Młoda kobieta opala się w bikini we francuskim parku. Grupka dziewcząt zwraca jej uwagę na niestosowność zachowania, a następnie spuszcza jej łomot. Zdarza się. Tyle pisze się o agresywności nastolatek, że fakt nie powinien dziwić.
Zadziwiające, a przy okazji przerażające jest w tej historii co innego. Chór głosów zaklinających, że sprawa w Reims nie miała żadnych podtekstów religijnych. Sam fakt, że mogłaby taki mieć, wywołuje panikę elit. Jeszcze parę lat temu przy podobnej okazji tabloidy krzyczałyby wniebogłosy:
„Chrześcijanka pobita przez muzułmańskie fundamentalistki!”. Dziś cicho, sza! Ani słowa o rasie, kolorze skóry, wyznaniu uczestniczek incydentu. Tabu!
Powiem szczerze, że właśnie owe gorliwe zaprzeczenia były najlepszą wskazówką, że coś jest na rzeczy. Później ujawniono imiona napastniczek i nie były to Colette, Jeanne, czy Marie... Zupa się wylała. Jednak kuriozalne zaprzeczenia trwają. Gorset poprawności politycznej nie pozwala ujawnić prawdy.
Maluczko, a wypadki podrzynania gardeł chrześcijanom zacznie się interpretować jako nieszczęśliwe wypadki przy goleniu. A że morderca nie był fryzjerem? Ależ był! Tyle że amatorem.
Nie ma żadnej wojny kultur, żadnego zderzenia cywilizacji! Islam to religia pokoju, imigranci to pełnoprawni Francuzi (Niemcy, Włosi) miłośnicy świeckiego państwa (które zapewnia im socjal), z szacunkiem odnoszący się do prawa (które i tak niedługo zastąpi się szariatem).
Galijski kogut na naszych oczach zamienił się w strusia, który wsadziwszy głowę w piasek, tęsknie czeka, kiedy mu ten łeb zetną.
Nie wiem, na co czekają zachodnie media, zaklinając rzeczywistość. Że muzułmanie sami z siebie znikną, ulegną asymilacji, ucywilizują się? Gołym okiem widać, że z roku na rok stają się liczniejsi i bezczelniejsi. W dodatku zjawiska nie wolno nazywać po imieniu. A co dopiero z nim walczyć.
Czy przyjdzie otrzeźwienie?
Czy dla świętego spokoju zakaże się plażowania, noszenia krzyżyków, żegnania się i przyklękania, kościoły odda się na meczety i wprowadzi Koran do szkół? A przy okazji zakaże picia wina. I czy to wzbudzi wielki bunt Francuzów?
Wątpię. Pesymizmowi Houllebecqa można co najwyżej przeciwstawić dynamikę wzrostu Ruchu Narodowego i pani Le Pen, choć wyznam, nie słyszałem, jaki mają pomysł na muzułmanów. Może mają, ale tajny. Z jednym punktem – poprosić towarzysza Putina, aby udzielił braterskiej pomocy i zaprowadził nad Sekwaną porządek. Jak w Czeczenii.
Źródło: Gazeta Polska
Marcin Wolski