W czasie, w którym Ewa Kopacz usiłuje godzić skłócone stronnictwa w PO, kandydatka na premiera Beata Szydło podróżuje po Polsce. W efekcie społeczeństwu zaprezentowany został kontrast: partia rządząca, która nie panuje sama nad sobą i zajmuje się swoimi sprawami, oraz główna partia opozycyjna, demonstrująca, że chce się zajmować sprawami całej Polski, zwykłych ludzi. Nie muszę mówić, na czyją korzyść to działa. Beata Szydło musi się jednak przygotować na ataki tych samych mediów, które wcześniej nie ukrywały niechęci do Andrzeja Dudy. Myślę, że do ataków na nią najłatwiej będzie wykorzystać kobiety. W tym feministki – mówi dr Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, w rozmowie z „Gazetą Polską”.
Wiele osób podejrzewało, że kandydatem PiS na premiera będzie prezes Jarosław Kaczyński. Stało się jednak inaczej. Jak Pan ocenia tę decyzję?
To było bardzo mądre posunięcie. Kiedy Andrzej Duda kandydował na prezydenta, pojawiały się liczne uderzenia w Jarosława Kaczyńskiego. Jak wiemy, nie przyczyniły się one do wygranej Bronisława Komorowskiego, bo po prostu chybiały celu. Nie atakowano konkurenta, tylko prezesa, który przecież nie walczył o urząd. Teraz będzie podobnie. Co ciekawe, ostatnio pojawiają się głosy, że Jarosław Kaczyński mógłby zostać kolejnym marszałkiem sejmu. To byłoby dla PiS korzystne. Marszałek jest teoretycznie drugą osobą w państwie, wszyscy jednak wiedzą, że to stanowisko upolitycznione. Gdyby Kaczyński faktycznie je zajął, to zarazem byłby i nie był na pierwszej linii walki politycznej. Ustrzegłby się więc zarówno komentarzy związanych z tym, że się wycofał z pierwszego szeregu, jak i zarzutów, że dąży przede wszystkim do osobistego sprawowania władzy.
Warto jednak zwrócić uwagę, że kiedy Andrzej Duda był kandydatem na prezydenta, niektóre media konstruowały przekaz, że Kaczyński steruje nim z tylnego siedzenia. Teraz też tak będzie? Będą starały się wmówić światu, że tym szydłem, które prędzej czy później wyjdzie z worka, wcale nie jest Beata Szydło, ale właśnie prezes PiS?
Oczywiście będą próby stworzenia podobnej narracji, jednak te triki, które nie pomogły Komorowskiemu, nie pomogą teraz całej PO. Rzeczywistości politycznej nie da się zakrzyczeć takim przekazem. Kaczyński nie stwarza wrażenia, że steruje ludźmi z tylnego siedzenia. On wykreował sytuację, w której społeczeństwo widzi, że do władzy idzie ekipa ludzi, zespół. To szczególnie widoczne w zestawieniu z sytuacją w PO, gdzie po wyemigrowaniu Tuska do Brukseli nikt takiej ekipy, zjednoczonej drużyny, nie jest w stanie w Platformie zmontować.
A kto teraz rządzi PO? Przewodniczącą jest premier Ewa Kopacz.
Nie wiadomo, kto tu rządzi. Ewa Kopacz na pewno nie. Ona oczywiście stara się decydować, ale to wygląda tak, że tymi wszystkimi nieciekawymi nominacjami czy to marszałka sejmu, czy członków swojego sztabu, eksponuje ludzi całkowicie bezbarwnych, nieatrakcyjnych medialnie. Jeśli porównamy tę sytuację z czasami Tuska, który był mistrzem propagandy telewizyjnej – zresztą w dużej części dlatego, że telewizja mu sprzyjała – to ci ludzie, którzy mają teraz medialnie „robić” PO, mogliby Tuskowi buty czyścić. Społeczeństwo widzi, że PO przede wszystkim zajmuje się sobą. Przewodnicząca partii usiłuje godzić skłócone stronnictwa i frakcje oraz próbuje się odnaleźć w relacjach z PSL, co było świetnie widać w związku z przepychankami wokół fotela marszałka sejmu, kiedy to ludowcy zaproponowali posła Józefa Zycha. W tym samym czasie Beata Szydło podróżuje po Polsce. W efekcie mamy kontrast: partię rządzącą, która nie panuje sama nad sobą i zajmuje się swoimi sprawami, oraz główną partię opozycyjną, demonstrującą, że chce się zajmować sprawami całej Polski, zwykłych ludzi. Nie muszę mówić, na czyją korzyść to działa. Sytuacja w Polsce zmieniła się o tyle, że to PiS narzuca narrację, PiS tworzy dominujący przekaz propagandowy, a ten jest taki: macie wybór między partią, która działa, a partią, która jest wsobna.
W wywiadzie udzielonym portalowi natemat.pl czołowa feministka III RP Kazimiera Szczuka zarzucała Beacie Szydło m.in., że ta nie ma charyzmy i się nie uśmiecha. Kandydatkę-kobietę zręczniej krytykować kobietom?
To dobry trop. Na Beatę Szydło poszczute zostaną przede wszystkim kobiety. W tym feministki. Warto zresztą zwrócić uwagę, iż błędna jest opinia, że pojawienie się przedstawicielek płci pięknej w polityce łagodzi jej obraz. Już jakiś czas temu Amerykanie zwrócili uwagę, że jest odwrotnie – tyle że emocjonalność kobiet oraz ich agresywność są nieco innego rodzaju. Kobiety są bardziej zdeterminowane, przywiązują większą wagę do szczegółów. A kiedy spotykają się ze sobą na arenie politycznej, dochodzi czasem do scen porównywalnych z popularnymi w niektórych krajach walkami w błocie. Myślę więc, że przed nami ostra kampania. Pozostaje kwestia, jak obie strony się do niej przygotują. Widać już, że Kopacz raczej nie zdąży nadrobić zaległych lekcji, bo – jak mówiłem – zajmuje się głównie sytuacją we własnej partii.
Natomiast co do wypowiedzi Kazimiery Szczuki, to Beata Szydło powinna wziąć ją pod uwagę. Faktycznie powinna wypracować sobie bardziej ekspresyjną mimikę. Tymczasem często ma twarz Winnetou. Wyrazistość, niebędąca jednak zarazem zachowaniem histerycznym, jeszcze bardziej odróżniłaby ją od Ewy Kopacz, która raczej nie umie się uśmiechać. Szydło zresztą już poszła w dobrą stronę. Na konwencji PiS zażartowała o szydle, które wyszło z worka. I to był krok w dobrym kierunku. Pytanie, czy dalej pójdzie tą drogą.
Całość rozmowy w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Magdalena Michalska