Pomysły niektórych państw UE, by ustalać płacę minimalną dla zagranicznych przewoźników, doprowadzą do wypchnięcia Polaków z tamtejszych rynków. Niestety, polskie firmy przewozowe stracą także na Wschodzie. Od 2015 r. Rosja drastycznie ograniczyła liczbę zezwoleń przewozowych. Tymczasem pojawiają się sygnały, że w Polsce rosyjscy przewoźnicy robią, co chcą - pisze „Gazeta Polska”.
Niedawno „Gazeta Polska” pisała o ustaleniu przez Niemcy
płacy minimalnej dla zagranicznych przewoźników w wysokości 8,5 euro za godzinę, co zdecydowanie uderzy w polskie firmy przewozowe. Jeśli bowiem ich polscy właściciele musieliby wypłacać swoim pracownikom wynagrodzenie w takiej wysokości, to większość z nich po prostu by splajtowała.
Mogłoby się wydawać, że w tej sytuacji polskim przewoźnikom pozostaje jeszcze rynek wschodni. Jak bowiem wynika z oficjalnych danych zamieszczonych w Dezyderacie nr 11 Komisji Infrastruktury z 6 listopada 2014 r. do ministra infrastruktury, na kierunku wschodnim operuje około 3 tys. polskich firm przewozowych. Regularnie w tej relacji wykorzystywanych jest około 10–12 tys. pojazdów. W roku 2013 Polscy przewoźnicy drogowi wykonali do Rosji około 270 tys. przejazdów. Wartość przychodów z tytułu tych przewozów to kwota co najmniej 700 mln euro.
Jednak szans na to, że transporty na Wschód uratują nasz rynek przewoźniczy, nie ma
. Także stąd jesteśmy wypychani na skutek działań Rosji.
O ile jednak Zachód podejmuje działania delikatne i pozornie korzystne dla polskiego kierowcy (kto nie chciałby w polskich realiach zarabiać ponad 30 zł za godzinę?), o tyle
Rosja postanowiła zwyczajnie nie przepuszczać naszych firm przez swoje terytorium. Polscy przewoźnicy ponoszą także poważne straty na skutek sierpniowego embarga na wwóz do tego kraju owoców, mięsa i innych towarów.
Więcej w tygodniku „Gazeta Polska”.
Źródło: Gazeta Polska
Magdalena Michalska,Maciej Pawlak