10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Gorzki chleb u Niemca – Magdalena Piejko o Polakach jako Europejczykach drugiej kategorii

Rewizje osobiste, wyzwiska, oskarżenia o złodziejstwo, publiczne poniżanie – skazani na poszukiwanie pracy po drugiej stronie granicy mieszkańcy Słubic, Zgorzelca i okolicznych wiosek skarżą s

Sebastian Wallroth/cc3,0
Sebastian Wallroth/cc3,0
Rewizje osobiste, wyzwiska, oskarżenia o złodziejstwo, publiczne poniżanie – skazani na poszukiwanie pracy po drugiej stronie granicy mieszkańcy Słubic, Zgorzelca i okolicznych wiosek skarżą się coraz częściej na zachowanie swoich niemieckich pracodawców. – Czasami mam wrażenie, jakbyśmy się cofnęli o jakieś kilkanaście, a może nawet 100 lat – mówi „Gazecie Polskiej” Katarzyna ze Zgorzelca, pracująca w niemieckiej fabryce obuwia w Görlitz.

– Traktują Polaków z góry, bo wiedzą, że większość mieszkańców z przygranicza nie ma wyjścia i musi pracować u nich. Po niemieckiej stronie miesięcznie można zarobić ok. 1000 euro. Dla Niemców to żadne pieniądze, dla nas – bardzo dużo. U nas można dostać pracę, ale za 1500 zł, z tego nie utrzymasz rodziny – mówi trzydziestoparoletnia Ewa, pedagog, zatrudniona w ośrodku pomocy społecznej w Zgorzelcu. Od wielu lat mieszkańcy Zgorzelca pracują w przygranicznych niemieckich miastach. Opiekują się starszymi ludźmi, podejmują pracę w restauracjach, przy zbiorze owoców i warzyw. Zarobki są różne, ale zawsze lepsze niż po polskiej stronie. Całe rodziny utrzymują się więc siłą rzeczy z pracy „u Niemca”. W Görlitz jedną z najlepiej płatnych była zawsze praca w kostnicy. Rekompensatą za specyficzny zapach, który ciągnął się za pracownikami jeszcze długo po powrocie na polską stronę, były wysokie zarobki w euro.

Po 1 maja 2011 r., kiedy Niemcy całkowicie otworzyli swój rynek pracy dla Polaków, tamtejsi przedsiębiorcy uruchomili kilkanaście fabryk nastawionych na zatrudnianie właśnie naszych rodaków. W sieci można znaleźć setki ogłoszeń o zatrudnieniu we wschodnich Niemczech. Niepokój budzą jednak informacje pod ogłoszeniami, że praca „nie należy do najprzyjemniejszych”.

Jest coraz gorzej

– Jeszcze kilka lat temu podczas wakacji często pracowałam w Görlitz. A to sobie uzbierałam na kuchenkę, a to jakieś dodatkowe pieniądze na wakacje wpadły. Jak trafiłam na sympatycznych staruszków, to dni szybko mijały – mówi Krystyna, nauczycielka jednego ze zgorzeleckich gimnazjów, która pracowała przy obłożnie chorych. – Teraz coraz rzadziej się na to decyduję, tyle się słyszy o tym, jak nas traktują – dodaje.

Polacy, z którymi rozmawiamy, mówią o setkach sytuacji podobnych do tych, o których pod koniec kwietnia informował „Fakt”. Tabloid opisał trudne położenie mieszkańców Gubina, pracujących przy pakowaniu żywności dla jednej z dużych sieci marketów. Robotnicy byli zmuszeni pracować w warunkach, które porównywali do tych, jakie panowały w obozach koncentracyjnych. – Zrobimy wam tu drugie Auschwitz – miał do nich mówić jeden z pracodawców w Lubbenau już na pierwszym spotkaniu.

Albo rewizja, albo wypłata

– Cieszyłem się, jak dostałem tę pracę, ale po jakimś czasie mój zachwyt opadł – mówi w rozmowie z „GP” mieszkaniec Zgorzelca, pracownik niemieckiej wytwórni czekolady. – Sprawdzanie toreb i kieszeni, kary finansowe za jakieś drobne niedociągnięcia, wrzaski, inwigilacja, komentarze pełne pogardy to codzienność – wylicza pragnący zachować anonimowość mężczyzna. – W zeszłym tygodniu odebrano mi część wypłaty tylko dlatego, że nie chciałem się zgodzić na rewizję osobistą, która uwłaczała mojej godności – podkreśla.

– Traktują nas jak podludzi, jak byśmy byli narodem złodziei i krętaczy. Codziennie sprawdzają zawartość naszych szafek. Do zwierząt odnoszą się lepiej – mówi nam z kolei Katarzyna. – To powrót do tego, co już przerabialiśmy. Jeszcze w latach 80. „polscy szabrownicy”, jak nas określali zachodni sąsiedzi, jeździli do Niemiec i wykupywali ubranka i odżywki dla dzieci, ale „porządni obywatele niemieccy” przyjeżdżali do Polski kupować tańsze mięso, masło, benzynę. Słyszałam to w niemieckiej telewizji – pisze internautka na lokalnym forum.

– Dlaczego w Irlandii Polacy są postrzegani jako bardzo pracowita nacja, nie ma problemu złodziejstwa ani alkoholizmu, przez które patrzy na Polaka tak często Niemiec. Irlandczycy specjalnie dla Polaków transmitują w pracy mecze piłkarskie. A tutaj, zwłaszcza jeśli chodzi o Ossis (określenie używane wobec byłych mieszkańców NRD), co chwila budzą się dawne demony? – pyta retorycznie na tym samym portalu Darek mieszkający w Słubicach, a pracujący i studiujący w niemieckim Frankfurcie nad Odrą.

Brak debaty o problemach

Mimo zachwytów niemieckich polityków, którzy podkreślają często, że Polacy pracujący w Niemczech ratują tamtejszy system opieki socjalnej i pobudzają niemiecką gospodarkę, sytuacje bardzo złego traktowania Polaków przez niemieckich pracodawców powtarzają się coraz częściej. – To wszystko przez brak realnej debaty o prawdziwych problemach Polaków mieszkających w Niemczech – mówi „Gazecie Polskiej” Dorota Arciszewska-Mielewczyk, zastępca przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych. Posłanka została uznana za persona non grata w Niemczech tylko dlatego, że na posiedzeniu II Kongresu Organizacji Polskich w październiku ub.r. chciała porozmawiać z niemieckimi politykami o realnych problemach w stosunkach polsko-niemieckich, takich jak utrwalanie kłamliwych stereotypów dotyczących Polaków i polskiej historii w niemieckiej telewizji. Według posłanki, to one kształtują opinie zwykłych obywateli i wpływają na stosunek Niemców do Polaków. – Filmy takie jak „Unsere Mütter, unsere Väter”, przerzucające odpowiedzialność za hekatombę II wojny światowej na Polskę, topią wszelkie pozytywne inicjatywy na rzecz współpracy polsko-niemieckiej – mówiła w październiku ub.r. posłanka PiS.

– Sytuacja byłaby zupełnie inna, gdyby o te sprawy walczyli rządzący. Niestety, przez ostatnie dziewięć lat totalnie wycofali się z jakiejkolwiek aktywności na tym terenie, z walką o przyznanie Polonii statusu mniejszości na czele – mówi „Gazecie Polskiej” posłanka. – Mało tego, w debatach często przedstawiają argumenty strony niemieckiej – podsumowuje.

 



Źródło: Gazeta Polska

Magdalena Piejko