Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Donieckie "Cyborgi". Pozdrowienie z piekła

„Cyborg” Chworostowski czasem przekazywał informację z donieckiego lotniska przez krótkofalówkę w języku polskim.

zdjęcia Iwan Dłużniewski oraz Jerzy Chworostowsk
zdjęcia Iwan Dłużniewski oraz Jerzy Chworostowsk
„Cyborg” Chworostowski czasem przekazywał informację z donieckiego lotniska przez krótkofalówkę w języku polskim. Polak z Krasiłowa (Podole, obwód chmielnicki) takim sposobem wkurzał Osetyjczyków, walczących po stronie prorosyjskich separatystów. Jeden z nich, Giwi, krzyczał: „Polak, ja cię zarżnę”

Jerzy Franciszek Chworostowski, przed tym, jak poszedł na front, od dłuższego czasu pomagał w obwodzie chmielnickim ukraińskim żołnierzom, walczącym na wschodzie, jako woluntariusz. Kiedy zobaczył, że sytuacja się komplikuje, dobrowolnie zapisał się do szeregów 93. brygady mechanizowanej, chociaż był w wieku 43 lat.

Każdy, kto śledzi doniesienia z pola walk na wschodzie Ukrainy, prawie codziennie słyszy o donieckich „cyborgach” - obrońcach donieckiego lotniska im. Prokofiewa, które cudem pozostaje pod kontrolą ukraińskich sił rządowych. Słowo „cud” nie pasuje do tej sytuacji, bowiem dziękować za obronę tego skrawka ukraińskiej ziemi trzeba dziękować oddziałom ukraińskich wojsk, którzy, nazywani „cyborgami”, często z tego powodu żartują: „Zmieniamy każdego ranku baterię na nową i do boju!”. Bohaterska postawa obrońców lotniska i żelazna wytrwałość posłużyły źródłem licznych reportaży i artykułów w prasie ukraińskiej i światowej.


(zdjęcia Iwan Dłużniewski oraz Jerzy Chworostowsk)

Termin „cyborg” zaczęto używać w mediach od 3 września 2014 roku, chociaż żołnierze 93. mechanizowanej brygady oraz jednostki specjalne bronią lotniska jeszcze od maja. Do dziś separatyści próbują przejąć ten teren, lecz raz za razem kończy się na ich porażce. Ciekawostką jest to, że prorosyjscy terroryści sami też nazywają ukraińskich żołnierzy „cyborgami”.

- Na froncie trzeba umieć rozładować atmosferę – twierdzi Jerzy Franciszek – Ludzie, którzy siedzą w domach przy telewizorach, nie rozumieją tak naprawdę - co tam, na wojnie, się dzieje. Traktują to, często, jak kino. Nie widzą, jak umierają żołnierze, jak tracą zmysły młodzi chłopcy, nie wytrzymując napięcia...

Chworostowski podczas 24-dniowego urlopu w Krasiłowie opowiadał jak najemnicy początkowo kilkakrotnie próbowali ataki "psychologiczne". Szli tłumem, nie chowając się, jak „czapajowcy”.  Jednak gdy „cybordzy” kilka razy ich wykosili - ataki „psychiczne” ustały. Teraz terroryści pełzają w nocy, jak żmije. Warto zauważyć, że ukraińscy żołnierze nie używają określenia „separatyści”, mając na myśli mieszkańców wschodniej Ukrainy. Dziś, według Polaka z Krasiłowa, z Ukrainą od dawna wojują regularne rosyjskie jednostki wojskowe. Pskowska dywizja desantowa, oraz różni najemnicy: kadyrowcy, i inni mieszkańcy putinowskiej Rosji.



- Z mojej grupy na szczęście nikt nie zginął – kontynuuje Chworostowski – choć co prawda kolega ze Starokonstantynowa został ranny. Pozostał z nami do końca rotacji, nie zważając na to, że trzeba było go ewakuować. Robiłem mu opatrunki na spalonych plecach, wskutek ostrzału z zenitek nabojami zapalającymi.

Ukraińscy żołnierze wykorzystywali jako osłonę ruiny zniszczonego lotniska, spalone czołgi i samochody opancerzone, których niezliczona ilość otacza obiekt. Najbardziej straszne w skutkach były ostrzały z „Gradów”, które Rosjanie prowadzili celowo, żeby zniszczyć przegrody betonowe i sklepienia pomiędzy piętrami budynku lotniska. A chłopcy z Podola znajdowali się właśnie pomiędzy piętrami...

To prawdziwe piekło, gdzie śmierć czyha na każdym kroku. Najbliższy oddział ukraińskiego wojska znajdował się w odległości czterech kilometrów. Żeby dostarczyć amunicję i zapasy żywności „cyborgom”, ukraińska artyleria zaczynała intensywny, ostrzał pozycji terrorystów. Tym czasem na lotnisko pędziły BTRy i ciężarówki z paliwem i nabojami.



Chworostowski zapamiętał jednego z kierowców takiego BTRa, młodego mieszkańca Krasiłowa, który cztery razy z rzędu zdołał dostarczyć ładunek na lotnisko. Podczas ostatniego rejsu jego samochód został podbity. Póki krasiłowczanin razem z kaemistą prowadzili ogień w stronę wroga, podjechał inny samochód opancerzony, który wypchał BTR, a towarzyszy zabrał w bezpieczne miejsce.

Eter radiowy znajdował się pod ciągłym podsłuchem terrorystów. Żeby wrogowie nie zrozumieli treści przekazu, Jerzy czasami mówił przez krótkofalówkę po polsku. Najemnicy pomyśleli, że po stronie Ukraińców wojuje polski obywatel i bardzo się wściekli. Jeden z nich, Giwi, rodem z Kaukazu, ciągle krzyczał: „Polak, ja cię zarżnę!” W tym kontekście warto zauważyć, że walki między wojującymi stronami toczyły się często na odległościach 30 metrów!

Polak z Krasiłowa jest bardzo dumny, że właśnie jego oddział zamontował niebiesko-żółtą flagę na donieckim lotniskiem. Wśród innych napisów, które na niej się pojawiły, było słowo „Krasiłów”.
To, że "świat jest mały", Chworostowski przekonał się właśnie na Donbasie, kiedy spotykał tam swoich ziomków – na przykład milicjantów Wołodymyra Lembasa i Witalija Nikitiuka, którzy stacjonowali w Kramatorsku i przyjechali na lotnisko, by dostarczyć Jerzemu paczki z domu.

Posiedzieli razem, wypili po „100 gramów”. Polak odwdzięczył się gościom nie jedzeniem, czy odzieżą, lecz... granatami i nabojami do AK-47. Faktycznie taki „prezent” jest znacznie ważniejszy w strefie ATO od cukierków czy słoniny.



W ruinach donieckiego lotniska „cyborgi” napisali piosenkę, którą Chworostowski nagrał na komórkę i odtworzył potem swoim rodakom w Krasiłowie. Piosenka kończy się słowami:

Rozbiegli się terroryści,
kazaczki, separatyści,
Ukraina – ojczyzna ma!

 



Źródło: niezalezna.pl

Jerzy Wojcicki