GaPol: TRUMP wypowiada wojnę cenzurze » CZYTAJ TERAZ »

Komu służy działanie Stonogi?

Przy braku twardych dowodów na to, kto stoi za Zbigniewem Stonogą, analitykom sceny politycznej pozostaje jedynie próba odpowiedzi na klasyczne pytanie: „komu to służy?”.

Przy braku twardych dowodów na to, kto stoi za Zbigniewem Stonogą, analitykom sceny politycznej pozostaje jedynie próba odpowiedzi na klasyczne pytanie: „komu to służy?”. Okazuje się jednak, że nawet i tutaj sprawa nie jest jednoznaczna.

Niektórzy komentatorzy uważają, że celem działania Stonogi może być uderzenie w dzisiejszą prawicową opozycję parlamentarną i pozaparlamentarną. Poprzez publikację akt ze sprawy afery podsłuchowej ten właściciel komisu samochodowego miałby uwiarygodnić się przed opinią publiczną jako działacz antysystemowy, a tym samym odebrać nieco elektoratu PiS-owi, a także Pawłowi Kukizowi.

Inni sugerują, że za Stonogą może stać wewnętrzna frakcja PO związana z Grzegorzem Schetyną. W tym scenariuszu mielibyśmy do czynienia z próbą poświęcenia partyjnych „kolegów” jako winnych błędów i wypaczeń, a Stonoga byłby narzędziem dostarczania opinii publicznej kolejnych informacji związanych z taśmami.

Oba te wyjaśnienia łączy to, że sugerują one, iż beneficjentem aktywności Stonogi jest jakaś emanacja układu z Magdalenki.

Ale im przyp...!

Takie postawienie sprawy budzi moje wątpliwości. Do wyborów pozostało niewiele czasu, a w świecie polityki Stonoga jest nikim. Sugestia, że Polacy mogliby oddać głosy na partię Stonogi, jest moim zdaniem mało realistyczna. Wystarczy przypomnieć sobie ostatnie wyniki wyborcze Grzegorza Brauna czy Mariana Kowalskiego. Postacie barwne i znane – lub przynajmniej wywodzące się ze środowisk w miarę rozpoznawalnych (casus Kowalskiego i narodowców) – są w stanie przyciągnąć garstkę wyborców. Casus Kukiza jest według mnie z zupełnie innej bajki. Jego fenomenalny wynik wziął się z jego własnej charyzmy i rockowej legendy, co tworzyło mieszankę wyjątkowo atrakcyjną dla młodych ludzi gardzących polityką, ale pragnących zmiany.

Postać barwna, ale w sposób prostacki, i zupełnie nieznana z działalności publicznej i politycznej nie może liczyć nawet na rezultaty na poziomie Ruchu Narodowego. Nie przekonuje mnie tutaj liczba lajków na profilu Stonogi na Facebooku – w świecie, w którym w sieci wszystko jest na sprzedaż, także polubienia płynące nie tyle od fanów, ile od informatyka, takie świadectwo popularności nie może być ostatecznym dowodem. A gdyby nawet chodziło tu o – nazwijmy to – niekomercyjne polubienia, to ich charakter zapewne nie ma charakteru deklaracji politycznej, lecz wyrażenia aplauzu typu „ale im [złodziejom III RP] przyp...”.

Nie przemawia do mnie także teza, że Stonoga działa na rzecz frakcji w PO lub też inicjatywy Ryszarda Petru. Nagłaśnianie afery podsłuchowej kompromituje III RP jako taką. Zgoda, że jest ciekawym tropem, że w aferze podsłuchowej Schetyna nie pojawił się jako aktor, jednak równie dobrze może to być wynikiem ostrożności tego polityka w prowadzeniu rozmów w miejscach publicznych. Poza tym dotychczas swoim zachowaniem publicznym nie daje on zbyt mocnych świadectw pozwalających twierdzić, że szykuje się do przejęcia PO w stylu wjazdu na białym koniu. Wręcz przeciwnie, ciągle tkwi w PO i firmuje własną twarzą jej afery. Tymczasem skoro do wyborów pozostało mało czasu, wydawałoby się, że jako przywódca rokoszu powinien zachowywać się inaczej.

Made in USA?

Odnoszę wrażenie, że ostatnio w III RP dzieją się rzeczy dziwne. W optyce państwa złodziejsko-agenturalnego są to wręcz anomalie. Stabilna republika bananowa ery Donalda Tuska – ten raj cwaniaków i ziemia obiecana Niemiec i Rosji – stała się nagle polem minowym, na którym co i rusz zostają ranni kacykowie obozu władzy, a siła, która jeszcze nie tak dawno, parę lat temu, była potencjalną alternatywą dla rządów PO, czyli SLD, przegrywa wybory prezydenckie w sposób kompromitujący.

Chciałbym wyraźnie zastrzec, że uprawiam tu spekulację, i jak najbardziej jestem w stanie sobie wyobrazić, że moja sugestia, o której za chwilę, jest brednią. Skoro jednak poruszamy się w sferze domysłów, niech przynajmniej będzie trochę barwniej. Proszę więc potraktować cały ten tekst w kategoriach gimnastyki umysłu.

Tytułowe pytanie – cui bono? – sprawia, że zaczynam myśleć o Amerykanach. O państwie, które wraca do gry w Europie Środkowo-Wschodniej i które zaczęło znów traktować Rosję tak, jak ta sobie na to zasługuje. Państwie, dla którego rządy podejrzanej lojalności u sojusznika żyjącego w regionie geopolitycznie strategicznym są twardym orzechem do zgryzienia. Oczywiście akcja Stonogi byłaby tylko kolejną odsłoną „operacji taśmy”, a sam handlarz samochodami opłaconym narzędziem, a nie żadnym bohaterem ani nawet głównym aktorem.

Typ niewybieralny

Jednak przeciwko takiej tezie przemawia fakt zakładania przez Stonogę partii politycznej. To posunięcie nie jest przecież niezbędne dla operacji dalszej kompromitacji obecnej władzy z (hipotetycznej!) perspektywy Waszyngtonu. Nie dziwię się zatem tym, którzy – jak to już było wyżej przytoczone – widząc fizjonomię Stonogi, wietrzą raczej próbę storpedowania politycznej lokomotywy Pawła Kukiza i przyciągnięcia do siebie jego wkurzonych na III RP jako do rzekomych herosów walki z systemem. Że prędzej widzą w działaniach Stonogi Moskwę niż Waszyngton.

Jeżeli pytam, czy ta interpretacja na pewno jest zasadna i w nią powątpiewam, to tylko dlatego, że wizja, by Stonogą można było pokonać Kukiza i PiS jawi mi się jako rojenia szaleńca. Emploi tego pana – weźmy choćby pojawiające się w jego kontekście wątki związane z pedofilią – sprawia, że jest on raczej niewybieralny. Nie stanowi żadnej konkurencji dla Kukiza, który – muszę to przyznać przy całym moim braku politycznej sympatii dla jego przedsięwzięcia, będącego póki co wydmuszką pozbawioną struktury – wizerunkowo jest rewelacyjny w tym, co robi. Poczynania Stonogi naprawdę nie wyglądają na poważny plan polityczny, będący w stanie zawrócić trendy, które ukształtowały się w ostatnich tygodniach.

Jednak nawet gdyby tak było – gdybyśmy mieli do czynienia z próbą rzucenia koła ratunkowego układowi z Magdalenki – to intuicja podpowiada mi, że ewentualne zyski obozu III RP w postaci powołania do życia nowej partii będącej rzekomo alternatywą dla PiS-u i Kukiza nie zrównoważą strat związanych z nagłośnieniem afery podsłuchowej, która demaskuje III RP jako państwo teoretyczne.

Widać to dobrze na przykładzie ostatnich dymisji, które pokazały, że rzeczywistość chaosu, farsy i bezprawia, o której od dawna mówi opozycja, jest faktem. Teza, że stanowi to dla opozycji zagrożenie, jest karkołomna.

Stonoga za Stonogą

Na koniec chciałbym dokonać trawestacji pewnej formułki, którą kojarzę z młodości z westernów: „Współpracownicy naszych sojuszników niekoniecznie muszą być przyjaciółmi wolnej Rzeczypospolitej”. Innymi słowy, celem tego tekstu w zakresie wizji political fiction nie było w żaden sposób uwiarygodnianie pana Stonogi. Wręcz przeciwnie, gdyby ta wizja była prawdziwa, to cechy osobowościowe, które predestynowałyby tego pana do podjęcia zadania w operacji taśmowej – a więc sprzedajność – wręcz skreślałyby go jako polityka wolnej Polski. Tym bardziej że wcale nie musiałby mieć do końca świadomości, kto pociąga za sznurki w grze, w której wziął udział.

Scenariusza, że za panem Stonogą stoi pan Stonoga, nie rozważałem, bo moja wyobraźnia publicysty tak daleko nie sięga.

Scenariusz amerykański, nawet jeśli miałby być bzdurą w kontekście ostatniej odsłony afery taśmowej, to z pewnością wart jest rozważenia w kontekście samego nagrywania kacyków III RP i wcześniejszych publikacji nagrań. Nie widzę żadnego dobrego powodu, by go a priori odrzucać.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Jakub Pilarek