Debata, w której kandydaci na prezydenta mają po dwie minuty, by zaprezentować swoje wizje kluczowych zagadnień związanych z funkcjonowaniem państwa, siłą rzeczy musi przybrać formę agitacji propagandowej. Dla wyrobionego politycznie widza wartość poznawcza takiego wydarzenia jest zerowa. Nie znaczy to jednak, że takiej debaty nie warto oglądać – może ona przecież dostarczyć rozrywki czy to pod postacią teatru, czy cyrku.
Moi faworyci wtorkowego starcia kandydatów na prezydenta RP to Paweł Kukiz w kategorii „teatr” i Grzegorz Braun w kategorii „cyrk”. Zważywszy na to, że od dawna krytykuję tych panów za ich szkodliwą działalność na prawicy, nie muszę chyba tłumaczyć, że powyższe stwierdzenie nie ma charakteru agitacji na ich korzyść. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że siłą Kukiza była spontaniczność i naturalność – nie dziwi mnie, że ten facet może budzić sympatię – świetnie wypadł jako „swojak”. Gdybym miał obstawiać, któremu z kandydatów debata przyniosła najwięcej korzyści w postaci nowych sympatyków, wskazałbym właśnie na Pawła Kukiza. Braun zaś sprawił, że zacząłem się wstydzić, że lubię macę. Gość jest rewelacyjny, wart każdej kwoty wyrażonej w rublach.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Jakub Pilarek