W tym roku obchodzimy 33. rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Odpowiedzialni za śmierć wielu osób do tej pory nie odpowiedzieli za zbrodnie. Aby wyrazić swój przeciw wobec tej niesprawiedliwości protestowano pod domem Czesława Kiszczaka.
Demonstracja rozpoczęła się o godzinie 21 na warszawskim Mokotowie. Przed willą ułożono krzyż z kilkudziesięciu płonących zniczy. Zgromadzeni w apelu poległych odczytali nazwiska kilkudziesięciu ofiar stanu wojennego, w ich intencji odmówiono modlitwę.
-
Niech Kiszczak wie, że pamiętamy. On jak inni generałowie nas zniewolili i powinni za to wylądować w więzieniu - mówił Tadeusz Płużański. -
To roku hańby ze względu na państwowy charakter pogrzebu Wojciecha Jaruzelskiego. Tolerancja dla zdrady skończy się tragicznie dla społeczeństwa - dodał Piotr Semka.
Kiszczak podobnie jak Jaruzelski prawdopodobnie uciekł z domu. Wczoraj został wypisany ze szpitala w Gdańsku. W asyście policji trafił tam we wtorek na przymusowe badania. O wysłaniu Kiszczaka na badania zdecydował Sąd Apelacyjny w Warszawie.
(foto: Krzysztof Sitkowski)
-
Założeniem Kiszczaka było zatarcie śladów po wszystkich tych zbrodniach. Myśmy mieli nie wiedzieć, że go zamordowano. Jego zwłoki były oznaczone jako NN - mówi niezalezna.pl siostra, zamordowanego księdza Sylwestra Zycha, która uczestniczyła w proteście.
(foto: Krzysztof Sitkowski)
Wśród demonstrantów są kibice Legii Warszawa. -
Jestem dzieckiem stanu wojennego. Ofiary dyktatury przewracają się w grobach, widząc jak żyją i jak dobrze się mają ich oprawcy - mówi niezalezna.pl Filip.
Paweł Piekarczyk odśpiewał pieśń.
(foto: Krzysztof Sitkowski)
Manifestacja zgłoszona została przez Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości. Protest współorganizowany jest m.in. przez Stowarzyszenie „Koliber” oraz Społeczny Komitet d.s. Upamiętniania Ofiar Stanu Wojennego.
-
Liczba represjonowanych, pozbawionych pracy, zmuszonych do emigracji czy wreszcie pobitych i zamordowanych świadczy o tym, że Kiszczak radził sobie z tym znakomicie. Dzięki jego tajnemu szyfrogramowi ZOMO raniło i zabiło robotników w kopalniach „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu i „Wujek” w Katowicach 15 i 16 grudnia 1981 r. - stwierdził w swoim apelu kilka dni temu historyk Tadeusz Płużański, który jako jeden z pierwszych zachęcał do wzięcia udziału w manifestacji.
Źródło: niezalezna.pl
pk,Magda Piejko