10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

​W co dziś gra Berlin

Propozycję prezydenta Andrzeja Dudy, by wyjść poza ustalenia szczytu NATO w Newport i dodać do nich decyzję o stałej obecności militarnej Sojuszu w państwach bałtyckich, w Polsce i w Rumunii,

Propozycję prezydenta Andrzeja Dudy, by wyjść poza ustalenia szczytu NATO w Newport i dodać do nich decyzję o stałej obecności militarnej Sojuszu w państwach bałtyckich, w Polsce i w Rumunii, nazwano inicjatywą Newport plus. Stała się ona przedmiotem publicystycznego ataku „Süddeutsche Zeitung”.

Szczyt w Newport we wrześniu 2014 r. miał być odpowiedzią na zmianę stanu bezpieczeństwa w Europie po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Postanowiono stworzyć szpicę NATO (musi to być odczytane jako deklaracja nieufności wobec zdolności operacyjnych 25 tys. NRF – Sił Odpowiedzi NATO istniejących od 2002 r.). Szpica ma mieć do 5 tys. żołnierzy, a jej struktura ma być oparta na zasadzie 5+5+5 – tzn. w każdym z państw wschodniej flanki NATO (Estonia, Łotwa, Litwa, Polska i Rumunia) ma stacjonować grupa bojowa w składzie 1 kompania (tzn. 100 żołnierzy) z kraju gospodarza, 1 kompania z USA i 1 kompania z innego, starego państwa sojuszniczego. Wymienione kraje otrzymały przyrzeczenie rotacyjnej obecności wojskowej pozostałych państw NATO. Pod naciskiem Niemiec i Francji Sojusz zadeklarował, że akt stanowiący NATO–Rosja z 1997 r. wciąż obowiązuje. Oznacza to utrzymanie zasady braku stałych baz natowskich w nowych państwach członkowskich i nierozmieszczania broni jądrowej ani potężnych stałych zgrupowań wojsk na ich terytorium.

Rozwiązanie to utrwala status krajów kresowych sojuszu jako jego członków drugiej kategorii – o politycznych, ale nie wojskowych (opartych na automatyzmie działania) gwarancjach bezpieczeństwa. Jest to nielogiczne. Deklaracja NATO z 1997 r. jest aktem politycznym prawnie niezobowiązującym i zawiera wyraźne stwierdzenie o braku intencji rozmieszczania swoich sił w nowych państwach Sojuszu „w istniejącej sytuacji politycznej”. Mamy jednak rok 2015 i sytuacja jest zupełnie inna, a jej zmiany dokonała Rosja, łamiąc wiele swoich zobowiązań prawno-traktatowych. Trzymanie się zasady z 1997 r. (której Polska nie była sygnatariuszem i która w związku z tym Polski nie wiąże nawet moralnie) jest sprzeczne z interesem Rzeczypospolitej.

Istota odstraszania

Jak pisałem („Codzienna” z 10 września 2014 r.), sojusze obronne nie są zawierane w celu wygrywania wojen, lecz by zapobiec ich wybuchowi. Ich funkcją jest odstraszanie i dopiero gdy ono zawiedzie – walka. Istotą odstraszania jest wytworzenie w umysłach decydentów potencjalnego agresora przekonania, że agresja jest nieopłacalna, spotka się ze zdecydowaną odpowiedzią, konfliktu nie da się izolować, a sojuszników podzielić. Takiego przekonania nie wytwarza się przez deklaracje solidarności, lecz przez fakty nadające sojuszowi automatyzm. Mechanizm jest znany, a jego skuteczność potwierdzona doświadczeniem lat 1949–1991, gdy NATO opierało odstraszanie na zasadzie wysuniętej obrony – tzn. rozmieszczenia na przewidywanych kierunkach sowieckich natarć potężnych zgrupowań wojsk głównych sojuszników. W RFN-ie, oprócz Bundeswehry, stacjonowały wojska amerykańskie, brytyjskie, francuskie i kanadyjskie. To decydenci w Moskwie musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcą zacząć do nich strzelać, a nie decydenci w Waszyngtonie, Londynie, Paryżu i Ottawie, czy chcą je tam posłać, gdyby Niemcy były zaatakowane. Usuwało to z kalkulacji Moskwy czynnik nadziei, że ofiara zostanie porzucona przez sojuszników w obawie przed konfrontacją z Kremlem. Po 1991 r. zasadę tę w odniesieniu do starych państw członkowskich zastąpiono wysuniętą obecnością, sprawdzoną wcześniej w Berlinie Zachodnim. Garnizony alianckie w tej eksklawie Zachodu w środku NRD tworzyły problem polityczny, a nie wojskowy – nie stanowiły militarnego wyzwania dla wschodnioniemieckiego zgrupowania wojsk sowieckich. Ich obecność powodowała jednak, że zajęcie Berlina Zachodniego wymagało otwarcia ognia nie do policji zachodnioberlińskiej, lecz do żołnierzy amerykańskich, francuskich i brytyjskich. Nie było wszystko jedno, czy oni tam już byli, czy też jedynie berlińczykom przyrzeczono, że przyśle się ich w razie sowieckiego ataku. Sowieci mogliby nie uwierzyć, że alianci zdecydują się na wojnę jądrową o kilka dzielnic okupowanej dawnej stolicy III Rzeszy. Stworzono więc sytuację, w której wiara w solidność sojuszniczą aliantów lub jej brak i to nie wiara berlińczyków, lecz wiara Sowietów, nie miały znaczenia.

Komentarz „Süddeutsche Zeitung”

Korespondent wydawanego w Monachium, centrolewicowego „SZ” Daniel Brössler 10 sierpnia skrytykował prezydenta Andrzeja Dudę za zgłoszenie inicjatywy Newport plus, oskarżając go i Polskę o dążenie do złamania jedności Sojuszu i zburzenie kompromisu osiągniętego w Newport. Według Brösslera Polska, domagając się stałej obecności wojskowej NATO na jego wschodniej flance, podważa jego jedność, a tym samym działa na korzyść Rosji.

Brössler w latach 2004–2008 był szefem biura „SZ” w Moskwie. Bywał częstym gościem kremlowskiej tuby propagandowej Russia Today, gdzie promował „rosyjsko-niemieckie zbliżenie dla dobra Europy”. Z drugiej strony dał się poznać jako zwolennik utrzymania otwartych drzwi do NATO dla Ukrainy (co jest stanowiskiem skrajnie antyrosyjskim) i sankcji nałożonych na Rosję w związku z jej agresją na Krymie i w Donbasie.

Cały tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Przemysław Żurawski vel Grajewski