma dla Platformy dobrych wyjść – jest marne (poprzeć je w senacie) i tragiczne – uwalić. Sprawie nie zaszkodzą, zwycięski PiS załatwi rzecz w trybie parlamentarnym, PO może zaś być pewna, że ma z głowy 6 mln głosów, które poparły inicjatywę państwa Elbanowskich, plus drugie tyle tych, których wścieknie demonstracyjne lekceważenie demokracji.
Podobnie rzecz się ma z napaściami na Dudę –
atakowanie z grubej rury od pierwszej godziny urzędowania, przy braku jakiegokolwiek pretekstu, obnaża jedynie głupotę i małość adwersarzy, a samego prezydenta wzmacnia. Gdybym był Michałem Kamińskim (choć nie wyobrażam sobie tego nawet w sennych koszmarach), stosowałbym metodę odwrotną. Żadnych nagonek! Zagłaskać Dudę, schlebiać mu, chwalić. Zanudzić, zadudzić... Czasem tylko wsadzić finezyjną szpileczkę lub próbować wbić klina między urząd a PiS, a nade wszystko czekać. Choćby i kadencję. Gwałtowne, nerwowe ruchy tonącego w bagnie gwarantują tylko jego utonięcie. Inna sprawa, że niczego bardziej sobie, państwu i Ojczyźnie miłej nie życzę!
Źródło: Gazeta Polska
Marcin Wolski