Tomasz Lis, zdenerwowany perspektywą zmiany władzy w Polsce, postanowił zaatakować swoich kolegów. Ujawnił, że jego były szef, dziś wydający konkurencyjne pismo, Michał Lisiecki chciał w 2010 r. podarować Dymitrowi Miedwiediewowi tytuł "Człowieka Roku". Redaktor naczelny "Newsweek" nie wspomina jednak, że sam wówczas - przy pomocy kolegi z otoczenia prezydenta Rosji - zabiegał o wizytę w podmoskiewskiej rezydencji Miedwiediewa.
Starania Tomasza Lisa zakończyły się sukcesem i kilka miesięcy po katastrofie smoleńskiej w TVP oraz we "Wprost" pojawił się jego wywiad z ówczesnym rosyjskim prezydentem Rosji. Nazwany został wówczas "inną twarzą Rosji".
-
Na naszych oczach trwa wyścig o łaski nowych panów, a przynajmniej o złagodzenie ciosu, jaki chcą zapewne zadać przedstawicielom znienawidzonego salonu - tak Tomasz Lis w swoim tygodniku lustruje znajomych aktorów, dziennikarzy i biznesmenów,
"którzy do tej pory nie kryli poparcia dla obecnego rządu, a teraz wygłaszają peany na cześć Andrzeja Dudy". Dostaje się wydawcy "Wprost", Michałowi Lisieckiemu, którego co prawda nie wymienia z nazwiska, jednak bohater opisywanych zdarzeń jest oczywisty:
"Pewien wydawca pewnego tygodnika, który jeszcze trzy lata temu bronił aferzysty z Amber Gold, a trzy miesiące po katastrofie pobiegł do rosyjskiej ambasady, by ogłosić, że człowiekiem roku pisma zostanie prezydent Miedwiediew (odstrzeliłem ten pomysł osobiście), teraz twierdzi, że publikował nagrania z restauracji Sowa i Przyjaciele, bo jest wydawcą polskim, a nie - dajmy na to - niemieckim" — oburza się Lis.
Zwróciliśmy się do Lisieckiego o komentarz w tej sprawie. Wydawca "Wprost" relacjonowanej historii nie zaprzeczył, nie chciał się jednak na ten temat wypowiadać.
Przypomniał przy tym, że sam Tomasz Lis usilnie zabiegał o względy prezydenta (dziś tę funkcję w Rosji pełni z powrotem Władimir Putin) Dymitra Miedwiediewa. Rzeczywiście, na początku grudnia 2010 r., a więc kilka miesięcy po katastrofie smoleńskiej, gdy już nikt nie miał złudzeń co do intencji Rosji w tej sprawie - Miedwiediew trafił na okładkę tygodnika. Wywiad z głową rosyjskiego państwa przeprowadził... Tomasz Lis
Dlaczego przez tyle lat stosunki między naszymi krajami wyglądały tak, jak wyglądały i dlaczego najważniejsi ludzie w Rosji podjęli decyzję, że ten guzik „reset” trzeba w końcu włączyć? - pytał Lis Miedwiediewa. Wywiad był podwójny, bo został wyemitowany w Telewizji Publicznej, a we "Wprost"
(kilka godzin wcześniej) pojawiła się jego treść w formie pisemnej.
Sprawa wywołała (nie z powodu poprawnej z punktu widzenia ówczesnej prawdy etapu treści) spore zamieszanie.
- Gdyby to ode mnie zależało, nie zgodziłbym się, żeby wywiad, który opublikowano już w prasie, pokazano w TVP - mówił portalowi press.pl szef biura koordynacji programowej TVP, Jacek Snopkiewicz. Snopkiewicz miał zażądać natychmiastowych wyjaśnień od szefa TVP2 Rafała Rastawickiego w tej sprawie.
Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że - jak udało nam się nieoficjalnie ustalić - wyjazd i pobyt w podmoskiewskiej rezydencji Miedwiediewa opłaciła TVP.
We wspomnianym wywiadzie prezydent Rosji złożył solenną obietnicę, że jego kraj przekaże Polsce wszystkie materiały ze śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej.
„Wszystkie materiały zostaną przekazane Polakom. Gdybyśmy czegoś nie przekazali, to na dziesięciolecia stałoby się to powodem napięć w naszych stosunkach.” – zadeklarował Lisowi Miedwiediew. W tygodniku, którego redaktorem naczelnym był wówczas Tomasz Lis - rozmowa ukazała się pt.
"Inna twarz Rosji", a we "Wprost" ukazał się również tekst o rosyjskim prezydencie pt.
"Batman i Robin". Napisano w nim, że
"Dmitrij Miedwiediew jest dla wielu Rosjan nadzieją na inną, lepszą Rosję."
Źródło: niezalezna.pl
Samuel Pereira