Kolejny były dziennikarz "Gazety Wyborczej" zostanie ambasadorem? Prawdopodobnie tak. I to w kluczowej placówce dyplomatycznej dla interesów Polski. W Kijowie.
To właśnie Marcin Wojciechowski dwa dni po katastrofie smoleńskiej opublikował tekst pt. „Dziękujemy wam, bracia Moskale”, w którym padały następujące słowa:Nastąpiła zmiana porządku posiedzenia. Zaopiniowanie kandydatów na stanowisko ambasadora RP – pani Anny Barbarzak, pana Macieja Langa, pana Piotra Opalińskiego i pana Marcina Wojciechowskiego. Sprawy bieżące - czytamy na oficjalnej stronie internetowej Sejmu.
„To niewiarygodne, ile ciepła wobec Polski i Polaków wyzwoliła w Rosji i wśród Rosjan katastrofa prezydenckiego Tu-154 [...] Wzruszony premier Władimir Putin żegnający ciało Lecha Kaczyńskiego. Wcześniej osobiście kierujący akcją ratunkową w Smoleńsku i początkiem prac komisji wyjaśniającej przyczyny wypadku. Wspólnie z Donaldem Tuskiem oddający hołd wszystkim ofiarom katastrofy. [...] Grzeczni i współczujący są milicjanci, kierowcy, pracownicy kremlowskiej ochrony towarzyszącej Putinowi [...] To paradoks, ale tragedia w Smoleńsku ma szansę połączyć nasze narody jak nic dotychczas. [...] Zachowanie Rosjan po tragedii w Smoleńsku całkowicie przeczy tezom tych, którzy twierdzą, że zbliżenie Polski i Rosji jest niemożliwe. Zobaczymy, co przyniesie czas, ale pojednanie polsko-rosyjskie ma szansę z płonnego marzenia przemienić się w realny fakt.[...] Na razie pod wpływem tego, co widziałem w Smoleńsku, i tego, jak zachowują się władze w Moskwie, mam ochotę powiedzieć z całego serca: Dziękujemy wam za to, Rosjanie!” - pisał 12 kwietnia 2010 r. Marcin Wojciechowski.
Oczywiście później okazało się, że załoga wcale nie lądowała, tylko próbowała przerwać manewr podejścia do lądowania.„Wszystko wskazuje na to, że kapitan Tu-154 sam podjął decyzję o lądowaniu” - pisał Wojciechowski.