Wielokrotnie wstydziłem się za polskie państwo. Tak było, gdy nasze władze udawały, że pada deszcz, kiedy generał Anodina pluła Polakom w twarz. To uczucie towarzyszyło mi, gdy obserwowałem protest opiekunów niepełnosprawnych w Sejmie, obrażanych i wyśmiewanych przez posłów koalicji rządzącej. Podobnie za każdym razem czuję się zażenowany, gdy okazuje się, że państwa polskiego nie stać na to, aby wspomóc słabych, starych czy schorowanych. Gdy słyszę o przymierających głodem legendach Solidarności.
Wczoraj, zapominając o rodzinie rtm. Witolda Pileckiego, jednak władza pokazała, że w biciu rekordów żenady nie ma sobie równych
. – Trudno, żebyśmy wysłali setki tysięcy zaproszeń. Trudno również, żebyśmy wybierali sobie, do kogo wysłać, a do kogo nie wysłać – tłumaczył się wczoraj Piotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz. Zofia Pilecka-Optułowicz, córka rtm. Pileckiego, stwierdziła wczoraj, że od kilku lat nie dostaje zaproszeń, więc się przyzwyczaiła.
Ja się chyba nie przyzwyczaję. Nadal mi wstyd za to dziadowskie państwo.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Jacek Liziniewicz