Bronisław Komorowski kreuje się w kampanii wyborczej na wrażliwego człowieka, któremu zależy na szczęściu każdego Polaka. Tymczasem ani prezydent, ani jego żona nie zainteresowali się losem kobiety, która ucierpiała w wyniku zderzenia z prezydencką limuzyną. Nie odpowiedzieli nawet na listy, w których poszkodowana prosiła o pomoc - czytamy w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".
10 grudnia 2014 r. przed Belwederem w Warszawie doszło do poważnej kolizji. Jeden z wozów kolumny prezydenckiej, jadący pasem do skrętu w prawo, pojechał jednak prosto, by później skręcić w lewo w bramę Belwederu. W ten sposób zajechał drogę samochodowi osobowemu. Kierująca autem Natalia Arnal nie zdążyła wyhamować.
Doszło do kolizji. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieście zaocznie orzekł winę… kobiety i ukarał ją mandatem w wysokości 600 zł.
Natalia Arnal nie godzi się na taki wyrok. Zarówno ona, jak i świadek zdarzenia, Jerzy Ernst, nie mają wątpliwości, że winny jest funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu kierujący prezydencką limuzyną.
Kobieta chce złożyć apelację w sądzie. Podjęła też interwencję bezpośrednio u prezydenta i pierwszej damy. „
Cieszę się, że wybrał Pan »zgodę i bezpieczeństwo« w swojej kampanii wyborczej, gdyż w nawiązaniu do 10.12.2014 roku (dzień kolizji) trudno mówić o jakimkolwiek poczuciu bezpieczeństwa (przynajmniej z mojej perspektywy). Szkoda tylko, że pozostał Pan obojętny na ludzką krzywdę, która była konsekwencją tego nieprzyjemnego incydentu” – napisała w liście otwartym do prezydenta. „Przykro mi, że list, który napisałam do Pańskiej Małżonki przed Świętami Bożego Narodzenia pozostał bez odpowiedzi. W liście tym opisałam bardzo przykrą dla mnie sytuację, gdzie prowadzone przeze mnie auto zderzyło się z nieoznakowanym autem BOR u, którym Pan podróżował. Najwyraźniej szkody, które wtedy ponieśliśmy (uraz kręgosłupa szyjnego oraz trauma moja i dziecka), są dla Państwa nieistotne” – czytamy w liście.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, nadzorujące BOR, w piśmie z lutego 2015 r. do posła Adama Kwiatkowskiego z PiS u, który złożył interpelację w tej sprawie, broni prezydenckiego kierowcy. „
Z informacji przekazanych przez Komendę Główną Policji wynika, iż podczas przejazdu wymienionych pojazdów nie doszło do naruszenia przepisów prawa ruchu drogowego, a funkcjonariusz BOR u kierujący samochodem, w którym jechał prezydent RP, nie dopuścił się złamania ww. przepisów” – pisze wiceszef MSW Grzegorz Karpiński.
Jerzy Ernst, świadek zdarzenia, któremu zacytowaliśmy tę wypowiedź, nie kryje oburzenia. –
BOR chyba obowiązują inne przepisy, bo 15 minut po tym wypadku, gdy inny samochód zrobił to samo co kierowca limuzyny prezydenckiej, policja ruszyła za nim w pościg – mówi „Codziennej”. –
Chcą skazać Bogu ducha winną kobietę, gdy to funkcjonariusz BOR u, który kierował samochodem, powinien odejść ze służby. Przecież oprócz tej kobiety i jej dziecka, które wiozła, naraził na niebezpieczeństwo prezydenta. Zamiast przeprosić kobietę, której zniszczyli samochód, panowie zachowali się po chamsku i bezwzględnie wobec niej – dodaje.
Ernst, opisując całe zdarzenie, zauważa, że na miejsce wypadku przyjeżdżały i wymieniały się kolejne radiowozy. Naliczył ich około 10. –
Za każdym razem pojawiał się policjant wyższy rangą, który gestami wskazywał im, co mają robić – relacjonuje świadek zdarzenia.
W piątek wysłaliśmy w tej sprawie pytania do Dariusza Aleksandrowicza, rzecznika BOR u, jednak do czasu zamknięcia tego wydania gazety nie dostaliśmy odpowiedzi. Ostatnia informacja Biura na ten temat pochodzi z odpowiedzi na interpelację posła Adama Kwiatkowskiego.
W piśmie MSW z 27 lutego dowiadujemy się, że gen. bryg. Krzysztof Klimek, szef BOR u, wszczął postępowanie dyscyplinarne wobec funkcjonariusza. Ma ono na celu ustalenie, czy „
czyn, za który funkcjonariusz ponosi odpowiedzialność dyscyplinarną, faktycznie został popełniony i czy obwiniony jest jego sprawcą”, „
wszechstronne wyjaśnienie przyczyn i okoliczności czynu dyscyplinarnie zabronionego”, „
zebranie i utrwalenie dowodów w sprawie” i „
orzeczenie kary dyscyplinarnej współmiernej do zaistniałego przewinienia lub naruszenia dyscypliny służbowej”.
Grzegorz Karpiński z MSW przyznał, że „
w dniu 10 grudnia 2014 r. pojazdy Biura Ochrony Rządu, wśród których znajdował się samochód przewożący prezydenta RP, nie poruszały się jako pojazdy uprzywilejowane”.
Źródło: niezalezna.pl,Gazeta Polska Codziennie
Samuel Pereira