Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Duda dla niezalezna.pl: Komorowski, jako prezydent był jedynie wykonawcą wytycznych partii

 Kto obiecywał w wyborach w 2007 r., że młodzi Polacy „już wkrótce zaczną wracać z emigracji, bo praca tu będzie się opłacać”? Donald Tusk był wtedy w Londynie.

Igor Smirnow/Gazeta Polska
Igor Smirnow/Gazeta Polska
 Kto obiecywał w wyborach w 2007 r., że młodzi Polacy „już wkrótce zaczną wracać z emigracji, bo praca tu będzie się opłacać”? Donald Tusk był wtedy w Londynie. Co zrobił, żeby mogli wrócić? Niech pokażę choć jedną rzecz, jaką zrobił, by tę obietnicę zrealizować. Nic nie zrobił, a jeszcze dodatkowo pogorszył warunki w Polsce - mówi dla portalu niezalezna.pl kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta. Z Andrzejem Dudą rozmawia Samuel Pereira.

Po powrocie z Londynu kontynuuje Pan objazd po wszystkich powiatach w Polsce. Wiek emerytalny – to chyba najbardziej interesujący wyborców temat na tych spotkaniach. Jak Pan ocenia fakt – który za przyczyną Artura Dębskiego kilka dni temu wyszedł na jaw – osobistych interwencji prezydenta Bronisława Komorowskiego u Janusza Palikota w tej sprawie?

To tylko pokazuje istotę jego postawy. W mojej podróży po kraju podkreślam, że prezydent ma mandat od obywateli, powinien narodowi służyć. Ludzie chcieli referendum ws. wieku emerytalnego, przynieśli do Sejmu blisko 1,5 miliona podpisów i prezydent ich nie wsparł. Zamiast tego wsparł partię rządzącą, której był kandydatem i dziś znowu jest w kampanii wyborczej. Widać dla kogo działa i jak bardzo jest w stanie realizować interesy jednej partii. Komorowski zarzuca konkurentom, w tym również mnie, że jestem kandydatem na prezydenta, który będzie słuchał poleceń. Sam był przez 5 lat prezydentem wykonującym wytyczne Donalda Tuska i swojej partii, nie rozumiejąc istoty prezydenckiego mandatu.

Wracając do wizyty w Wielkiej Brytanii. Jakby Pan określił główny cel swojej wizyty w Londynie?
Rozmowa z tymi, którzy zdecydowali się wyjechać z Polski. Chciałem poznać przyczynę, w jakiej sytuacji są młodzi ludzie, rodziny w Polsce, poznać motywacje jakie nimi kierują, by z naszego kraju wyjechać – rozmawiając z ich przedstawicielami. Drobni przedsiębiorcy, którzy w Londynie już coś swojego w różnych branżach zbudowali, osiągnęli jakąś stabilizację, mają dzieci. Rozmawialiśmy o tym, czego oczekują od Polski i czy – jeśli sytuacja w Polsce się poprawi – są gotowi wrócić.

Mówi Pan, że osiągnęli stabilizację w Anglii. Czy rzeczywiście są gotowi wrócić?
Wszyscy mówili o tym, że jeśli sytuacja ekonomiczna w Polsce się poprawi – są gotowi wrócić, że chcą wrócić, jeśli Polska jako państwo nie będzie tak utrudniać życia przedsiębiorcy, a koszty działalności nie będą tak wysokie, zwłaszcza w początkowej fazie. Wielokrotnie słyszałem: W Polsce teraz absolutnie nie ma dla nas „klimatu”, a w Anglii państwo sprzyja ludziom przedsiębiorczym, którzy chcą działać. Tu nie odczuwa się opresji, także w sprawach podatkowych - jeżeli czegoś zapomnisz w rozliczeniu podatkowym, grzecznie zadzwonią. W Polsce taka delikatność spotyka co najwyżej Sławomira Nowaka i jego małżonkę.

W Polsce obecna jest też taka opinia, że ci co wyjechali, to z egoizmu opuszczają swój kraj.
Moi rozmówcy podkreślali, że w dużej mierze o ich decyzji zdecydowały dzieci, założenie rodziny, bo oferta polskiego państwa dla rodzin jest niewystarczająca. Rozmawialiśmy także o sytuacji samotnych matek, jak są traktowane przez państwo. W Anglii samotna matka z trójką dzieci w zasadzie otrzymuje mieszkanie od państwa. Wielokrotnie podkreślali, że w Anglii można powiedzieć, że wręcz opłaca się mieć dzieci. Do głównych argumentów dochodzi poczucie opresyjności administracji państwowej w Polsce, czują że nakłada się im kamień u nogi.  Jedna z matek, która zajmuje się księgowością dla drobnych przedsiębiorców i zna się na tym. Porównywała koszty działalności, biurokrację,  ubezpieczeń społecznych – one są tam wielokrotnie niższe, niż w Polsce.

Przewijał się również temat ZUS, składek dla tej instytucji i wpływu na sytuację finansową
W dyskusji rzeczywiście ZUS pojawiał się bardzo często, wraz z oceną tego systemu, który jest zwyczajnie chory i wymaga uzdrowienia. Z jednej strony wymusza na przedsiębiorcach strasznie wysokie składki – moi rozmówcy porównywali 800 zł jakie w przeliczeniu płacą w Anglii za rok, z 1000 zł jakie w Polsce muszą płacić co miesiąc i co im za nie przysługuje. Z drugiej strony – jak te składki wpływają na koszty działalności i utrudniają życie szczególnie młodym, którzy dopiero ją zaczynają. A na koniec z tych gigantycznych składek wypłacane są głodowe emerytury. System ubezpieczeniowy jest nieudolny i wymaga reformy. Po 1989 roku tak naprawdę nikt się na to nie odważył i trzeba się będzie tego zadania podjąć.

Nie obawia się Pan, że zmiana w funkcjonowania systemu ZUS, z którym związana jest ogromna sieć urzędników, ich rodziny, czy nawet sama zapowiedź może zmniejszyć poparcie w wyborach?
Jesteśmy w takiej sytuacji, że nie ma innej drogi, bo za chwilę się ten system rozpadnie. Do tego dochodzi kwestia OFE, które, nie waham się tego powiedzieć – okazało się wielkim oszustwem. Mówiono „na emeryturze nie będziesz musiał udawać życia”, wszyscy Polacy wpłacali, potem okazało się, że 24 zł dostają? Przecież to jest śmiech na sali.

Rozmawiał Pan również z nauczycielami, których w szkole pojawiło się kilkadziesiąt. O czym była ta rozmowa?
Tutaj głównym tematem były kwestie emerytalne i sytuacja nauczycieli uczących w takich właśnie sobotnich szkołach, którzy nie są traktowani przez polskie państwo tak jak nauczyciele w kraju, czy ci w placówkach konsularnych. Nie mogą realizować ścieżki kariery zawodowej: nauczyciel mianowany, dyplomowany i oni czują się pokrzywdzeni, że są w innej sytuacji, a przecież też ucząc polskie dzieci polskiego spełniają bardzo ważną rolę dla państwa. Rozmawialiśmy też o podręcznikach dla dzieci, których nie ma. Te, które są w Polsce są zbyt skomplikowane na angielskie warunki, te ze Stanów Zjednoczonych są z kolei zbyt przestarzałe i nie pasują choćby językowo do współczesnych realiów. Wskazywali na brak wsparcia ze strony polskich władz, w ich pracy, jaką też dla Polski przecież wykonują. Młode pokolenie urodzone na Wyspach Brytyjskich zaczyna zatracać swój ojczysty język.


Spotkanie i obiad w polskiej restauracji Gryf, przy parafii Ealing / Fot Igor Smirnow/Gazeta Polska

Wiele z tych kwestii, o których Pan mówi to jednak prerogatywy rządu, nie prezydenta
To jest oczywiście nakreślenie wizji i celów prezydentury, ale też etap ustalenia co jest Polakom potrzebne, by w przyszłości np. zaproponować konkretne projekty ustaw, co prezydent może robić. Jeśli Polacy przyjmą moją wizję prezydentury, ja będę również wywierał nacisk, by rząd tę wizję realizował. Prezydent ma prawo zabierać głos w sprawach zagranicznych, a przecież to, jak polskie państwo wspiera, bądź nie swoich rodaków za granicą – to jest sprawa zagraniczna. Jeżeli chcemy żeby wrócili, to musimy przede wszystkim dbać o pokolenie ich dzieci, by jak z rodzicami wrócą do kraju – miały poczucie więzi z Polską. To jest najważniejsze w budowaniu tożsamości, by nie wrócili do kraju, gdzie będą czuć się obco, bądź odepchnięci i zaraz wrócą zagranicę, czując się bardziej obywatelami Wielkiej Brytanii, niż Polski.

Bronisław Komorowski na konwencji, w kontrze do pańskiej wizyty mówił, że największy wzrost emigracji był za rządów Prawa i Sprawiedliwości, w latach 2005-2007.
Granice w Europie dla Polski otworzyły się po wejściu do Unii Europejskiej, w maju 2004 r. To Platforma Obywatelska po 8 latach rządów tłumaczyła, że Polacy wciąż są na emigracji, bo chcą po prostu podróżować i odkrywać nowe kraje, bo mamy w UE otwarte granice. Kto obiecywał w wyborach w 2007 r., że młodzi Polacy „już wkrótce zaczną wracać z emigracji, bo praca tu będzie się opłacać”? Donald Tusk był wtedy w Londynie. Co zrobił, żeby mogli wrócić? Niech pokażę choć jedną rzecz, jaką zrobił, by tę obietnicę zrealizować. Nic nie zrobił, a jeszcze dodatkowo pogorszył warunki w Polsce.

 



Źródło: niezalezna.pl

Samuel Pereira