Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Mocny film o polskich emigrantach. Premiera we wtorek w warszawskiej "Wiśle"

„Dziewczynko, przecież nikt ci tego nie puści!” – te słowa reżyser Magdalena Piejko słyszała od swoich rozmówców nieraz.

Robert Krauz/kadr z filmu
Robert Krauz/kadr z filmu
„Dziewczynko, przecież nikt ci tego nie puści!” – te słowa reżyser Magdalena Piejko słyszała od swoich rozmówców nieraz. Potem nawet współpracownicy pytali ją o niektóre sceny: „Naprawdę dajemy to do filmu?”. Tak powstał pierwszy prawdziwy film o trzech milionach młodych Polaków, którzy wyemigrowali w ostatnich latach z ojczyzny, zatytułowany „Tam, gdzie da się żyć” – czytamy w „Gazecie Polskiej”.
 
Jego premiera odbędzie się we wtorek 9 grudnia o godz. 19 w warszawskim kinie „Wisła” przy pl. Wilsona. Przyjdźmy tłumnie – wstęp wolny!
 
To film, który zaczyna się jako spokojna opowieść o zwykłych ludziach, a kończy jako wyciskacz łez i… wezwanie do czynu.
 
Bo mało jest takich, którym łza nie zakręci się w oku, gdy widzą, jak dorosły mężczyzna nieudolnie próbuje panować nad sobą, kiedy mówi: „Moje dzieci nie miały Wigilii nigdy. My mamy stół wigilijny. Jest moja żona. Jestem ja. Jest moich troje dzieci. Ale nigdy przy tym stole nie było dziadka i babci”.
 
Albo gdy raper Gura, który na wygnaniu pokochał historię swojego kraju, wybucha nagle, mówiąc o tych, którzy rządzą w Polsce: „Jak im nie wstyd?! Ja nie wiem. Czy oni k... nie mieli pradziadów?! Nie wiedzą, skąd są, nie wiedzą, jaka krew w nich płynie?!”.
 
Trailer filmu o polskich emigrantach „Tam, gdzie da się żyć”
 
Magdalena Piejko dotarła do miejsc, gdzie wielu dziennikarze bałoby się iść. Inni może by poszli, ale nie umieliby z ludźmi gadać. Piejko, córka działacza pierwszej Solidarności, nie miała takich oporów.
 
Tu nie odetną mi prądu
 
Film nie zaczyna się z wysokiego „C”. Odwrotnie. Na początku są opowieści najprostsze. Jeden z emigrantów zarabiał w Polsce 1500 zł i nie miał szans na założenie rodziny. Inny chciał mieć taki „luksus” jak pewność, że jutro nie odetną mu prądu. Kolejna bohaterka filmu jadła w Polsce tylko zupki chińskie, nie stać jej było na nic innego, bo musiała spłacać kredyt.
 
Jest też prawnik, który nie miał właściwych koligacji rodzinnych, więc nie dostał się na aplikację. Są także w filmie ludzie żyjący w Polsce na granicy prawa, którzy na Wyspach nie muszą uciekać się do podejrzanych moralnie kombinacji, bo bez tego mogą zarobić na godne życie. I jest jeszcze lokalny dziennikarz, który wolał w Irlandii pracować fizycznie, niż w Polsce kłamać.
 
W filmie dzieje się rzecz dawno nad Wisłą niewidziana. Wszyscy, przynajmniej w najważniejszych kwestiach, mówią to samo. Choć oczywiście innym językiem mówi „dres”, a innym prawnik. Okazuje się, że tam, gdzie kończy się pole rażenia TVN, znikają sztuczne podziały wśród Polaków.
 
„Tam, gdzie da się żyć” – po usłyszeniu tego tytułu w oczach każdego chyba emigranta pojawia się gorzkie przytaknięcie: „Tak, to o mnie. Nie chciałem, do cholery, nigdzie wyjeżdżać. Tęsknię, jest mi źle. Ale tu da się żyć. Tam się nie dało”.
 
Tu można założyć działalność gospodarczą w 15 minut, przez internet. Potrzebny jest jeszcze zeszyt w kratkę z dwiema rubryczkami: wpływy i wydatki. Płacisz podatek, tylko jeśli zarobisz. Proste?
 
„Ale wyście wyluzowali” – słyszą emigranci od znajomych. Tak, wyluzowali, bo życie nie jest ciągłą szarpaniną.
 
Muzyką czy montażem w filmie zajmowali się twórcy z tego samego pokolenia, co pokazywani w nim emigranci. W przejmującej muzyce Konstancji Kochaniec można usłyszeć, że rozumie swoich rówieśników, podobnie jak zajmujący się montażem Kuba Pietrzak, syn satyryka Jana Pietrzaka.
 
„Nie jesteśmy Mickiewiczami ani Chopinami”
 
„Nie jesteśmy Mickiewiczami ani Chopinami” – mówi jeden z emigrantów. Jesteście nimi bardziej, niż myślicie – miałem ochotę odpowiedzieć jako autor cyklu o Polakach wygnanych z kraju przez komunę. Jesteście Chopinami choćby z wiersza Stanisława Balińskiego:
 
Celnik przy latarni
Powtarza: „Pan do Polski”. Towarzysz Chopina
Tłumaczy, że pan Chopin do Polski nie wraca,
Że to sprawa idei... Anglik nie rozumie.
Wczytuje się w dokument – nad Kanałem mgły?
„Przecież tu napisane, że z Warszawy Polak,
Że przejazdem przez Paryż... „De passage a Paris”
Chopin chowa dokument do podróżnej torby.


Jest umęczony, kaszle i ręka mu drży.

To jest ten sam ból. Nie ma znaczenia, że ta emigracja nie jest „sprawą idei”, lecz skutkiem pogrzebania polskich idei przez zdrajców, przez co nie da się tu żyć. Owszem, ta emigracja jest „zarobkowa”. Ale polskie nostalgia i złość są te same co u Chopina.
 
Sprzedawczyni kwiatów z filmu nie wie, że powstał już o niej wiersz „Kwiaciarka z Picadilly”, który napisał pół wieku wcześniej Feliks Konarski Ref-Ren, autor „Czerwonych maków na Monte Cassino”. Jak ona – wygnaniec.
 
Naród na oddziale pooperacyjnym
 
Matka kilkorga dzieci opowiada, że tu przeczytała na nowo całą polską klasykę literacką. Orzeł w koronie na facebookowym profilu to tu normalność. To tylko tęsknota za krajem, typowa dla każdego pierwszego pokolenia emigrantów?

A może tak dzieje się także dlatego, że skład emigracji nie jest przypadkowy? Bo częściej emigrują dzieci robotników tworzących pierwszą Solidarność niż dzieci komunistycznych kacyków, które dziedziczą fortuny. Albo chociaż mają zapewnioną pracę w urzędach, sądach czy policji.
 
To tacy emigranci szykują w Irlandii wystawę o Powstaniu Warszawskim. „Pozostała rana na ciele tego kraju, leży naród na oddziale pooperacyjnym” – słyszymy w jednym z hip-hopowych kawałków. W filmie wykorzystano twórczość emigrantów z Brighton – Jarosława „Gury Solo” oraz zespołu INV. „Kocham ten kraj, Orła w koronie, nienawidzę zdrajców myślących o sobie” – to ich credo.
 
Zapewne wielu z Państwa dowie się dzięki filmowi „Tam, gdzie da się żyć”, co słychać u syna, córki albo wnuka, u kolegów z podstawówki, którzy zniknęli z niewirtualnego krajobrazu.
 
Zapraszamy na premierę we wtorek 9 grudnia o godz. 19, a my film dołączymy do bożonarodzeniowego wydania tygodnika „Gazeta Polska”.

Zobacz wywiad z autorką filmu

 



Źródło: Gazeta Polska

Piotr Lisiewicz